do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do czego zmierzasz?Wszyscy do czegoœ zmierzamy—westchn¹³ kupiec.— Popewnym czasie ten cz³owiek tak powa¿nie zapada na zdrowiu, ¿ewidz¹ to wszyscy s¹siedzi.Jedni staraj¹ siê skróciæ jego ¿ycie,a drudzy chc¹ wyci¹gn¹æ z tej choroby jak¹œ korzyœæ dla siebie.Jeszcze inni bêd¹ go chcieli uleczyæ i donieœæ na z³ych s¹siadów.Wybacz, Szamaszi, ale ta historia jest grubymi niæmiszyta.Przecie¿ ka¿dy lekarz za¿¹da zap³aty za swoje us³ugi.Otó¿ to! Ale zanim poznasz cenê, pozwól, ¿e opowiemnieco o samym lekarstwie.Moje lekarstwo to tysi¹c piêæsetdebenów z³ota.Pepiemu zasch³o w gardle.Kupiec wymieni³ sumê tak olbrzy-mi¹, ¿e pozwoli³aby zaci¹gn¹æ na rok kilka tysiêcy najemnikówachajskich lub dzikich górali z gór Tauros.— Lecz procent za takie lekarstwo bêdzie godny fenickiegosprytu — zauwa¿y³ szybko.102— Ale po có¿ od razu mówiæ o procencie? Mówi³em ci, ¿elekarz dba o to, aby ktoœ inny nie zapad³ na chorobê., na któr¹cierpi pacjent.Czy przyjmujesz moj¹ propozycj¹?Egipcjanin wpatrywa³ siê niepewnie w Szamasziego.Zrozum mnie — rzek³ w koñcu, wyraŸnie zdenerwowa-ny.— Takich decyzji nie mogê podejmowaæ sam, to nale¿y dofaraona, a ja jestem niczym.Mo¿esz byæ wszystkim — przerwa³ mu Szamaszi.—Powiedzmy, ¿e ów tajemniczy lekarz chce, abyœ to w³aœnie tyreprezentowa³ interesy faraona w Syrii.Panie, twoja propozycja rozjaœni³a wiele z mych w¹tp-liwoœci, lecz pozostaje faktem, i¿ tak¹ decyzjê mo¿e podj¹ætylko faraon albo ktoœ, kto ma od niego pe³nomocnictwa, a jaich nie mam.Dobrze.Nie bêdê naciska³, ale pamiêtaj o mnie, kiedydotrzemy do Ugaritu.Bêdê pamiêta³.B¹dŸ zdrów, panie — sk³oni³ siê Pepii zsiad³ z wozu.Szamaszi by³ zadowolony.Ryba po³knê³a haczyk.Wspomnienie rozmowy z Szamaszim nie opuszcza³o Anch-numa.Zaczyna³ wierzyæ w to, ¿e jest naznaczony przez bogów.Kupiec nie odpowiedzia³ mu na najwa¿niejsze pytania: kimbyli jego rodzice i gdzie jest jego brat, lecz by³ teraz dziwniespokojny i postanowi³ czekaæ cierpliwie na to, co przyniesie los.Po wielu tygodniach morderczego marszu kolumna ucieki-nierów z Tyru dotar³a do wiosek po³o¿onych na przedmieœciachUgaritu.Anchnum napawa³ siê urokiem ziem, które przemie-rzali.Spokojne osady syryjskich ch³opów otoczone gajamioliwnymi i pola z³oc¹ce siê pszenic¹ dawa³y odpoczynek zmê-czonym oczom i umys³om.Trakt wiód³ wzgórzami, których³agodne stoki opada³y ku morzu.Ch³odniejsza morska bryzasprawia³a, ¿e marsz sta³ siê bardziej znoœny.103Wieœæ o upadku egipskiego garnizonu w Tyrze szybko roze-sz³a siê po nadmorskich krainach.Syryjscy ch³opi na widokniekoñcz¹cej siê kolumny ludzi pognali do zagród stada owieci kóz, pas¹cych si¹ na poroœniêtych wysok¹ traw¹ zboczach,i z zaciekawieniem obserwowali ludzi sun¹cych traktem.Ucie-kinierzy, którzy nie wytrzymali trudów i upa³u, le¿eli na pobo-czu, czekaj¹c na œmieræ.Najstraszniejszy by³ jednak los dzieciumieraj¹cych na rêkach matek.Aby oszczêdziæ im meczami,wielu tyryjczyków zabija³o je od razu na pocz¹tku marszu.Niektóre kobiety po œmierci dziecka sz³y przed siebie w niemymszaleñstwie.Fenicjanie to posêpni ludzie — stwierdzi³ Anchnum.Nie masz racji — odrzek³ Ursilis.— Fenicjanie, czyliludzie z miast nad morzem, s¹ inni od pozosta³ych ludówzamieszkuj¹cych Syriê.Lecz wszyscy maj¹ jedn¹ cechêwspóln¹: przyjmuj¹ wyroki bogów bez sprzeciwu, s¹ te¿bardziej okrutni ni¿ Egipcjanie.Dlatego wydaj¹ ci siê po-sêpni.Ursilisie, myœlê, ¿e musia³eœ podró¿owaæ po œwiecie,zanim znalaz³eœ siê w Egipcie.By³em tu i tam, ale zawsze z utêsknieniem czeka³em, a¿bogowie pozwol¹ mi znaleŸæ siê w Egipcie, abym móg³ poznaæAnchnuma Ciekawskiego!Jesteœ z³oœliwy, ale naprawdê interesuj¹ mnie twoje losy.Nie wiem, czy chce mi siê strzêpiæ jêzyk.Dra¿nisz siê ze mn¹! — parskn¹³ poirytowany Anchnum,ale po chwili doda³ nieco ³agodniej: — Mogê dzisiaj zrezyg-nowaæ ze spania na lwiej skórze.Teraz, przed Ugaritem? Sprytny jesteœ.Powiem ci tylkotyle, ¿e ka¿dy lud jest inny, jednak ludzie wszêdzie s¹ do siebiepodobni.Potrafi¹ tak samo kochaæ i nienawidziæ.Wszyscy s¹te¿ œmiertelni.Fenicjan mo¿na nie lubiæ, ale uwierz mi, ¿ebywaj¹ ludy bardziej nieprzystêpne.Myœlê, ¿e przekonamy siêo tym w Babilonie.By³eœ tam kiedyœ?104Nie, nigdy.Znam go tylko z opowieœci, z legend o wiel-kich czynach za dawnych dni, których ¿aden cz³owiek ju¿ niepamiêta, a które s¹ zapisane na glinianych tabliczkach.A twój lud?Choæ dawno nie by³em w mojej ojczyŸnie, z utêsknieniemczekam chwili, kiedy znów zobaczê miasto zatopione w chmu-rach i pasterzy wyprowadzaj¹cych wielkie stada kóz na past-wiska na p³askowy¿u.Widzia³eœ kiedyœ chmury wisz¹ce tu¿nad ziemi¹?Nie, to musi byæ wspania³e.Nazywamy to zjawisko mg³¹.Zazwyczaj widaæ j¹ ran-kami, kiedy pasterze schodz¹ na zielone ³¹ki, tak zielone, jakichnie ma w Syrii, a tym bardziej w Egipcie.A mój lud.—Ursilis westchn¹³.— Mój lud jest inny ni¿ wszystkie ludy.Bardziej twardy, dzikszy, nieujarzmiony jak woda spadaj¹caz górskich zboczy.Chcia³bym kiedyœ zobaczyæ te kraje.Myœlê, ¿e bêdzie ci to dane.Ugarit po³o¿ony by³ na pó³wyspie nad wielk¹ morsk¹ zatok¹,która w tamtym rejonie g³êbiej wrzyna³a siê w l¹d i w którejznajdowa³ siê s³ynny na ca³ym œwiecie port.Miasto dysponowa³o w³asn¹ flot¹ handlow¹ i wojenn¹, do-wodzon¹ przez najlepszych ¿eglarzy fenickich i kreteñskich,którzy stali siê najemnikami morskimi po zniszczeniu Kretyprzez Achajów.To, co móg³ powiedzieæ o tym wielkim mieœcieUrsilis, mia³o siê jak ziarnko pszenicy do ksiê¿yca wobec tego,co wiedzia³ o Ugaricie Szamaszi.Zna³ na wylot to miejsce i by³tam jedn¹ z najbardziej powa¿anych osobistoœci.Ka¿de miastoma obywateli, którym niczego siê nie odmawia, a Szamasziw³aœnie do takich nale¿a³.Ta okolicznoœæ bardzo sprzyja³aAnc³mumowi i Ursilisowi, którzy zamierzali ukryæ siê tu najakiœ czas.105Ugarit ró¿ni³ siê od wielkich nadmorskich metropolii fenic-kich.By³ przede wszystkim nieco bardziej kosmopolityczny;krzy¿owa³y siê tutaj interesy wielu ludów i wielu w³adcówchcia³o pozostawaæ z tym miastem w przyjaznych stosunkach,mimo i¿ formalnie podlega³o ono Egiptowi.Mieszkañcy bylidumni ze swojej floty i niezale¿noœci, której tak bardzo za-zdroœcili im Fenicjanie z Tyru i Sydonu.Anchnuma podnieca³a myœl o ujrzeniu tego wszystkiego,a Ursilis, który ju¿ kiedyœ by³ w Ugaricie, myœla³ tylko o tym,czy spodoba mu siê on tak jak za pierwszym razem.W koñcu dotarli do gigantycznego, ci¹gn¹cego siê wiele milmuru os³aniaj¹cego miasto od strony l¹du.Górowa³o nad nimpiêtnaœcie wie¿ stra¿niczych.Na morzu zaœ murem by³a flotawojenna.Zatoka, mieni¹ca siê niezliczonymi odcieniami b³êki-tu, ukaza³a setki bia³ych i ró¿nokolorowych ¿agli, które z oddaliwygl¹da³y jak t³um goœci zd¹¿aj¹cych na przyjêcie.Ugarit otwiera³ przed nimi swe podwoje.ROZDZIA£ 7UgaritW olbrzymim domu Szamasziego od wczesnego ranka pano-wa³ ruch.Krz¹tali siê niewolnicy, znoszono wodê i œwie¿e rybyz targu.Anchnuma obudzi³o r¿enie koni z pobliskich stajni.Poczu³ g³Ã³d.Apetyt dopisywa³ mu jak nigdy dot¹d, a domSzamasziego by³ miejscem do jego zaspokajania wrêcz wyma-rzonym.Posi³ki stanowi³y dla gospodarza uroczystoœæ niemalreligijn¹; by³y obfite, szczególnie te wieczorne.Anchnumi Ursilis zajmowali ³adn¹ komnatê z ty³u domu.Dostali odSzamasziego nowe szaty, które upodabnia³y ich do m³odychFenicjan [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl