[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedz Gandalfowi, ¿eby mnie goni³ Wschodnim Goœciñcem,bo wrócimy na niego jak siê da najspieszniej.- Do widzenia! – krzyknêli hobbici zje¿d¿aj¹c wykopem w dó³ i znikaj¹c sprzedoczu Fredegara w tunelu.By³o tu ciemno i wilgotno.W drugim koñcu zagradza³a wylot mocna brama z¿elaznej kraty.Merry zeskoczy³ z siod³a, odryglowa³ bramê, a gdy wszyscyznaleŸli siê poza ni¹, zatrzasn¹³ z powrotem.Rygle opad³y z g³oœnym szczêkiem,a dŸwiêk ten wyda³ siê z³owrogi.- Sta³o siê! – rzek³ Merry.– Opuœci³eœ Shire, jesteœ poza granic¹ kraju, nabrzegu Starego Lasu.- Czy to prawda, co o nim opowiadaj¹? – spyta³ Pippin.- Nie wiem, co masz na myœli – odpar³ Merry.– Je¿eli ci chodzi o stare bajki ogoblinach, wilkach i tym podobnych potworach, którymi niañki straszy³y Grubasa,to raczej nieprawda.A przynajmniej ja w te historie nie wierzê.Prawda jednak,¿e las jest niesamowity.Mo¿na by powiedzieæ, ¿e wszystko tam ¿yje bujniej iœledzi czujniej wydarzenia, ni¿ my przywykliœmy w Shire.Drzewa nie lubi¹obcych.Patrz¹ na ciebie.Zazwyczaj poprzestaj¹ na tym i póki s³oñce œwieci,nie robi¹ nic wiêcej.Tylko od czasu do czasu któreœ, bardziej od innychz³oœliwe, rzuci ga³¹Ÿ pod nogi, wysunie korzeñ na œcie¿kê, opl¹cze ciê powojem.Noc¹ jednak bywa podobno gorzej.Sam ledwie raz i drugi znalaz³em siê w lesiepo zmroku, a i to na skraju, tu¿ za murem.Zdawa³o mi siê, ¿e drzewa szepc¹ coœmiêdzy sob¹, przekazuj¹ jakieœ nowiny, zmawiaj¹ siê w niezrozumia³ym jêzyku;ga³êzie ko³ysa³y siê i giê³y, chocia¿ wiatru nie by³o.Powiadaj¹, ¿e drzewawrêcz poruszaj¹ siê, ¿e umiej¹ okr¹¿yæ i zamkn¹æ niepo¿¹danych goœci.Rzeczywiœcie przed laty zaatakowa³y kiedyœ nasz mur: stanê³y tu¿, schyli³y siêponad nim a¿ na drug¹ stronê.Przyszli jednak zaraz hobbici z siekierami,wyr¹bali setki drzew, rozniecili wielkie ognisko w lesie, wypalili d³ugi pasziemi na wschód od muru.Drzewa ju¿ potem nie powtórzy³y napaœci, ale sta³y siêbardzo dla nas nie¿yczliwe.Po dziœ dzieñ szeroka ³ysina znaczy to miejsce,gdzie podówczas p³onê³o ognisko.- Czy tylko ze strony drzew grozi niebezpieczeñstwo? – spyta³ Pippin.- W g³êbi lasu i na jego dalszych krañcach ¿yj¹ rozmaite dziwne stwory – odpar³Merry.– Tak przynajmniej s³ysza³em, bo nigdy ich na w³asne oczy nie widzia³em.Ktoœ wycina œcie¿ki.Ilekroæ wejdziesz w las, znajdziesz otwarte przesieki, aleniepojêtym sposobem dró¿ki te przesuwaj¹ siê i zmieniaj¹ od czasu do czasu.Nieopodal naszego tunelu zaczyna siê – albo mo¿e zaczyna³a siê – szeroka œcie¿ka,która wiedzie na polanê po ognisku, a dalej mniej wiêcej w po¿¹danym kierunku,na wschód i trochê ku pó³nocy.Tê w³aœnie œcie¿kê spróbujê odnaleŸæ.Hobbici przebywszy bramê tunelu posuwali siê w poprzek szerokiej kotliny.Nik³aœcie¿yna prowadzi³a z niej w górê do stóp lasu, który by³ tutaj o dobre stojardów oddalony od muru.Œcie¿yna urywa³a siê jednak, gdy znaleŸli siê poddrzewami.Ogl¹daj¹c siê, dostrzegali poprzez gêste ga³êzie ciemn¹ kreskê¿ywop³otu; patrz¹c przed siebie, widzieli tylko pnie najró¿niejszych wielkoœcii kszta³tów; proste lub pochy³e i koœlawe, grube lub smuk³e, g³adkie lub sêkatei rozga³êzione, a wszystkie ga³êzie by³y zielone albo siwe od mchu i oœliz³ych,kosmatych porostów.Wœród hobbitów jeden tylko Merry zachowa³ doœæ pogodn¹ minê.- ProwadŸ nas i znajdŸ tê œcie¿kê – zwróci³ siê do niego Frodo.– Uwa¿ajmy,¿eby siê nie pogubiæ i nie zapomnieæ, w której stronie jest mur.Torowali wiêc sobie drogê wœród drzew, a kuce st¹pa³y ostro¿nie, omijaj¹cspl¹tane i wij¹ce siê po ziemi korzenie.Las nie by³ tu podszyty.Teren wci¹¿siê wznosi³ ku górze, a w miarê jak wêdrowcy posuwali siê naprzód, drzewazdawa³y siê coraz wy¿sze, ciemniejsze i gêœciej zbite.Nie s³yszeli nic próczszelestu kropel kapi¹cych od czasu do czasu z nieruchomych liœci.Na razie niezauwa¿yli ¿adnych szeptów ani ruchu wœród ga³êzi, lecz wszyscy mieliniepokoj¹ce wra¿enie, ¿e ktoœ patrzy na nich niechêtnie i ¿e ta niechêæ z ka¿d¹chwil¹ pog³êbia siê, zmienia w antypatiê, a nawet we wrogoœæ.Odczuwali tocoraz wyraŸniej, a¿ wreszcie zaczêli zerkaæ to w górê, to przez ramiê zasiebie, jakby oczekuj¹c, ¿e lada chwila spadnie na nich znienacka jakiœ cios.Œcie¿ki wci¹¿ nie by³o widaæ ani œladu, drzewa ustawicznie zastêpowa³y imdrogê.Nagle Pippin, nie mog¹c d³u¿ej znieœæ napiêcia, wybuchn¹³ niespodzianiekrzykiem:- Hej! Hej! – zawo³a³.– Nic z³ego tu nie zrobiê! Pozwólcie mi tylko przejœæ!Hobbici zaskoczeni przystanêli, krzyk jednak urwa³ siê, jakby zduszony ciê¿k¹zas³on¹.Nie odpowiedzia³o mu ani echo, ani g³os ¿aden, las wszak¿e jakby siêjeszcze bardziej zagêœci³ i jeszcze czujniej wpatrzy³ w natrêtów.- Na twoim miejscu nie wrzeszcza³bym – powiedzia³ Merry.– Wiêcej to namzaszkodzi, niŸli pomo¿e.Frodo zaczyna³ ju¿ pow¹tpiewaæ, czy mo¿na przedrzeæ siê przez las i czy dobrzezrobi³ wci¹gaj¹c przyjació³ w ten okropny g¹szcz.Merry rozgl¹da³ siê nawszystkie strony i zdawa³o siê, ¿e ju¿ nie jest pewny, jaki kierunek obraæ.Spostrzeg³ to Pippin.- Prêdko zd¹¿y³eœ zmyliæ drogê – rzek³.W tej samej jednak chwili Merrygwizdn¹³ z zadowolenia i wskaza³ coœ przed sob¹.- No, no! – powiedzia³.– A wiêc te drzewa naprawdê siê ruszaj¹.Oto przed nami jest polana po ognisku.przynajmniej mam nadziejê, ¿e toona.ale œcie¿ka jakby siê od niej odsunê³a.Wmiarê jak szli naprzód, rozjaœnia³o siê wokó³ nich.Nagle wydostali siêspomiêdzy drzew i znaleŸli na rozleg³ej kolistej polanie.Nad g³owami zobaczyliniebo b³êkitne i czyste, co ich zdziwi³o, bo pod sklepieniem lasu nie moglizauwa¿yæ, jak ranek siê rozpogadza³ i jak mg³a podnosi³a siê w górê.S³oñcewszak¿e nie sta³o jeszcze doœæ wysoko, by zalaæ blaskiem polanê, chocia¿ jegopromienie siêga³y ju¿ czubów drzew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]