[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To marzenie i nadzieja ostatnio ani na chwilę jej nie opuszczały, stając się gorącym pragnieniem dziewczynki.A coraz silniejsza wiara zdawała się obiecywać, że jeśli Stellina odda kielich Dzieciątku, modlitwa zostanie wysłuchana.I wreszcie mama naprawdę ją odwiedzi.Rozdział 25Dziadek Sondry, Peter Lewis, przyjechał w środę po południu.Z ulgą, ale i pewnym rozczarowaniem dziewczyna przyjęła wiadomość, że nie towarzyszył mu Gary.- Zjawi się na sam koncert - zapewnił ją dziadek.- Jest bardzo zajęty i nie mógł się wyrwać.Poza tym ma wystarczające doświadczenie, by wiedzieć, że na kilka dni przed ważnym występem lepiej nie przeszkadzać artyście.Niech pozostanie sam na sam z muzyką.Sondra wiedziała, co ma na myśli dziadek.Gary Willis głęboko, namiętnie kochał muzykę i znał stres, jaki nieodłącznie towarzyszy życiu wirtuoza.- Cieszę się, że mnie rozumie - odrzekła - ale wprost nie posiadam się z radości, że ty już przyjechałeś.Dziadku, wspaniale wyglądasz!Niezwykle ją uradowało, że dziadek jest w takiej dobrej formie.Choroba wprawdzie dawała o sobie znać opuchlizną stawów i palców, ale dzięki potrójnym bypasom wróciły mu kolory i odzyskał energię - a jej utraty najbardziej się Sondra obawiała.W odpowiedzi na zachwyty, jak świetnie wygląda na swoje siedemdziesiąt pięć lat, usłyszała:- Dziękuję, Sondro, ale mój wiek uznaje się teraz dopiero za początek starości.Niezakłócony dopływ krwi do serca czyni cuda, choć mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała się o tym przekonać na własnej skórze.Przynajmniej, pomyślała Sondra, usiłując znaleźć chociaż jeden jasny punkt, dziadek jest na tyle silny, że zniesie cios, gdy po koncercie wyznam mu prawdę o dziecku i powiem, co zamierzam zrobić.Ale na samą myśl o tym pobladła.- Ty zaś schudłaś i wyglądasz na zatroskaną - zauważył sucho.- Coś się stało czy to tylko zwykła trema przed występem? Jeśli tak, to czuję się rozczarowany.Myślałem, że już cię z niej wyleczyłem.Nie odpowiedziała wprost.- Dziadku, przecież w końcu zagram w Carnegie Hall.To coś więcej niż zwykły występ.W czwartek i piątek dziadek odnawiał stare znajomości, a Sondra ćwiczyła pod okiem nowojorskiego nauczyciela.W piątek wieczorem przy kolacji dziadek wspomniał, że odwiedził kościół świętego Klemensa i usłyszał o kradzieży kielicha biskupa Santoriego.- Podobno tej samej nocy porzucono tam dziecko - mówił, czytając menu, jak zwykle całkowicie pochłonięty tą czynnością.- Zdaje się, że niedawno pisano o tym w prasie.- Umilkł.- Sola z rusztu i sałatka - zamówił, a potem zmierzył wnuczkę przenikliwym wzrokiem.- Kiedy zapraszam cię do Le Cirąue 2000, miej choć tyle przyzwoitości, by przynajmniej udawać zainteresowanie kartą.Następnego dnia zaś, gdy słuchał gry Sondry, ujrzała w jego oczach rozczarowanie.Ćwiczyła sonatę Beethovena i choć nie miała wątpliwości, iż jej technice nie można niczego zarzucić, zdawała też sobie sprawę z tego, że w jej interpretacji utworu nie było ognia ani namiętności.Dziadek doskonale to wyczuwał.Kiedy skończyła, wzruszył ramionami.- Twoja technika jest doskonała, nie popełniłaś ani jednego błędu.Podczas gry nie należy całkowicie angażować się w muzykę.Nie wiem, czemu, ale tak jest.Ty jednak wcale się w nią nie angażujesz! - Spojrzał na wnuczkę surowo.- Sondro, rób tak dalej, a wystąpisz w wielkich salach koncertowych, a potem błyskawicznie z nich znikniesz.O, tak! - Pstryknął pacami.- Co się z tobą dzieje? Zamykasz się przed człowiekiem, który cię kocha i którego ty chyba również darzysz uczuciem.Masz do mnie pretensje.Nie wiem, o co, ale czuję to od lat.Czy nie możesz być ze mną szczera?Zniechęcony i rozczarowany, wzruszył ramionami, odwrócił się i skierował do wyjścia.- Jestem matką dziecka podrzuconego u świętego Klemensa! - wykrzyczała za nim, a słowa te niemal zawisły w powietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]