[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Joshuo, jeśli tak jest w istocie, to naprawdę poważny zarzut-wtrącił się Aidan.- Wielkie nieba, czyżbym była zaręczona z mordercą? - odezwała się Freyja.Dłonią, która nawet lekko nie zadrżała, uniosła filiżankę z kawą do ust.Jakie to zabawne!Chastity była śmiertelnie blada.Constance też.Wielebny Calvin Moore wstał, odchrząknął i uniósł ręce, jakby miał udzielić wszystkim błogosławieństwa.- Nie mylisz się.Hallmere - powiedział.- Taka sugestia rzeczywiście została wysunięta.Pan Garnett twierdzi, że był świadkiem wydarzeń tamtej nocy, gdy zginął mój kuzyn.Z tego właśnie powodu wezwała mnie tutaj Corinne.Potrzebowała mężczyzny, krewnego, który mógłby jej doradzić.Teraz jednak nie czas i nie miejsce, by rozmawiać o tak przykrych sprawach.- Nie wyobrażam sobie lepszego czasu i miejsca - odparł Joshua i uśmiechnął się do wielebnego.- Usiądź, Calvinie.Wszyscy zebrani tutaj są rodziną albo wkrótce będą.Markiza chwyciła się za gardło.Twarz jej nagle poszarzała.- Joshuo, mój drogi - odezwała się omdlałym głosem.- Nawet przez chwilę nie wierzyłam w choćby jedno słowo pana Garnetta.Nie wiem, dlaczego on mówi takie rzeczy.Czułam jednak potrzebę skonsultować się w tej sprawie z osobą mądrzejszą ode mnie, z mężczyzną, kimś z rodziny.A kuzyn Calvin jest duchownym.- Calvinie, mam nadzieję, że mój niespodziewany przyjazd nie wprawił cię w zbyt wielkie zakłopotanie - powiedział Joshua.- Zapewniam, że z mojej strony nic ci nie grozi.Rzeczywiście byłem z Albertem tamtej nocy, gdy utonął, ale go nie zabiłem.Ciociu, a kiedy ja miałem tu być wezwany, żebym mógł się bronić przed zarzutami? Czy też może twój list, wysłany do Lindsey Hall, minął się ze mną w drodze?- Zrozum, byłam okropnie wstrząśnięta.- wymamrotała ciotka.- Nie wiedziałam, co robić.Poprosiłam kuzyna Calvina, żeby przyjechał i udzielił mi rady.Nie chciałam na razie po ciebie posyłać, gdyż mogło ci tu grozić niebezpieczeństwo.- To świadczy o twojej nadzwyczajnej troskliwości - odparł Joshua.- No, cóż.- Ciotka otarła usta serwetką.- Jesteś przecież bratankiem mego męża.Zawsze traktowałam cię jak syna.- Constance, wierzysz, że mogłem zamordować twojego brata? - Popatrzył na kuzynkę.Spojrzała mu w oczy.- Nie, Joshuo - odparła.- Nie wierzę.- Chass? - spytał dziewczynę, która z pobladłą twarzą nadal wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.- Wierzysz w to? Pokręciła powoli głową.- Nie - wyszeptała.- A ty, CaWinie? - zwrócił się do kuzyna, który właśnie usiadł z powrotem na swoim miejscu.Calvin odchrząknął.Chyba robił to odruchowo.- Hallmere, znałem cię jako psotnego chłopca - odparł.- O ile dobrze pamiętam, nigdy jednak nie byłeś nikczemnikiem.Uwierzę w twoją winę, tylko jeżeli zostanie udowodniona ponad wszelką wątpliwość.- To uczciwe postawienie sprawy - stwierdził Joshua.- Freyjo?- Poranek mija, a my tu omawiamy jakieś bzdury - powiedziała wyniosłym tonem, zadzierając nos.- Nie mogę się doczekać obiecanej przejażdżki do wsi.- Ja też - oświadczyła Morgan.- Zdaje się, że i dzieci już się niecierpliwią, żeby wreszcie wyjść na dwór - dodał Aidan.- Joshuo, dzisiaj po południu będę ci z przyjemnością towarzyszył podczas wizyty u pana Garnetta.Mniemam, że zamierzasz go odwiedzić?- Oczywiście - odparł Joshua.- CaMnie, chyba lepiej będzie, jeśli ty też się z nami wybierzesz.Ciotka znów otarła usta.- Pan Garnett wyjechał - rzuciła.- Co pani powie, madame? - zdziwił się Aidan.- Gdyby był obecny w domu, zaprosiłabym go tutaj, żeby pomówił z kuzynem Calvinem - odparła.- Jak wszyscy niecierpliwie czekam, by usłyszeć od niego, że się pomylił.On jednak wyjechał na kilka dni.- Naprawdę? - Joshua spojrzał na ciotkę z rozbawieniem.- W takim momencie? - Alleyne nie posiadał się ze zdumienia.- Gdy powinien udać się do sędziego, by złożyć zeznania? Muszę przyznać, Joshuo, że w całej sprawie najbardziej nie rozumiem, dlaczego on czekał aż pięć lat i zdecydował się wystąpić dopiero teraz.- Zdaje się, że Garnett wyjechał, żeby dokładniej przemyśleć swoje zeznania - stwierdził Joshua.- Byłby głupcem, postępując zbyt pochopnie.Zwłaszcza że zwlekał tak długo.Podczas rozprawy jego słowo stanęłoby przeciw mojemu, a ja przecież jestem markizem Hallmere’em.Należy mieć tylko nadzieję, że nie okaże się nadgorliwy.Powinien pamiętać, że łódź, z której pewnie przyglądał się okropnej zbrodni, musiała być widoczna także dla mnie, i co bardziej istotne, dla Alberta.Dlaczego Garnett odpłynął i nie zaofiarował pomocy? Czyżby obawiał się, że jego też zamorduję?- Joshuo, lekceważysz sobie tę sprawę - odezwała się ciotka płaczliwym głosikiem.- A ona może się okazać naprawdę poważna.Nie zniosłabym tego, gdybym straciła bratanka, który zawsze był mi tak drogi, jak własny syn.Jestem o krok od zasugerowania ci, byś wyjechał już teraz, póki jeszcze możesz.Byłbyś przynajmniej bezpieczny.- Och, ale straciłbym szacunek dla samego siebie, gdybym postąpił jak tchórz - odparł Joshua z szerokim uśmiechem.- A ja byłabym wściekła, gdybym jednak nie została panią Penhallow - powiedziała Freyja szyderczo i wstała.- Ta konwersacja robi się coraz bardziej męcząca.Wybieram się na konną przejażdżkę, nawet jeśli nikt z was nie będzie mi towarzyszył.Wszyscy wstali od stołu.Z wyjątkiem markizy, która wyglądała, jakby była chora i nie miała sił się ruszyć.- Skoro więc nie spotkamy się dzisiaj z Garnettem, powinniśmy przynajmniej skorzystać z pięknej pogody - powiedział Joshua.- Zbierzmy się w holu za pół godziny, dobrze? Weźmiemy też dzieci i Prue.Ciociu, nie wolno ci się już dłużej martwić.Gdy w końcu zobaczę się z Garnettem, ostro go zbesztam, że tak poważnie nadszarpnął twoje delikatne nerwy.Pozwól, że cię odprowadzę do apartamentu.Podał ciotce ramię.- Mam nadzieję, że z nim pomówisz, Joshuo.- Markiza westchnęła, opierając się ciężko na ramieniu kuzyna.- Naprawdę nie mogę tego wszystkiego znieść.Dla Freyji szybko stało się jasne, że Joshua jest bardzo lubiany, zarówno w Penhallow, jak i wiosce Lydmere.Zauważyła, że w domu służący uśmiechają się serdecznie, gdy go obsługują czy nawet tylko obok niego przechodzą Nie mogła się powstrzymać od porównań ze służbą w Lindsey Hall, której pomysł, by uśmiechnąć się do Wulfrica, wydałby się równie niedorzeczny jak to, by śpiewać lub tańczyć w jego obecności.W Lydmere serdeczna reakcja była jeszcze bardziej zauważalna.Natychmiast rozpoznawano Joshuę, gdy jechał u boku Freyji na czele wycieczki.Każdy dygał, kłaniał się lub zdejmował czapkę.To specjalnie nie dziwiło, bo przecież był markizem Hallmere’em, ale wszystkie twarze rozjaśniały się w uśmiechu.A niektórzy co śmielsi wieśniacy wykrzykiwali też pozdrowienia.No tak, można się tego było spodziewać, pomyślała Freyja, z irytacją przemieszaną z podziwem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]