[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sięgała mu zaledwie do podbródka.- Czy ty też uciekłaś, mała sarenko? - zapytał.Mówienie do niej nie miało sensu, ale milczenie też było niezręczne.Uśmiechnął się głupio.Za parę lat, pomyślał, mężczyźni będą zabiegać o nią tuzinami, bez względu na jej głuchotę.Gdy zadawał jej to pytanie, patrzyła na jego usta, po czym uśmiechnęła się i skinęła głową.Czyżby go zrozumiała?- Jesteś sama? Gdzie twoja opiekunka? Uśmiechnęła się przekornie i wskazała na dom za drzewami.- Lubisz być sama? Spojrzała na wodospad i rosnące wokół drzewa.Przyłożyła ręce do serca, a potem zatoczyła łuk ramionami i popatrzyła na niego.- Kochasz przyrodę? - Któżby nie kochał tego piękna wokół i samotnego wśród niej przebywania? Ale jak to jest, kiedy nie słyszy się szumu wody? -1 wolisz tu być sama?Głuchota sprawia, jak przypuszczał, że człowiek zamyka się w sobie, tworzy swój własny świat.Ciekawe, myślał, czy ta dziewczyna czuje się samotna.Ma taki radosny uśmiech.- Przeszkodziłem ci - powiedział.- Zaraz sobie pójdę.Ale bądź ostrożna.- Wskazał na skałę, na której stała, i odwrócił się z zamiarem odejścia.Lecz ona obiema dłońmi chwyciła go za rękę i potrząsnęła głową.A więc jest komuś potrzebny, pomyślał ze zdziwieniem, choćby tej dziewczynce.- O co chodzi, mała sarenko? - zapytał.W odpowiedzi poprowadziła go ku skałom.Przeskakiwała z jednej na drugą i dotarła do tej zwisającej nad wodą.Ashley z niejakim wysiłkiem podążał za nią.Usiadła, wskazała mu gestem, by usiadł obok, i machając nogą, sięgnęła wody.Obróciła się ku niemu z uroczym uśmiechem.- Czy to wyzwanie? - zapytał.Przechyliła się i nabrała wody w obie dłonie.Myślał, że chce go ochlapać, i spiął się, czekając na atak, ale ona uniosła dłonie do twarzy, zamknęła oczy i przywarła do wody najpierw jednym policzkiem, potem drugim.Twarz jej wyrażała zachwyt, niemal ekstazę.Zastanawiał się, czy wobec braku dwóch zmysłów inne stają się bardziej wyczulone.Ogarnęła go przemożna pokusa, której nie mógł się oprzeć.Zdjął buty, postawił je za sobą, ściągnął pończochy, rozluźniwszy uprzednio taśmę pludrów, opuścił ostrożnie nogi do wody, nie mogąc się nadziwić, co też on wyprawia.- Rany Chrystusa! - wykrzyknął niemal.Emilia patrzyła na niego, śmiała się, a dźwięki, jakie wydawała, były dziwne i brzmiały raczej nieprzyjemnie.Wyciągnął nogi z wody i oparł się piętami o skałę.Otoczył ramionami kolana.Ona uczyniła podobnie, z tym że wsparła o kolano policzek.Wpatrywała się w niego badawczo.- Dlaczego mi się przyglądasz, mała sarenko? - zapytał.- Woda jest piekielnie zimna.Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.Urocze dziecko.Ile może mieć lat? Aha, czternaście, tak mówiła Anna.Czternaście, a on dwadzieścia dwa.Osiem lat różnicy.Tak jak między nim a Lukiem.Czy on, Ashley, także był w jego oczach dzieckiem? Luke nie okazał mu nigdy zniecierpliwienia, nigdy nie dał po sobie poznać, że woli inaczej spędzać czas niż na rozmowie z młodszym bratem.Spojrzał dziewczynce prosto w twarz.- Rozumiesz mnie - rzekł.- Ale nie możesz nic powiedzieć.To ci sprawia ból, prawda, mała sarenko?W jej oczach - tych cudownie wyrazistych oczach - pojawił się smutek.Zastanawiał się, czy nabyła jakąś umiejętność komunikowania się z ludźmi.Parę gestów rąk, co zauważył już przedtem.Czy ktokolwiek - na przykład Anna - troszczy się o to, by nauczyć ją posługiwania się rękami, co stanowiłoby jakąś namiastką języka? A jeśliby nawet przyswoiła sobie tę sztukę, czy potrafiłaby dłońmi wyrazić swoje uczucia?Uśmiechnął się do niej.- Odpowiedz na moje pytanie - rzekł ciepło.Skinęła wspartą o kolano głową, a w oczach wciąż miała smutek.Pogładził delikatnie lok włosów przesłaniających jej twarz.Uniosła z uśmiechem dłoń do góry.Wskazała na niego, po czym czterema palcami uczyniła kilka gestów w stronę kciuka i wskazała na siebie.Widząc, że nie zrozumiał, powtórzyła tę czynność.- Chcesz, żebym coś mówił? - zapytał.Skinęła głową.Więc mówił.Opowiedział jej o swoim dzieciństwie, jak to kiedyś przyjechał ze szkoły do domu na wakacje i nie zastał Luke’a, opowiedział, jak głupi, bezsensowny tryb życia prowadził w Londynie.Nie wspomniał jednak o rozrzutnej kochance, na którą nie było go stać - o nudzie, na jaką był skazany w domu.Opowiedział o zawodzie, jaki go spotkał, i o własnym poczuciu winy.Poczuł ulgę, zrzucając z serca ten ciężar, nawet jeśli powiernikiem był ktoś, kto być może nie zrozumiał wszystkiego, a jeśli zrozumiał, to i tak w niczym nie mógł mu pomóc.Lecz sympatia, jaką wyczuwał, uspokoiła go, ukoiła jego samotność.- Jestem nieszczęsną, podłą istotą, mała sarenko - powiedział na zakończenie, uśmiechając się do niej.Powoli potrząsnęła przecząco głową.- A ty umiesz słuchać - rzekł, świadom paradoksu, a zarazem prawdy, jaką zawarł w tych słowach.Uśmiechnęła się.Milczał, wsłuchany w szum wody i wpatrzony w iskrzącą się głębię wodospadu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]