do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz jako staranie celniejszych osób, a szczodrobliwoœæ Tyberiusza ku nêdznym,folgê czyni³a strapionemu miastu, tak zagêszczone, a silniejsze coraz plotkarzyokrucieñstwa wiêkszego smutku nabawia³y.Domicy Afer, oskar¿yciel dawniejKlaudii Pulchry, uda³ syna jej Kwintylego Wara, cz³owieka majêtnego, który siêkrwi¹ Cezara tyka³.Co jednak nie takie sprawi³o podziwienie, i¿ jeden nêdzarz,roztrwoniwszy marnie wziêt¹ za plotki nagrodê, nowego przez zbrodnie zyskuszuka³.To dziwniejsze, ¿e Dolabela pomaga³ w tej robocie, a bêd¹c sam wysoceurodzony i Wara powinowaty, w³asn¹ krew o zgubê, a szlachetnoœæ imienia o hañbêprzyprawia³.Sprzeciwi³ siê temu Senat, odk³adaj¹c sprawê do powrotuTyberiusza, co by³o ówczeœnie jedyn¹ w ostatnim nieszczêœciu ucieczk¹.Tym czasem Cezar poœwiêciwszy œwi¹tynie w Kampanii, chocia¿ og³osi³ wyrokiem,„aby mu nikt spokojnoœci nie przerywa³”, a rozstawieni wszedzie ¿o³nierzedostêpu bronili.Przyksz¹c sobie l¹dowe mieszkanie uda³ siê na wyspykapryjskie, cieœnin¹ trzech mil od Surrentynu oddzielone.Rozumiem, i¿ mu siêto miejsce najbardziej z odludnoœci podoba³o, opasane nieportowym morzem, gdzieledwo ma³e statki przystêp i stanowisko mieæ mog³y, i ¿e nikt po kryjomu iniepostrze¿ony do niej zawin¹æ nie móg³.Zima tam ³agodna przez wynios³¹ górê,o któr¹ siê pó³nocne otr¹caj¹c wiatry ostroœci swej nie donosz¹.W leciezachodnie powiewy s³oneczne odwil¿aj¹ skwary.Otwarte nako³o morze wdziêcznysprawuje widok, mianowicie sk¹d spojrzeæ na rozkoszne owe wybrze¿e, nimWezuwiusza po¿ogi postaæ miejsca odmieni³y.Wieœæ niesie, ¿e tam niegdyœ Grecy,a na samej wyspie Telebowie mieszkali.Tyberiusz zbudowa³ na niej dwanaœciemisternych pa³aców pod ró¿nymi imionami, puœciwszy tak swobodnie tajemnymniewstydom i szkodliwej gnuœnoœci, jak najpierw o dobro publiczne by³troskliwym.Sz³a za nim wszêdzie podejrzliwa lekkowiernoœæ, któr¹ chytry Sejanusilniej ni¿eli w Rzymie podsyca³, z³oœliwszym a otwartym ju¿ Nerona zAgryppin¹ ujadaniem.Przydano im do stra¿y ¿o³nierzy, którzy posy³ki, wizyty,wszystkie jawne i tajemne sprawy jak z regestru donosili.Naprawiano umyœlniezdrajców z porad¹ ucieczki do wojsk germañskich, albo a¿eby stan¹wszy nag³Ã³wnym rynku przy pos¹gu Augusta, Senatu i ludu prosili o ratunek, którenamowy chocia¿ wzgardzone, za przyjête im zarzucano.781 rok od Za³o¿enia Rzymu ( 28 r.n.e.)Pod konsulami Juniuszem Sylanem i Syliuszem Nerw¹, sam roku pocz¹tek brzydkimzel¿ony postêpkiem, kiedy Tycjusza Sabina, w celniejszym rycerstwa stanieurodzonego porwano do wiêzienia za to, ¿e Germanikowi sprzyja³.Nie pprzestawa³on oœwiadczaæ ¿yczliwoœci ¿onie i dzieciom zmar³ego przyjaciela.Nie odstêpowa³boku prywatnie i publicznie, zostawszy sam jeden z licznej klientów dru¿yny, comu u dobrych s³awê, u z³oœliwych nienawiœæ zjedna³o.Zmówi³o siê na niegoczterech niedawnych pretorów: Latyn Lacjaris, Porcjusz Kato, Petyli Rufus iMarek Opsjusz, w nadziejê konsulatu, którego bez ³aski Sejana dopi¹æ, a ³askêjego bez zbrodni trudno by³o.U³o¿yli tak rzecz miêdzy sob¹, aby Lacjaris, jakopoufalszy nieco Sabinowi sztuk¹ nañ zachodzi³, a inni œwiadkami tylko byli, apotem wszyscy wspólnie ¿a³obê poczynali.Najpierw wtedy zdrajca, wkroczywszy wpotoczne rozmowy, zjecha³ powoli do cnoty Sabina, „¿e nie w samej tylkopomyœlnej dobie, jak i wielu innych, lecz i w ¿a³osnych przypadkach strapionegodomu nie odst¹pi³.” Ubolewa³ razem nad niedol¹ Agryppiny, przydaj¹cwielepochwa³ Germanikowi.Postrzeg³szy zatem, ¿e Sabin, jako s¹ pospolicie dotkliwew nieszczêœciu serca, z p³aczem swe ¿ale wynurza³.Pocz¹³ zuchwalej na Sejanagadaæ, narzekaj¹c na jego hardoœæ, okrucieñstwo, dumne zamys³y, w czym samemunawet Tyberiuszowi nie borgowa³.Te rozmowy, niby z poufa³oœci wolniejsze,œciœlejszej miêdzy oboma przyjaŸni uczyni³y pozór.Odt¹d ju¿ Sabin sam Lacjaraszuka³, do domu jego uczêszcza³, dolegliwoœci swoje, jakby przednajwierniejszym przyjacielem otwiera³.Z³o¿yli wiêc radê, jakim by sposobem to wszyscy s³yszeæ mogli, poniewa¿miejscu, na kytórym trwa³a rozmowa, trzeba by³o zostawiæ barwê osobnoœci, astoj¹c pod drzwiami, lada szelest i rzucenie oka ³atwo by podejrzenia nabawi³o.Przeto wgramoliwszy siê pod dach, nie mniej plugawym przechowkiem, jak ihaniebn¹ zdrad¹, trzej senatorowie le¿¹c miêdzy belkami na pu³apie, ucha przezszczeliny i szpary szeptom nadstawiali [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl