do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, Nenneke, milcz, proszê.I takczas mi w drogê.Trzy dni, panie hrabio.Nie proszê o wiêcej.- I s³usznie, ¿e nie prosisz - powiedzia³a kap³anka, zanim Falwick zd¹¿y³zareagowaæ.- S³yszeliœcie, ch³opcy? WiedŸmin pozostanie tu przez trzy dni, botaka jest jego zachcianka.A ja, kap³anka Wielkiej Melitele, bêdê mu przez owetrzy dni udzielaæ goœciny, bo taka jest moja zachcianka.Powtórzcie toHerewardowi.Nie, nie Herewardowi.Powtórzcie to jego ma³¿once, szlachetnejErmel-li, dodaj¹c, ¿e jeœli zale¿y jej na nieprzerwanych dostawach afrodyzjakówz mojej apteki, niechaj lepiej uspokoi swego diuka.Niechaj powœci¹gnie jegohumory i fanaberie wygl¹daj¹ce coraz bardziej na objawy zidiocenia.- Dosyæ! - krzykn¹³ cienko Tailles, a g³os za³ama³ mu siê w falset.- Nie myœlês³uchaæ, jak jakaœ szarlatanka zniewa¿a mojego seniora i jego ma³¿onkê! Niepuszczê p³azem takiej zniewagi! Tu rz¹dziæ bêdzie teraz zakon Bia³ej Ró¿y,koniec bêdzie z waszymi gniazdami ciemnoty i zabobonu! A ja, rycerz Bia³ejRó¿y.- S³uchaj no, smarkaczu - przerwa³ Geralt, uœmiechaj¹c siê paskudnie.- Pohamujrozlatany jêzyczek.Mówisz do kobiety, której nale¿y siê szacunek.Zw³aszcza odrycerza Bia³ej Ró¿y.Co prawda, aby zostaæ takowym, ostatnio wystarczy wp³aciædo skarbca kapitu³y tysi¹c novigradzkich koron, zakon zrobi³ siê zatem pe³ensynów lichwiarzy i krawców, ale jakieœ obyczaje chyba jeszcze u was przetrwa³y.A mo¿e siê mylê?Tailles poblad³ i siêgn¹³ do boku.- Panie Falwick - powiedzia³ Geralt, nie przestaj¹c siê uœmiechaæ.- Jeœli onwyci¹gnie miecz, odbiorê mu go i op³azujê gówniarza po rzyci.A potem wybijênim drzwi.Tailles dr¿¹cymi rêkami wyci¹gn¹³ zza pasa ¿elazn¹ rêkawicê i z trzaskiemcisn¹³ ni¹ o posadzkê tu¿ przed stopami wiedŸmina.- Zmyjê zniewagê zakonu twoj¹ krwi¹, odmieñcze! -wrzasn¹³.- Na udeptanejziemi! WychodŸ na podwórzec!- Coœ ci upad³o, synku - rzek³a spokojnie Nenneke.-Podnieœ to zatem, tu niewolno œmieciæ, tu jest œwi¹tynia.Falwick, zabierz st¹d tego durnia, bo skoñczysiê to nieszczêœciem.Wiesz, co masz powtórzyæ Herewardowi.Zreszt¹, napiszê doniego osobisty list, wy nie wygl¹dacie mi na godnych zaufania pos³añców.Wynoœcie siê st¹d.Traficie do wyjœcia sami, mam nadziejê?Falwick, powstrzymuj¹c rozwœcieczonego Taillesa ¿elaznym uchwytem, uk³oni³ siê,chrzêszcz¹c zbroj¹.Potem spojrza³ w oczy wiedŸmina.WiedŸmin nie uœmiechn¹³siê.Falwick zarzuci³ na ramiê karminowy p³aszcz.- To nie by³a nasza ostatnia wizyta, czcigodna Nenneke - powiedzia³.- Wrócimytu.- Tego siê w³aœnie obawia³am - odrzek³a zimno kap³anka.- Ca³a nieprzyjemnoœæpo mojej stronie.MNIEJSZE Z£OIJak zwykle, pierwsze zwróci³y na niego uwagê koty i dzieci.Prêgowaty kocur,œpi¹cy na nagrzanym s³oñcem s¹gu drewna, drgn¹³, uniós³ okr¹g³¹ g³owê, po³o¿y³uszy, parskn¹³ i czmychn¹³ w pokrzywy.Trzyletni Dragomir, syn rybaka Trigli,który na progu cha³upy robi³ co móg³, aby jeszcze bardziej upapraæ upapran¹koszulinê, rozwrzeszcza³ siê, wlepiaj¹c za³zawione oczy w przeje¿d¿aj¹cego obokjeŸdŸca.WiedŸmin jecha³ powoli, nie staraj¹c siê wyprzedzaæ wozu z sianem tarasuj¹cegouliczkê.Za nim, wyci¹gaj¹c szyjê, co chwila mocno napinaj¹c postronek,uwi¹zany do ³êku siod³a, truchta³ objuczony osio³.Oprócz zwyk³ych jukówd³ugouch taszczy³ na grzbiecie spory kszta³t owiniêty w derkê.Szarobia³y bokos³a pokrywa³y czarne smugi zakrzep³ej krwi.Wóz skrêci³ wreszcie w boczn¹ uliczkê prowadz¹c¹ do spichlerza i przystani, zktórej wia³o bryz¹, smo³¹ i wolim moczem.Geralt przyspieszy³.Nie zareagowa³na zduszony krzyk handlarki warzyw, wpatrzonej w koœcist¹, szponiast¹ ³apêwystaj¹c¹ spod derki, podryguj¹c¹ w rytmie truchtu os³a.Nie obejrza³ siê narosn¹cy t³umek ludzi id¹cy za nim, faluj¹cy w podnieceniu.Przed domem wójta, jak zwykle, pe³no by³o wozów.Ge-ra³t zeskoczy³ z siod³a,poprawi³ miecz na plecach, przerzuci³ uzdê przez drewnian¹ barierkê."Rumpod¹¿aj¹cy za nim utworzy³ pó³kole wokó³ os³a.Krzyki wójta s³ychaæ by³o ju¿ przed wejœciem.- Nie wolno, mówiê! Nie wolno, psiamaæ! Nie rozumiesz po ludzku, ³achudro?Geralt wszed³.Przed wójtem, ma³ym i pêkatym, poczerwienia³ym z gniewu, sta³wieœniak trzymaj¹c za szyjê szamocz¹c¹ siê gêœ.- Czego.Na wszystkich bogów! To ty, Geralt? Czy mnie wzrok nie myli? - Iznowu, zwracaj¹c siê do ch³opa: - Zabieraj to, chamie! Og³uch³eœ?- Mówili - be³kota³ wieœniak, zezuj¹c na gêœ - ze trzeba daæ cosik wielmo¿nemu,bo inakszy.- Kto mówi³? - wrzasn¹³ wójt.- Kto? Ze ja niby co, ³apówki biorê? Niepozwalam, powiadam! Won, powiadam! Witaj, Geralt.- Witaj, Caldemeyn.Wójt, œciskaj¹c d³oñ wiedŸmina, klepn¹³ go w ramiê drug¹ rêk¹.- Nie by³o ciê tu chyba ze dwa lata, Geralt.Co? ¯e te¿ ty nigdzie niezagrzejesz miejsca.Sk¹d przybywasz? A, psia rzyæ, co za ró¿nica sk¹d.Hej,przynieœ tam który piwa! Siadaj, Geralt, siadaj.U nas zamieszanie, bo jutrojarmark.Co tam u ciebie, opowiadaj!- Potem.Najpierw wyjdŸmy.Na zewn¹trz t³umek by³ ju¿ ze dwa razy wiêkszy, ale wolna przestrzeñ wokó³ os³anie zmniejszy³a siê.Geralt odrzuci³ derkê.T³um ochn¹³ i cofn¹³ siê.Caldemeynszeroko otworzy³ usta.- Na wszystkich bogów, Geralt! Co to jest?- Kikimora.Nie ma za ni¹ jakiejœ nagrody, panie wójcie? Caldemeyn przest¹pi³ znogi na nogê, patrz¹c na paj¹-kowaty, obci¹gniêty zesch³¹ czarn¹ skór¹ kszta³t,na szkliste oko z pionow¹ Ÿrenic¹, na ig³owate k³y w zakrwawionej paszczy.- Gdzie.Sk¹d to.- Na grobli, ze cztery mile przed miasteczkiem.Na mokrad³ach.Caldemeyn, tammusieli gin¹æ ludzie.Dzieci.- Ano, zgadza siê.Ale nikt.Kto móg³ przypuœciæ.Hej, ludkowie, do domów,do roboty! To nie widowisko! Zakryj to, Geralt.Muchy siê zlatuj¹.W izbie wójt bez s³owa chwyci³ garniec piwa i wypi³ do dna, nie odejmuj¹c odust.Westchn¹³ ciê¿ko, poci¹gn¹³ nosem.- Nagrody nie ma - powiedzia³ ponuro.- Nikt nawet nie przypuszcza³, ¿e coœtakiego siedzi w s³onych bagnach.Fakt, kilka osób przepad³o w tamtej okolicy,ale.Ma³o kto ³azi³ po tej grobli.A ty sk¹d siê tam wzi¹³eœ? Dlaczego niejecha³eœ g³Ã³wnym traktem?- Na g³Ã³wnych traktach trudno o zarobek dla mnie, Caldemeyn.- Zapomnia³em - wójt st³umi³ bekniêcie, wydymaj¹c policzki.- A taka to by³aspokojna okolica.Nawet skrzaty z rzadka jeno szcza³y tu babom do mleka.Imasz, pod samym bokiem jakaœ kociozmora.Wypada, ¿e muszê ci podziêkowaæ.Bozap³aciæ, to ja ci za ni¹ nie zap³acê.Nie mam funduszy.- Pech.Przyda³oby mi siê trochê grosza, aby przezimowaæ - wiedŸmin ³ykn¹³ zgarnca, otar³ usta z piany.- Wybieram siê do Yspaden, ale nie wiem, czy zd¹¿ê,nim œniegi zawal¹ drogi.Mogê utkn¹æ w którymœ z grodków wzd³u¿ Lutoñskiegotraktu.- D³ugo zabawisz w Blaviken?- Krótko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl