do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie s¹dŸ, królu, m¹droœci Gandalfa, póki nie skoñczy siê rozprawa - rzek³Aragorn.- Koniec zapewne ju¿ niedaleki - odpar³ Theoden.- Ale nie chcê skoñczyæ tutajjak stary borsuk w pu³apce.Œnie¿nogrzywy, Hasufel i wierzchowce moichgwardzistów s¹ w grodzie, na zewnêtrznym dziedziñcu.O œwicie zwo³am ludzig³osem Helmowego rogu i wyjadê za mury, do bitwy.Czy pojedziesz ze mn¹,Aragornie, synu Arathorna? Mo¿e sobie przer¹biemy drogê, a mo¿e znajdziemyœmieræ godn¹ pieœni.je¿eli zostanie na tej ziemi ktoœ, kto by o nas móg³œpiewaæ w przysz³oœci.- Pojadê z tob¹, królu - rzek³ Aragorn.Po¿egna³ Theodena i wróci³ na mury, obszed³ je w kr¹g dodaj¹c ducha wojownikomi wspieraj¹c obroñców tam, gdzie orkowie atakowali najza¿arciej.Towarzyszy³ muLegolas.Ogniste wybuchy ustawicznie wstrz¹sa³y kamiennym murem.Zewsz¹d najego szczyt zarzucano haki, przystawiano drabiny.Nieprzyjaciel co chwilawdziera³ siê na przedmurze, lecz za ka¿dym razem obroñcy str¹cali go na ska³y.Wreszcie Aragorn stan¹³ ponad g³Ã³wn¹ bram¹, nie zwa¿aj¹c na nieprzyjacielskiestrza³y.Wpatruj¹c siê przed siebie dostrzeg³, ¿e na wschodzie niebo zaczynabledn¹æ.Podniós³ nie uzbrojon¹ rêkê zwracaj¹c j¹ d³oni¹ do napastników naznak, ¿e chce parlamentowaæ.Orkowie odpowiedzieli szyderczym wrzaskiem.- ZleŸ na dó³! ZleŸ! - wo³ali.- Je¿eli chcesz z nami gadaæ, zleŸ tutaj! AprzyprowadŸ ze sob¹ króla! My jesteœmy waleczni Uruk-hai.Wywleczemy go z nory,je¿eli sam nie wyjdzie.PrzyprowadŸ króla, niech siê nie wymiguje!- Króla wola, czy wyjdzie, czy zostanie na zamku - odpar³ Aragorn.- Po coœ tu przyszed³, jeœli tak? - pytali.- Czego tam wypatrujesz? czy chcesznas policzyæ? My jesteœmy waleczni Uruk-hai!- Wypatrujê œwitu - rzek³ Aragorn.- A có¿ wam œwit pomo¿e? - szydzili.- My jesteœmy waleczni Uruk-hai, nieprzerywamy walki we dnie, w pogodê ani podczas burzy.Przyszliœmy zabijaæ wœwietle s³oñca tak samo jak przy ksiê¿ycu.Có¿ wam pomo¿e œwit?- Nikt nie wie, co mu nowy dzieñ przyniesie - rzek³ Aragorn.- Odst¹pcie, zanimwstanie dzieñ waszej zguby.- Z³aŸ albo zestrzelimy ciê z muru! - wrzasnêli.- Nie chcemy takiegoparlamentariusza.Nie masz nic do powiedzenia.- Owszem, powiem wam coœ jeszcze - rzek³ Aragorn.- Nigdy w dziejach ¿adennieprzyjaciel nie zdoby³ Rogatego Grodu.Odst¹pcie, je¿eli nie chcecie wygin¹ædo nogi.Anie jeden nie ujdzie z ¿yciem, ¿eby zanieœæ na pó³noc wieœæ o klêsce.Nie wiecie nawet, co wam grozi.A kiedy tak Aragorn sta³ na gruzach bramy, samotny wobec zgrai nieprzyjació³,bi³o od niego tyle si³y i majestatu, ¿e niejeden dziki góral umilk³ i ogl¹da³siê przez ramiê na dolinê albo podnosi³ zaniepokojone oczy w niebo.Orkowiejednak œmieli siê g³oœno.Grad pocisków i strza³ œmign¹³ w górê ku szczytowimuru.Aragorn zeskoczy³ na dziedziniec.Huk siê rozleg³ i buchnê³y p³omienie.Sklepienie bramy, na którym przed chwil¹jeszcze sta³ rycerz, pêk³o i runê³o strzaskane w proch i py³.jakby piorunrozniós³ barykadê.Aragorn pobieg³ do królewskiej wie¿y.Lecz w tym samym momencie, gdy runê³a brama, orkowie zaœ z wrzaskiem gotowalisiê do nowego natarcia, w dole za ich plecami szept siê zerwa³ niby szelestnadci¹gaj¹cego wiatru i rós³ z ka¿d¹ sekund¹, a¿ wybuchn¹³ krzykiem mnóstwag³osów, obwieszczaj¹cych o œwicie niezwyk³¹ nowinê.Orkowie na skale, s³ysz¹cten trwo¿ny zgie³k, zawahali siê i obejrzeli za siebie.Nagle ze szczytu wie¿ynieoczekiwany i straszliwy rozbrzmia³ g³os wielkiego rogu Helma.Na ten g³os zadr¿eli wszyscy.Wielu orków rzuci³o siê na twarze zatykaj¹c uszyszponiastymi ³apami.Z g³êbi Jaru odpowiedzia³y echa, granie rogu powtarza³osiê zwielokrotnione, jakby na ka¿dym urwisku, na ka¿dym szczycie sta³ wspania³yherold.Obroñcy spojrzeli z murów ku wie¿y i s³uchali w podziwie, echa bowiemnie milk³y.Muzyka rogów wci¹¿ rozlega³a siê wœród gór, coraz bli¿sza, corazg³oœniejsza, jakby jeden drugiemu odpowiada³ bojowym, œmia³ym wezwaniem.- Helm! Helm! - krzyknêli Rohirrimowie.- Helm siê zbudzi³ i wraca do boju!Helm walczy za króla Theodena.Wœród tych okrzyków zjawi³ siê król na koniu bia³ym jak œnieg, ze z³ot¹ tarcz¹i d³ug¹ w³Ã³czni¹.Po jego prawej rêce jecha³ Aragorn, spadkobierca Elendila, zanimi - dostojni rycerze rodu Eorla M³odego.Niebo siê rozjaœni³o.Nocpierzch³a.- Naprzód, plemiê Eorla!Natarli z krzykiem i wielkim zgie³kiem.Jak grzmot rwali od bramy, przezgroblê, jak wicher rozgarniaj¹cy trawê zmiatali ze swojej drogi zastêpyIsengardu.Z g³êbi Jaru buchnê³y gromkie g³osy wojowników, którzy wybiegliteraz z pieczar i spychali przed sob¹ nieprzyjacielsk¹ zgrajê.Z groduwysypywali siê wszyscy mê¿czyŸni, którzy dotychczas zostawali w jego murach.Arogi wci¹¿ gra³y i echo nios³o siê wœród gór.Król ze swoj¹ œwit¹ gna³ naprzód.Dowódcy i szeregowi padali albo uciekaliprzera¿eni.Ani ork, ani cz³owiek ¿aden nie stawi³ im czo³a.Plecy nadstawilina miecze i w³Ã³cznie jeŸdŸców, twarze zwrócili ku dolinie.Uciekali z wrzaskiemi jêkiem, bo wraz z wstaj¹cym nowym dniem strach pad³ na nich i niepojêtedziwy.Tak wjecha³ król Theoden przez Helmowe Wrota i utorowa³ sobie przejœcie a¿ dostarego Szañca.Ca³y oddzia³ zatrzyma³ siê tutaj.Dzieñ wokó³ rozwidnia³ siêju¿ na dobre.Snopy s³onecznych promieni bi³y znad wzgórz na wschodzie irozb³yskiwa³y w ostrzach w³Ã³czni.Rycerze milczeli i z siode³ spogl¹dali naZielon¹ Roztokê.Kraj siê odmieni³.Gdzie przedtem zieleni³a siê dolina,trawiastymi zboczami wspinaj¹c siê ku podnó¿om gór, teraz czernia³ las.Ogromnedrzew, nagie i milcz¹ce, spl¹tane g¹szczem ga³êzi, sta³y w niezliczonychszeregach i wznosi³y sêdziwe korony.Ich krête korzenie kry³y siê w bujnejtrawie.Pod nimi panowa³ mrok.Szaniec od tego bezimiennego lasu dzieli³onieca³e pó³ mili otwartego pola.tam teraz zbi³y siê w pop³ochu dumne zastêpySarumana, zamkniête miêdzy groŸnym królem a groz¹ drzew.Œci¹gnêli spodHelmowych Wrót, ca³a przestrzeñ powy¿ej Szañca by³a wolna, oni jednak skupilisiê jak rój czarnych much na tym ma³ym skrawku ziemi.daremnie próbowaliczo³gaæ siê i wspinaæ na zbocza Roztoki szukaj¹c drogi ucieczki.Od wschoduzbocza by³y niedostêpne i kamieniste, od zachodu zbli¿a³a siê ich zguba.Nagle na grzbiecie wzgórza ukaza³ siê jeŸdziec w bieli, lœni¹cy w promieniachwschodz¹cego s³oñca.Na dalszych niskich pagórkach zagra³y rogi.Za jeŸdŸcemwyd³u¿onymi stokami w dó³ schodzi³o tysi¹c pieszych wojowników; miecze trzymaliw rêku.Miêdzy nimi szed³ m¹¿ wysokiego wzrostu, potê¿nej budowy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl