do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za Bram, na rozlegym dziedzicu, wykadanym zielonymi biaym marmurem, czekali ucznicy w srebrzystych kolczugach i biaopiórychhemach, stu z kadej strony. Elemmakil powiód Tuora i Voronwego pomidzymilczcymi szeregami, na dugi biay trakt, biegncy wprost ku Szóstej Bramie.Gdy tak maszerowali, wzdu drogi pojawiay si coraz wiksze poacie murawy, aporód srebrnych gwiazd uilos spoglday na nich niewielkie kwiatki niczymmae, zote oczy. Wreszcie dotarli do Zotej Bramy, ostatniej z pradawnych bram Turgona,wykutych przed Nirnaeth.Bardzo przypominaa ona Bram Srebrn, tyle e murwzniesiono z ótego marmuru, za jego zwieczenie i kule byy z czerwonegozota.Kul byo sze, a porodku, ze zotej piramidy wyrasta wizerunekLaurelinu, Sonecznego Drzewa, o wyrzezanych z topazu kwiatach, zwieszajcychsi w gronach na dugich zotych acuchach.Sam za Bram przybrano zotymikrgami o wielu promieniach, na podobiestwo soca, umieszczonymi wródmnogich granatów , topazów i ótych diamentów.Na podwórcu stay trzy setkiuczników o dugich ukach.Ich kolczugi byy zocone, na hemach koysay siwysokie zote pióropusze, a wielkie okrge tarcze pony czerwieni niczymogie. Promienie soca owietlay teraz dalsz drog, bowiem zbocza wzgórz po obustronach byy agodne i zielone, a tylko na szczytach widniay niene czapy.Elemmakil przyspieszy kroku, gdy znajdowali si ju blisko Siódmej Bramy,zwanej Wielk, Bramy ze Stali, któr Maeglin wyku po powrocie z Nirnaeth,zamykajcej szerokie wejcie do Orfalch Echor. Nie byo tam adnego muru.Po obu stronach drogi wyrastay dwie okrge,wysokie wiee, spogldajce na wdrowców licznymi oknami.Wiee te wznosiy siniczym stoiki na siedem piter, ku wieczcym je byszczcym stalowym iglicom.Pomidzy nimi staa potna krata ze stali, która nigdy nie rdzewiaa,.leczpoyskiwaa zimn biel.Byo w niej siedem mocarnych stalowych kolumn,wyniosych i grubych niczym silne mode drzewa, zakoczonych okrutnymi bolcami,ostrymi niczym igy.Do siedmiu poziomych stalowych belek pomidzy kad parkolumn umocowano po siedmiokro siedem prostych stalowych prtów o czubkachpaskich i spiczastych jak ostrza wóczni.Porodku, nad najpotniejsz zkolumn, wznosia si podobizna królewskiego hemu Turgona, wysadzanejdiamentami Korony Ukrytego Królestwa. W tej potnej stalowej kracie Tuor nie dostrzegi adnej bramy ani furty,gdy jednak podszed bliej, zdao mu si, i pomidzy prtami rozbyskaolepiajce wiata.Osoniwszy tedy oczy, stan peen grozy i zachwytu.Elemmakil ruszy naprzód, lecz adne drzwi nie otwary si pod jegodotkniciem.Trci jednak jeden z prtów i ogrodzenie zapiewao niczymwielostrunna harfa czystymi dwikami tworzcymi harmoni, która rozdzwoniasi od wiey do wiy. Natychmiast ukazali si stranicy, lecz wszystkich wyprzedza jeden,dosiadajcy biaego rumaka.Zsiad on z konia i podszed ku nim.I cho potnyi szlachetny by Elemmakil, to przecie Ecthelion, Wadca róde, wspanialszy igodniejszy by od niego.W owych czasach peni on funkcj Stranika WielkiejBramy.Odziany by w srebrzyst zbroj, za na gowie mia byszczcy hem ostalowym szpicu zwieczonym diamentem.Gdy za giermek wzi od niego tarcz,zbysa jakby zroszona kroplami deszczu, zdobiy j bowiem tysice drobnychkrysztaów. Elemmakil pozdrowi go i rzek:- Oto przyprowadziem do ciebie Voronwego Aranwiona, powracajcego z Balar,to za jest nieznajomy, którego z sob przywiód.Pragnie widzie si z królem.Ecthelion zwróci si tedy ku Tuorowi, ten jednak cianiej owin si paszczemi sta naprzeciw niego, nieruchomy.Voronwemu zdao si, i Tuora spowia mga,a jego posta urosa tak, e czubek wysokiego kaptura wznosi si ponad hememksicia elfów'niczym szczyt szarej morskiej fali zalewajcej brzeg.Ecthelionjednak spuci swe lnice oczy przed spojrzeniem Tuora i po chwili milczeniaodezwa si z powag:- Dotare do Ostatniej Bramy.Wiedz tedy, e aden obcy, który jprzekroczy, nie opuci ju tego królestwa, chyba przez wrota mierci.- Nie gro mi! Jeli wrota owe otworz si przed wysannikiem Pana Wód,pod za nim wszyscy; którzy tu mieszkaj.Wadco róde, nie stawaj na drodzeposaca Wadcy Wód! Wtedy Voronwe i wszyscy, którzy atali w pobliu, ze zdumieniem spojrzeli naTuora; zaskoczeni brzmieniem i znaczeniem jego sów.Voronwemu wydao si, iusysza potny gos, mówicy z wielkiej oddali.Tuor jednak, suchajc swychsów mia wraenie, jakby przez jego usta przemówi kto inny. Przez dusz chwil Ecthelion sta w milczeniu, spogldajc na Tuora, i zwolna na jego obliczu j pojawia si podziw przeznieszany z lkiem, jakby wszarym cieniu Tuorowego paszcza dostrzega obrazy dochodzce z oddali. Wreszcie skoni si, podszed do kraty i pooy na niej donie, a po obustronach Koumny Korony otwary si wrota [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl