do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przed bramami domów ustawiono stoły.Biedny czy bogaty, każdy przyniósł jedzenie, dzbanek jabłecznika, kufel piwa, butelkę wina lub wodę i błogosławiąc Boga cała ludność rozpoczęła wielką ucztę; sześć tysięcy obywateli przyjęło komunię przy wspólnym, świętym stole braterstwa!Billot był bohaterem dnia.Szczodrze dzielił się honorami z merem i Pitou.Nie trzeba chyba wspominać, że przy farandoli Pitou znalazł sposób, aby podać rękę Katarzynie.Nie trzeba dodawać, że przy stole zajął miejsce obok niej.Biedna dziewczyna była jednak smutna; jej poranna radość zniknęła jak wesoły i świeży promień zorzy w burzliwych oparach dnia.Dyskusja ojca z proboszczem i wygłoszenie Deklaracji Praw Człowieka były wyzwaniem rzuconym duchowieństwu i szlachcie, wyzwaniem tym straszniejszym, że pochodziło od człowieka najniższego stanu.Katarzyna myślała o Izydorze, który nie był już niczym… niczym więcej niż każdy inny człowiek.Nie żałowała jego tytułu, pozycji społecznej czy bogactwa; kochałaby go tak samo, gdyby był zwykłym wieśniakiem; wydawało jej się to przecież brutalne i niesprawiedliwe wobec młodzieńca; miała wrażenie, że odzierając go z tytułów i przywilejów ojciec nie zbliżał go do niej, ale oddalał na zawsze.O nabożeństwie nikt już nawet nie wspominał; wybaczono niemal proboszczowi jego kontrrewolucyjne wystąpienie.Dopiero nazajutrz, wobec niemal pustej klasy, ksiądz Fortier uświadomił sobie, jakim ciosem dla jego popularności pośród patriotycznie usposobionych rodziców z Villers–Cotterêts była odmowa odprawienia mszy przy ołtarzu ojczyzny.,XXVIPod oknem,Opisana właśnie uroczystość, której celem było wzajemne powiązanie gmin Francji poprzez częściowe federacje, stanowiła wstęp do wielkiej federacji, jaka odbyć się miała w Paryżu 14 lipca 1790.Podczas tych lokalnych zgromadzeń gminy już wcześniej debatowały nad wyborem deputowanych, których wyślą na ogólną federację.Rola, jaką w niedzielę 18 października odegrali Billot i Pitou, wskazywała jasno, na kogo głosować będą ich współobywatele, gdy nadejdzie dzień zawiązania wielkiej federacji.Tymczasem jednak, w oczekiwaniu na ten wielki dzień, życie toczyło się zwykłym trybem, który tylko na chwilę zakłócił wstrząs niezwykły jak na owe spokojne prowincjonalne zwyczaje.Mówiąc o spokojnych prowincjonalnych zwyczajach nie twierdzimy bynajmniej, że życie w wielkim mieście płynie inaczej niż gdzie indziej, czyli przeplatając na przemian radości i smutki.Czy to nad maleńkim strumykiem, który szemrząc wśród trawy przepływa przez sad biednego wieśniaka, czy też nad majestatyczną rzeką, która spływa z Alp niby z królewskiego tronu, by z rozpędem zdobywcy rzucić się w morze, wszędzie — i na usianych stokrotkami brzegach, i na miejskich bulwarach — kładzie się na przemian słoneczny blask i cienie.Gdybyśmy w to wątpili, przykładu dostarczyć może pałac Tuileries, dokąd wprowadziliśmy naszych czytelników, albo folwark ojca Billota, do którego powracamy.Na zewnątrz wszystko wydawało się spokojne i pogodne.Codziennie o piątej rano otwierała się brama od strony pól, na których skraju widniał w dali las, zielony latem, a niemal czarny zimą; tędy wychodził siewca z przewieszonym przez ramię workiem pszenicy zmieszanej z popiołem; tędy na oklep wyjeżdżał fornal, by zaprząc konia do pługa, który pozostał w środku bruzdy; tędy pastuszka wypędzała stado bydła, które wiódł majestatycznie byk, a za nim kroczyły krowy i jałówki, wraz z ulubienicą, którą wyróżniał wdzięczny dzwonek zawieszony na szyi.Wreszcie na krępym normandzkim wałachu ukazywał się Billot — pan, dusza i życie tego miniaturowego świata, stanowiącego jakby uproszczony model całego narodu.Obojętny obserwator nie byłby w ogóle zauważył jego wyjścia; w ukrytym pod ciemnymi brwiami spojrzeniu, które czujnie rozglądało się dokoła, w uszach uważnych na wszelkie odgłosy, w napiętym kręgu uwagi, jaki roztaczał wokół folwarku, skupiony niczym szukający tropu myśliwy, co nie odrywa wzroku od ziemi, obojętny obserwator dostrzegłby tylko działania uważnego gospodarza, który chce się upewnić, czy dzień będzie pogodny, czy w ciągu nocy wilki nie zakradły się do owczarni, dziki nie zryły kartofliska, a króliki nie dobrały się do koniczyny wyszedłszy z leśnego schronienia, gdzie dosięgnąć ich mogła tylko kula wystrzelona przez samego księcia Orleanu lub jego leśniczych.Jednakże dla tego, kto wiedziałby, co dzieje się w głębi serca poczciwego wieśniaka, każdy jego krok lub gest zyskałby głębszą wymowę.Billot wpatrywał się w ciemność, aby dojrzeć, czy jakiś włóczęga nie skrada się lub nie oddala od folwarku.W otaczającej go ciszy nadstawiał uszu, czy jakieś tajemnicze wołanie nie biegnie z pokoju Katarzyny ku przydrożnym wierzbom lub w stronę rowów oddzielających las i równinę.Uważnie wpatrzony pytał ziemi, czy nie zachowała śladu stopy, której lekkość lub drobny rozmiar świadczyłby o arystokratycznym pochodzeniu.Wprawdzie twarz Billota nieco łagodniała, ilekroć spoglądał na córkę, ale Katarzyna wciąż czuła ojcowską nieufność, która niczym niespokojna strażniczka nie odstępowała jej ani na krok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl