do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Nando, to był koszmar – powiedział mi później Coche.– To było dantejskie piekło.Rozbitkowie przecierpieli ową pierwszą noc, otoczeni chaosem tych godzin bez końca, ale nareszcie nadszedł ranek.Marcelo pierwszy znalazł się na nogach.Pozostali nadal tulili się na podłodze kadłuba, żeby zachować ciepło, nie kwapiąc się do wstawania, ale Marcelo ich obudził.Noc była dla nich głębokim wstrząsem, lecz gdy zaczęli się ruszać w świetle wsączającym się do kabiny, humory zaczęły się poprawiać.Dokonali czegoś niemożliwego – przetrwali zimową noc w Andach.Ekipa ratunkowa na pewno ich dzisiaj odnajdzie.Przez całą tę straszną noc Marcelo zapewniał ich, że tak się właśnie stanie.Teraz mieli pewność, że niebawem znajdą się w domu, że najgorsze już minęło.Kiedy pozostali przygotowywali się na kolejny dzień, Ca-nessa i Zerbino chodzili po kadłubie, sprawdzając stan rannych.Panchito leżał sztywny i nieruchomy.Umarł w nocy.W kokpicie znaleźli martwe ciało Lagurary.Seńora Mariani nie ruszała się, ale gdy Canessa spróbował ją poruszyć, znowu krzyknęła z bólu, zatem zostawił ją w spokoju.Kiedy wrócił tam później, już nie żyła.Nasi lekarze robili, co mogli dla rannych towarzyszy niedoli.Oczyszczali rany, zmieniali opatrunki i wyprowadzali chłopaków ze złamaniami kości na lodowiec, gdzie mogli złagodzić68ból, kładąc potrzaskane kończyny na śniegu.Znaleźli Susy leżącą pod ciałem Panchita.Była przytomna, ale nadal majaczyła.Roberto rozmasował jej stopy, czarne od odmrożeń, potem otarł jej krew z oczu.Była na tyle świadoma, że mu podziękowała.Kiedy lekarze robili obchód, Marcelo i Roy Harley zburzyli część ścianki zbudowanej poprzedniego wieczora, a ocaleni rozpoczęli drugi dzień pobytu na górze.Przez cały czas obserwowali niebo w poszukiwaniu pomocy.Późnym popołudniem usłyszeli przelatujący samolot, ale niebo było zachmurzone, wiedzieli zatem, że ich nie dostrzeżono.Niedługo potem zaczęło szybko zmierzchać i wszyscy zebrali się we wraku, żeby stawić czoło kolejnej długiej nocy.Mając tym razem więcej czasu, Marcelo zbudował lepszą, bardziej szczelną osłonę.Ostatnie zwłoki usunięto z samolotu, a ponieważ zmarło jeszcze parę osób, zostało więcej miejsca do spania na podłodze, mimo to noc była długa, a ich cierpienie straszne.Trzeciego dnia po południu wybudziłem się ostatecznie ze śpiączki, a kiedy powoli zacząłem się orientować w sytuacji, w osłupienie wprawiła mnie myśl o tym, co przeszli już moi przyjaciele.Można było odnieść wrażenie, że stresy dotychczasowych przejść dodały im kilku lat.Twarze mieli blade i ściągnięte od napięcia i braku snu.Wskutek wyczerpania fizycznego i osłabiającego działania rozrzedzonego powietrza ich ruchy stały się powolne i niepewne, dlatego większość snuła się przygarbiona wokół miejsca katastrofy, jakby postarzeli się o całe dziesięciolecia w ciągu ostatnich trzydziestu sześciu godzin.Było tam teraz dwudziestu dziewięciu ocalałych, w większości młodych mężczyzn w wieku od dziewiętnastu do dwudziestu jeden lat, ale niektórzy mieli ledwo siedemnaście.Najstarszy był teraz trzydziestoośmioletni Javier Methol, ale tak bardzo cierpiał wskutek mdłości i zmęczenia6gspowodowanych przez ostrą chorobę górską, że ledwo się trzymał na nogach.Większość załogi, w tym obaj piloci, zginęła.Przeżył tylko Carlos Roque, mechanik pokładowy, ale wstrząs zderzenia odczuł tak bardzo, że mogliśmy z niego wydobyć tylko bezsensowne majaczenia.Nie potrafił nawet powiedzieć, gdzie może być wyposażenie awaryjne, jak race i koce.Nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc, nikogo, kto miałby jakąś wiedzę o górach, samolotach czy technikach przetrwania w skrajnych warunkach.Balansowaliśmy stale na krawędzi histerii, ale nie wpadaliśmy w panikę.Wyłonili się przywódcy, a my reagowaliśmy, jak nas uczono u braci chrześcijan – jak jeden zespół.Zasługę za to, że przetrwaliśmy owe pierwsze krytyczne dni, należy przypisać w znacznej mierze Marcelowi Perezowi, którego zdecydowane przywództwo uratowało wiele istnień ludzkich.Od samego początku naszej gehenny Marcelo reagował na pojawiające się osłupiające wyzwania z takim samym połączeniem odwagi, zdecydowania i przezorności, z jakim prowadził nas do tak wielu zwycięstw na boisku do rugby.Natychmiast zrozumiał, że margines błędu był tu niewielki, a góra każe sobie drogo zapłacić za głupie pomyłki.Podczas meczu wahanie, niezdecydowanie i dezorientacja mogą kosztować zwycięstwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl