do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te niespodziane dźwięki były czymś pożądanym, bo przywołały mnie do przytomności.Zdałem sobie sprawę, że dochodzą one od strony drzwi frontowych, które były lekko uchylone.Czy ktoś usiłował dostać się do wnętrza domu? Podszedłem do drzwi i rzekłem:- Proszę poczekać, łańcuch założony.Niski głos po tamtej stronie odburknął: - Cóż to za dziwna historia? - W duchu przyznałem mu słuszność.To była dziwna historia.Łańcucha nigdy się nie zakładało, ale Teresa była osobą przemyślną; ze zaś postanowiła, abym tę noc spędził poza domem, więc najwyraźniej rzecz była wymierzona przeciwko mnie.Człowiekiem, który się dobijał u wejścia, był stary Włoch z córkami, powracający z nocnej zabawy.W mgnieniu oka objąłem całą sytuację.Jednym susem znalazłem się przy drzwiach pokoju Blunta, zamknąłem je i zwróciłem się do Włocha:- Trochę cierpliwości.Ręce mi drżały, ale udało mi się spuścić łańcuch, a gdy drzwi się rozwarły szeroko, zaszedłem drogę wchodzącym.Włoch był figurą dość zażywną i pełną godności, wydawał się nieco podrażniony, ale rozpływał się w podziękowaniach.Za nim stały obie jego córki, ubrane w krótkie kostiumy, białe pończoszki i pantofelki, z upudrowanymi głowami i mocno świecącymi kolczykami w uszach.Miały na sobie tylko lekkie płaszczyki - jedna z nich nie zdążyła jeszcze zdjąć maseczki z twarzy, druga trzymała swoją w ręku.Włoch wydawał się zdziwiony, że zagradzam mu drogę, i zauważył uprzejmie:- Zimno jest na dworze, Signor.- Tak - odpowiedziałem i pośpiesznie dodałem szeptem: - W sieni leży trup.Nie wyrzekł ani słowa, tylko odsunął mnie z lekka na bok i pochylił się naprzód, rozglądając się bacznie po sieni.- Pańskie córki… - szepnąłem.Odpowiedział dobrodusznie: - Va bene, va bene, va bene.- A zwracając się do nich, zarządził: - Chodźcie, dziewczęta.Nie ma nic przyjemniejszego niż mieć do czynienia z człowiekiem posiadającym bogatą i urozmaiconą przeszłość.Zręczność, z jaką zasłonił własną osobą ciało Ortegi, była sztuką nie lada, a także sposób, w jaki potrafił przeprowadzić córki przez hali zachowując wyraz godny, stanowczy i nakazujący spokój.Dziewczęta zdołały zaledwie rzucić okiem przez ramię.Zapędził je do mieszkania i zamknął na klucz, po czym zawróciwszy przeszedł sień z powrotem krokiem sprężystym, celowym.Doszedłszy do ciała Ortegi, przystanął.- Rzeczywiście, krew - zauważył i wybrawszy odpowiednie miejsce ukląkł przy leżącym nie zdejmując ani cylindra, ani pięknego okrycia.Dostojna, biała broda dodawała mu autorytetu.- Ależ ten człowiek żyje! - wykrzyknął podnosząc ku mnie głowę.Biała broda jest snadź oznaką głębokiej znajomości życia, gdyż mój Włoch nie zadał sobie trudu pytania mnie o cokolwiek i zdawał się być przeświadczony, ze nie mam nic wspólnego z tą makabryczną historią.- Rozpłatał sobie cały bok - zauważył spokojnie.- I jaką bronią! - dodał wyciągając jakiś przedmiot spod ciała rannego.Był to abisyński czy nubijski sprzęt bojowy dziwnego kształtu, przypominający jednocześnie sierp i tasak - najniezgrabniejsze narzędzie, jakie można sobie wyobrazić, bardzo wyostrzone po brzegach i ostro zakończone.Ciekawe to było jako okaz, ale dla oczu Europejczyka było nieprawdopodobnym dziwolągiem.Z rozbawionym i pogardliwym wyrazem twarzy stary pan odrzucił go na bok.- Niech pan ujmie rannego za nogi - rzekł nakazująco.Nie miałem zamiaru się sprzeciwiać.Gdyśmy podnieśli ciało Senora Ortegi, głowa jego bezsilnie opadła w tył odsłaniając wielką, białą, bezbronną gardziel.W pracowni zastaliśmy zapaloną lampkę i pościel na otomanie, na której złożyliśmy nasz ciężar.Mój czcigodny przyjaciel natychmiast ściągnął prześcieradło i począł je drzeć na pasy.- Tę czynność może pan zostawić mnie - rzekł tonem doświadczonego mędrca - ale sprowadzenie lekarza jest już pańską rzeczą.Jeśli pan sobie nie życzy, aby ta historia nabrała rozgłosu, trzeba znaleźć bardzo dyskretnego człowieka.Oddawał się swej czynności z poczciwym przejęciem.Drąc prześcieradło zauważył z wyrozumiałym uśmiechem:- Lepiej by pan zrobił, nie tracąc czasu.Nie traciłem czasu.W ciągu następnej godziny wykazałem sprawność fizyczną wprost zdumiewającą.Bez słowa i z gołą głową wybiegłem na ulicę w tę ostatnią noc karnawału.Na szczęście wiedziałem o takim lekarzu, jakiego mi było potrzeba.Był to człek czterdziestoletni, szpakowaty i trochę ociężały, zdolny jednak do wysiłku.Gdyśmy biegli razem przez puste, ciemne uliczki, jego poważny krok odbijał się głośnym echem wśród zimnej nocy.Ja zaś sunąłem przodem wyprzedzając go nieco.Podszedłszy do samego domu spostrzegłem, żem wychodząc pozostawił frontowe drzwi szeroko otwarte.Całe miasto i każde licho mogło było wtargnąć do czamo-białej sieni.Nie miałem czasu, by zastanawiać się nad brakiem swej przezorności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl