[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.].Zinni zameldował się nazajutrz.Ponieważ po ewakuacji nie zostało mu nic z okresu poprzedniego dowództwa, musiał zdobyć nowe mundury i odtworzyć dokumentację.Gdy załatwiał te sprawy, dotarły do niego interesujące i niepokojące informacje dotyczące jego nowego przydziału.Choć bunt miejscowych poprzedniej nocy okazał się poważny, nie był niczym niezwykłym.Kryzysy na tle rasowym czy też tarcia wynikające z nadużywania narkotyków, które objęły wówczas Stany Zjednoczone, dosięgły również Okinawy.Zwłaszcza napięcia na tle rasowym były bardzo silne.Zagrożenie poważnym wybuchem agresji na wielką skalę wydawało się całkiem realne.W obliczu komunistycznych demonstracji na zewnątrz oraz nader częstych konfliktów rasowych wewnątrz obozu noce w Camp Foster miały być bardzo ekscytujące.Problemy rasowe dotarły również do miasta.Jedna z dzielnic Kozy, nazywana Buszem, była zdominowana przez członków gangów Bushmasters i MauMaus – grup czarnoskórych wojskowych noszących charakterystyczne stroje.Żaden biały żołnierz nie odważył się tam zapuszczać.Wewnątrz bazy gangi w swoich barwach posuwały się do organizowania manifestacji – przeciwko rzeczywistej lub wyimaginowanej niesprawiedliwości, żeby dać upust złości lub czasem tylko po to, żeby coś zdemolować.Incydenty o podłożu rasowym zdarzały się codziennie.Niektóre miały łagodny charakter, jak przepychanki i obrzucanie się obelgami, ale inne miały bardzo dramatyczny przebieg, jak walki na noże.Dochodziło także do gwałtownych reakcji białych żołnierzy na te konflikty – w stylu zgromadzeń Ku-Klux-Klanu i palenia krzyżów.Ponadto konflikty rasowe nie wybuchały wyłącznie pomiędzy czarnymi i białymi.Latynosi także dorzucali swoje trzy grosze, podobnie jak inne kolorowe mniejszości.Wśród buntowników znajdowały się grupy zwykłych przestępców: gangsterów lub – dosłownie – morderców.Inne grupy (zwłaszcza działające poza centrami miast) czuły się uciskane i buntowały się nie tylko przeciwko marines, ale wręcz przeciwko całemu porządkowi społeczeństwa i odwiecznemu poniżającemu traktowaniu Afroamerykanów.Inni upatrywali wroga w każdym białym człowieku, a jeszcze inni mieli specyficzne, „militarne” bolączki wszelkiego rodzaju.Jeden szczególnie wielki gang o nazwie Though the Corps przyjmował stale rosnącą liczbę młodszych czarnoskórych oficerów, ponieważ wyższe rangi oficerskie wciąż były zastrzeżone niemal wyłącznie dla białych.Żołnierze będący w mniejszości mieli powody do niezadowolenia z tej sytuacji.Tymczasem strażnicy strzegący Camp Foster nie dawali sobie rady z coraz bardziej krwawymi incydentami na tle rasowym.Nie tylko pododdziały 3.Pułku Wsparcia Logistycznego musiały rekrutować niewyszkolonych, a zatem nieefektywnych żołnierzy jako uzupełnienie dla wzmocnienia sił porządkowych, ale 3.Dywizja Piechoty Morskiej, zlokalizowana w obozach na północnym krańcu wyspy, musiała trzymać w pogotowiu specjalne, uzbrojone w długą broń kompanie jako siły reagowania kryzysowego.Zinni, spacerując po okolicy w przerwach między kolejnymi meldunkami, widział jednostki ćwiczące szyki służące do tłumienia rozruchów i wykorzystujące specjalny sprzęt do poskramiania uczestników zamieszek.Zdawał sobie sprawę, że napięcia na tle rasowym są niezwykle silne w całym wojsku, a sytuację pogarszały rosnące sprzeciwy wobec wojny i poczucie międzypokoleniowej zdrady.Miał też świadomość brutalnych incydentów w Wietnamie i Stanach.Sam zresztą musiał zmierzyć się z niewielkim buntem jako oficer na służbie w swoim batalionie w Camp Lejeune kilka lat wcześniej.Nigdy jednak nie spotkał się z tak poważnymi, gwałtownie narastającymi problemami rasowymi w jednostkach, którymi dowodził.–To obóz w stanie oblężenia – mówił do siebie.– Siedzimy tu jak na beczce prochu.Z upływem kolejnych tygodni, gdy Zinniemu przyszło osobiście zmierzyć się z problemami tego dowództwa, zaczął doceniać głębię zagadnień, z którymi spotkał się wówczas po raz pierwszy.Nabierająca wyraźnego kształtu spuścizna Wietnamu była oczywistością.W czasie wojny wietnamskiej zapotrzebowanie na rekrutów było tak wielkie, że werbownicy wysyłali w szeregi wojska ludzi, którzy nigdy nie powinni się w nich znaleźć.Masowo trafiali tu ludzie z powszechnego poboru (nawet Korpus Piechoty Morskiej przyjmował takich poborowych); szkolenie wstępne było zredukowane do minimum; natomiast później awanse następowały zbyt szybko – przy kompletnej ignorancji normalnych procesów wykształcania się kadr dowódczych.Niespodziewanie szybko zwykli żołnierze otrzymywali stopnie wojskowe, do których posiadania mieli zbyt małe doświadczenie.Nie mieli odpowiedniej wiedzy ani nie przeszli treningu niezbędnego do wykonywania złożonych zadań.Wielu sierżantów w rzeczywistości nie miało nic wspólnego z prawdziwymi sierżantami; zaś wielu poruczników, kapitanów, a nawet wojskowych wyższej rangi nie powinno być w tak wysokim stopniu.Istniały również chybione próby przekształcenia służby wojskowej w wielki program edukacyjny i reformatorski dla rozmaitych wyrzutków i nieudaczników.Prym wśród tego wszystkiego wiódł „Project 100 000” – owoc myśli Roberta McNamary – który sprowadził 100 000 młodych nieudaczników do wojska w nadziei, że dzięki temu uda się naprawić społeczeństwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]