[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oba ciosy trafiły w brodę, więc głowy panny Amelii i Marvina Macy odskoczyły w tył i aż ich trochę zamroczyło.Przez parę sekund po pierwszym starciu tylko poruszali nogami po gładkiej podłodze, przyjmując różne pozycje i markując ciosy.A potem doskoczyli do siebie nagle, jak żbiki.Słychać było odgłosy uderzeń, sapanie i dudnienie nóg na podłodze.Ruchy mieli tak szybkie, że trudno było rozpoznać wyraźnie, co się dzieje – ale raz panna Amelia została odrzucona w tył, zatoczyła się i o mało nie upadła, a potem znów Marvin Macy oberwał taki cios w bark, że okręcił się w kółko jak bąk.I tak walka trwała dalej, dzika i gwałtowna, bez żadnych widocznych oznak słabnięcia którejś ze stron.Podczas tego rodzaju spotkania, kiedy przeciwnicy są tak szybcy i tak silni jak ci oboje, warto czasem przenieść wzrok z wiru walki na widzów, żeby ich trochę poobserwować.Teraz, rozpłaszczeni jak tylko mogli najbardziej, oblepiali ściany.W rogu Stumpy MacPhail, pochylony z zaciśniętymi pięściami, z przejęcia wydawał jakieś dziwne odgłosy.Merlie Ryan nieborak rozdziawiał gębę tak szeroko, że mucha wpadła do niej, a on połknął ją, zanim zorientował się, co to takiego.A kuzyn Lymon – na tego najbardziej warto było patrzeć.Garbus wciąż jeszcze stał na kontuarze, więc górował nad wszystkimi w całym lokalu.Ręce wsparł na biodrach, wielką głowę podał ku przodowi i ugiął krótkie nogi, tak że kolana sterczały mu na boki.Z podniecenia aż dostał wysypki na twarzy, a jego blade wargi drżały.Przez jakieś pół godziny nie było widać niczyjej przewagi.Setki ciosów wymieniono, a wciąż nie ruszano z martwego punktu.Wtem Marvinowi Macy udało się lewą rękę panny Amelii uchwycić i unieruchomić za jej plecami.Usiłowała ją wyrwać, zacisnęła uchwyt w pasie przeciwnika i wtedy zaczęło się naprawdę.W tej okolicy zresztą właśnie zapasy stanowią najbardziej typowy rodzaj walki, bo boks jest dla tamtejszych ludzi zbyt szybki i wymaga za dużo myślenia i uwagi.Teraz, gdy panna Amelia i Marvin Macy zwarli się i trwali tak w miejscu, otaczający ich ludzie oprzytomnieli jakby i zaczęli przysuwać się bliżej.Przez chwilę walczący pozostawali w zwarciu, z każdym mięśniem napiętym w najwyższym wysiłku, a ich kości biodrowe wgniatały się w siebie nawzajem.W przód i w tył, w jedną stronę i w drugą przechylały się tak dwa splecione ciała.Marvin Macy wciąż jeszcze nie był wcale spocony, ale kombinezon panny Amelii przemókł doszczętnie, a pot spływający po jej nogach tworzył na ziemi mokre ślady bosych stóp.Teraz walka musiała się już niedługo rozstrzygnąć i w tym potwornym wysiłku obojga walczących widać było coraz wyraźniej, że panna Amelia jest silniejsza.Marvin Macy, natłuszczony, łatwiej mógł się wyślizgiwać, trudniej go było chwycić, a jednak ona była silniejsza.Stopniowo przeginała go ku tyłowi, cal za calem, coraz bliżej ku ziemi.Strasznie było patrzeć na to, a słychać było tylko ich głośne charczące sapanie.Wreszcie przygniotła go do ziemi; i już siedziała na nim okrakiem i silne, wielkie dłonie zaciskała mu na gardle.Ale w tym samym momencie, właśnie kiedy walka została już wygrana, rozległ się nagle w knajpie krzyk tak przejmujący, że wszyscy zdrętwieli.A to, co zdarzyło się potem, pozostaje do dziś nie wyjaśnioną tajemnicą.Bo chociaż całe miasteczko mogło poświadczyć, co się stało, byli przecież tacy, co nie wierzyli własnym oczom.Lada, na której stał kuzyn Lymon, była bowiem od walczących na środku sali oddalona co najmniej o dwanaście stóp, a tymczasem w tej samej chwili, gdy panna Amelia zacisnęła palce na szyi Marvina Macy, garbus skoczył ku przodowi i poszybował przez pokój, jakby mu nagle jastrzębie skrzydła wyrosły.Wylądował na szerokich, mocnych plecach panny Amelii i wbił w jej kark palce jak zakrzywione szpony.Potem już było tylko jedno wielkie zamieszanie.Panna Amelia została pokonana, zanim widzowie zdołali oprzytomnieć.Dzięki garbusowi walkę wygrał Marvin Macy i kiedy wszystko się skończyło, na ziemi pozostała panna Amelia nieruchoma, z rękami bezwładnie rozrzuconymi.Marvin Macy postał nad nią chwilę, z twarzą jeszcze trochę zdumioną, ale już z tym swoim dawnym, krzywym uśmieszkiem na ustach.Tylko garbus gdzieś znikł.Może przeraził się tego, co zrobił, a może był tak zachwycony, że chciał się w samotności nacieszyć zwycięstwem – dość że wymknął się na dwór i schował pod schodami tylnej werandy.Polano wodą pannę Amelię i po jakimś czasie podniosła się z wolna i zawlokła do swego kantorka.Przez otwarte drzwi ludzie mogli dostrzec, jak siedziała przy biurku z głową wtuloną w zagięcie ręki i szlochała zmordowana, prawie bez tchu.W pewnym momencie zacisnęła nagle prawą pięść i raz po raz trzykrotnie rąbnęła w blat biurka, ale potem palce rozsunęły się miękko i dłoń spoczęła otwarta, nieruchoma.Stumpy MacPhail podszedł i zamknął drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]