do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zaczęły się najstraszniejsze godziny w moim życiu.Nie pamiętam ich dokładnie.Starałam się zatrzeć je w pamięci, ponieważ nieodmiennie wywołują w moim sercu bolesny skurcz.Do pewnego stopnia to mi się udało, gdyż teraz owe dramatyczne chwile stały się już tylko zamglonym obrazem.Jednakże pamiętam żywo straszliwą torturę, jaką było oczekiwanie.Siedziałam z dziadkami.i z nim.Nie mógł usiedzieć na miejscu.Chodził bezustannie po pokoju, zarzucając nas gradem pytań: Jak wygląda? Dlaczego nie posłano po niego wcześniej? Powinno się przecież przedsięwziąć jakieś kroki?Dziadek zwrócił się do niego, prosząc:– Na miłość boską, uspokój się, Benedykcie.Wszystko będzie dobrze.Doprawdy trudno o lepszą opiekę, niż ma tutaj.– Nie powinna wyjeżdżać.Powinna zostać w Londynie – odparł z gniewem.– Któż to mógł przewidzieć – babcia próbowała odpierać jego zarzuty.– Chcieliśmy dla niej jak najlepiej.– Jakiś prowincjonalny lekarzyna.Stara baba.Ogarnęło mnie oburzenie.Jak on śmiał obwiniać moich dziadków.Ale wiedziałam, podobnie jak oni, że zachowuje się tak, bo targa nim straszliwy niepokój i w ten sposób daje ujście swym obawom i żałości.Godziny ciągnęły się nieznośnie.Miałam uczucie, że wszystkie zegary stanęły w miejscu.Czekanie.czekanie.i narastający z każdą upływającą chwilą paraliżujący lęk, a potem przerażenie.Nie jestem w stanie długo o tym rozmyślać.Strach złapał mnie zimną dłonią za gardło; byłam zupełnie jak skamieniała.Wiedziałam, że dziadkowie i on doświadczają podobnych emocji.Przy boku czułam obecność babci.Spojrzałyśmy na siebie.Żadna z nas nie próbowała ukryć tego, co czuje.Ujęła moją rękę i ścisnęła ją mocno.Potem wszedł doktor.Za nim pani Polhenny.Nie musieli nic mówić.Wiedzieliśmy.Straszliwa żałość, rozpaczliwa i przejmująca, spłynęła na mnie lodowatą falą.Świąteczna tragediaW przebłyskach pamięci odżywają uczucia przepełniające wtedy całą mą istotę; straszliwa rozpacz i ból, i najbardziej okrutna żałość, jakiej może zaznać człowiek.Widzę nas zebranych wokół jej łoża.Jakże inaczej wyglądała za życia! Była taka piękna.Jej bledziutka twarz tchnęła spokojem i pogodą.I wydawała się taka młoda – i taka już daleka od nas.Nie mogłam pogodzić się z myślą, że utraciłam ją na zawsze.Nikt z nas nie spojrzał nawet na dziecko.Nie mogliśmy się na to zdobyć.Przecież gdyby nie ono, nigdy by nie doszło do tragedii.Dziadkowie zupełnie się załamali.Stanowiła ośrodek ich życia, oczko w głowie.Byli ogłuszeni straszliwym nieszczęściem tak samo jak ja.Jeśli chodzi o Benedykta, to nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam na czyjejś twarzy równie wielką rozpacz.Gniew przeplatał się ze straszliwą urazą do bezlitosnego losu, który zadał mu tak okrutny cios.W tym momencie zrozumiałam, jak bardzo ją kochał.Wydaje mi się, że każdy z nas miał wtedy tylko jedno pragnienie: uciec stąd, odejść, opuścić to miejsce i zaszyć się gdzieś, w jakimś kącie, by w samotności przetrawiać swój ból.Doktor i pani Polhenny zajęli się dzieckiem.Czułam, że nie mają wielkiej nadziei na to, by wyżyło.Z jego karmieniem był poważny problem; na szczęście pani Polhenny wiedziała, jak temu zaradzić.Byliśmy zbyt ogłuszeni naszym bólem, by myśleć o innych sprawach, i doprawdy nie wiem, co byśmy wówczas bez niej poczęli.Babcia powiedziała później, że winniśmy jej dozgonną wdzięczność.Czyniła dużo szumu, ale dzieckiem opiekowała się z całym oddaniem, gdy my tymczasem pogrążaliśmy się w rozpaczy.Później trzeba będzie coś postanowić.Moim zdaniem dziecko powinno zostać w Cador.Wiedziałam, że babcia, kiedy przyszła już trochę do siebie po straszliwym wstrząsie, również tego chciała.podobnie jak ja.Ale początkowo sama myśl o niemowlęciu wydawała mi się nie do zniesienia.I co nam wszystkim później wydało się niewiarygodne, pani Polhenny doskonale to rozumiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl