[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stoat zakładał marynarkę, gdy gubernator zapytał:- Skąd wiesz, czy ten twój szajbnięty psi porywacz nie robi cię w bambuko?- Stąd, że przysłał mi to cholerne ucho - odparł Stoat.- Ucho prawdziwego psa.Gubernator prawie oniemiał.- Twojego?- Nie wiem tego na pewno.Bardzo możliwe - powiedział Stoat.– Ale nawet jeżeli to nie jest ucho Boodle'a, sam widzisz, jaki to pasztet.Urżnął to cholerne ucho psu, jakiemuś psu.O to właśnie chodzi.Autentyczne ucho, Dick, a potem przesłał mi je Federal, pieprzonym Ekspresem.Sam widzisz, z kim mamy do czynienia.- Tak, już rozumiem.- Gubernator sprawiał wrażenie wstrząśniętego.Myślał teraz: Znowu „my"?Palmer zabrał Desie do restauracji z owocami morza na Las Olas Boule-vard, ale jego zachowanie przy stole tak ją zdenerwowało, że właściwie nie przełknęła nawet kęsa.Zamówił dwa tuziny ostryg, które wysysał z takim hałaśliwym entuzjazmem, że goście siedzący przy sąsiednich stołach zniesmaczeni umilkli i wokoło zapadła cisza.Teraz Palmer układał puste skorupki wokół krawędzi talerza - sześć identycznych kupek po cztery muszle w każdej.Gadał bez przerwy, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ze swojego obsesyjnego porządkowania wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jego rąk.Desie była w równym stopniu zdumiona, jak i zakłopotana.Czy nie był to ten sam śmieciuch, który jadąc do restauracji, wyrzucił przez okno rangę rovera pusty kubek po kawie i trzy stosiki ofert reklamowych?Desie nie wiedziała, jaka jest nazwa kliniczna zaburzenia psychicznego jej męża, ale objawy nie należały do trudno zauważalnych - wszystko, czego nie mógł zjeść, wypić lub poukładać, natychmiast wyrzucał.- Wcale mnie nie słuchasz - powiedział Palmer Stoat.- Przepraszam.- Na co się tak patrzysz?- Na nic.- Czy ten filet ci nie smakuje?- Jest doskonały, Palmerze.A teraz, proszę, powtórz mi, co obiecał Dick.- Powiedział, że to zrobi.- Mówisz poważnie? - Desie była dotąd przekonana, że nie ma na to szans.- Zrobi to dla mnie - oświadczył Stoat zarozumiałym tonem.– Zetnie ten most.- Fantastycznie.- Tak, no cóż, będzie mnie to sporo kosztować.Zanim wszystko się skończy, Bob Clapley będzie chciałpowiesić moje jaja na dewizce od zegarka i nie on jeden.Za dwadzieścia osiem milionów zielonych można sobie kupić całą armię wrogów, Des.- A co według ciebie jest ważniejsze - kolejny głupi ośrodek golfowy czy ocalenie życia twojemu psu?- Dobra, dobra.Kiedy odda nam naszego łobuziaka?- Gdy o zawetowaniu mostu napiszą w gazetach.Wtedy porywacz odda Doodle'a.Mówił, że w międzyczasie porozumie się z nami.- Cudownie - Stoat poprosił gestem o rachunek.- Szkoda, że nie znasz jego nazwiska.- Palmerze, przecież to przestępca.Tacy nie rozdają wizytówek – Desie nie rozumiała, dlaczego wciąż stara się ochronić Twilly'ego Spree, ale to nie była właściwia chwila, żeby zmieniać wersję.- Po prostu jestem ciekaw - rzekł Stoat.- To musi być ktoś, kto mnie zna.Ktoś, kogo kiedyś wkurwiłem.Do tego stopnia poważnie wkurwiłem, że włamał się do mojego domu i porwał mojego cholernego labradora.- Co to za różnica? - odparła.- Twierdzisz, że wszystko jest załatwione.Gubernator Dick zrobi, o co go poprosiłeś, a wtedy dostaniemy z powrotem Boodle'a i będzie po sprawie.Mam rację?- Taki jest plan - przytaknął jej mąż.Po czym zwrócił się do kelnera.- Czy mógłby pan łaskawie dopilnować, żeby danie mojej żony zostało skreślone z rachunku? Filet był tak przemrożony, że nie mogła go zjeść.- Na litość boską-jęknęła Desie.W drodze do domu Palmer zdjął jedną dłoń z kierownicy i wsunął jej pod spódnicę.- Jesteś ze mnie dumna? - zapytał.- Jestem.- Zacisnęła odruchowo kolana.- A jak bardzo jesteś dumna?Desie poczuła, jak coś ją ściska w dołku.Patrzyła wprost przed siebie, udając, że obserwuje ruch na drodze.- Wystarczająco dumna, by urządzić małe bara-bara?- Palmer.- Ciążyło jej jednak poczucie winy.Oczywiście, będzie dziś w nocy uprawiała z nim seks.Jak mogłaby mu odmówić po tym, co zrobił dla psa?- Minęło już parę tygodni - przypomniał.- Wiem.Kilka trudnych tygodni.- Dla nas obojga, kochanie.No więc jak? Świece z zapachem bzu.Butelka francuskiego wina.- To brzmi zachęcająco - przyznała Desie.-.i może łyżeczka proszku z nosorożca dla podniecenia superekstra.- Nie!-Des, daj spokój.- Nie ma mowy, Palmer.Nie ma mowy! - Wydobyła jego rękę ze swoich majtek i powiedziała, żeby uważał na drogę.Dopiero po minięciu trzech kolejnych świateł Stoat zdołał się jakoś pozbierać.- Masz rację - rzekł do Desie.- Zapomnij o rogu nosorożca, zapomnij, że w ogóle o nim wspomniałem.Przepraszam.- Obiecaj, że to wyrzucisz.- Obiecuję - skłamał Stoat.Właśnie myślał o intrygującej call-girl, spotkanej tamtej nocy u Swaina, tej, która pieprzyła się tylko z republikanami.Ona z całą pewnością nie powinna mieć liberalnych zahamowań w kwestii afrodyzjaków uzyskanych kosztem zagrożonych gatunków.Ani też Roberta, obdarzona wolnym duchem i obfitymi implantami blondynka, która czasami towarzyszyła Stoatowi w podróży.W zamian za obietnicę nowego i doskonalszego orgazmu Roberta osobiście zabiłaby nosorożca gołymi rękami.Swojej żonie natomiast Palmer Stoat oświadczył:- Wywalę ten proszek z samego rana.- Dziękuję - powiedziała.Zerkając na nią ukradkiem, zapytał:- Czy to oznacza, że w dalszym ciągu jesteśmy umówieni na później?- Chyba tak.- Desie odwróciła głowę, udając, że ogląda bikini na wystawie sklepu z odzieżą plażową.Poczuła palce Palmera przesuwające się niczym pająki pomiędzy jej udami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]