do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pospiesznie holuj¹ mnie do drzwi, przechodz¹ dalej, uœmiechniêci, z pustymirêkami - ani ¿agli, ani rakiet, ani kija golfowego, ani Lugera.Sekretarka sporz¹dza kserokopie i informuje mnie, ¿e rachunek otrzymam podkoniec miesi¹ca.Wizytówka okazuje siê byæ warta sto dolarów - sto dolarówwydanych na asa pik, którego mogê na razie schowaæ w rêkawie, a potem wepchn¹æEthridge'owi do gard³a, niech siê ud³awi.Wracam do domu i próbujê wyt³umaczyæ sytuacjê Mamie.Teraz Mama boi siê, ¿e Perpetual skreœli ich z ubezpieczalni.- Rozumiesz, Jacky, oni nie muszê nas trzymaæ.Wiêksz¹ czêœæ stawkiubezpieczeniowej p³aci zwi¹zek zawodowy, my dajemy tylko dwadzieœcia trzydolary miesiêcznie.Próbujê j¹ przekonaæ, ¿e nie mog¹ ich wyrzuciæ za ¿¹danie nale¿ytej opieki.Takczy owak, nie ma to znaczenia.Przy systemie Medicare i tak s¹ prawie w stuprocentach objêci ubezpieczeniem.S³ucham zrzêdzenia Mamy.Ilekroæ mamnadziejê, ¿e skoñczy³a, zaczyna na nowo, od samego pocz¹tku.Cech¹ mentalnoœci biedaka jest ci¹g³e boksowanie powietrza, ci¹g³e pogró¿ki - akiedy trzeba stan¹æ oko w oko z “szefem", taki cz³owiek kompletnie siêza³amuje.¯ycie tak nimi pomiata³o, tak ich upokarza³o, ¿e najdrobniejszysygna³ do walki wprawia ich w panikê.Lêk przed utrat¹ jedynego skromnegozabezpieczenia, jakim dysponuj¹, obezw³adnia ich doszczêtnie.Jadê karmiæ Tatê.Wizytówkê ca³y czas trzymam w zanadrzu.Niech siê Ethridgejeszcze trochê pogor¹czkuje, a ja siê zajmê Tat¹.Postanawiam go namalowaæ.W ten sposób siedz¹c przy nim bêdê przynajmniej coœrobi³.Bêdê go malowa³ na patio.Pani Kessler i inni nie mog¹ chyba mieæ nicprzeciwko temu.A przy okazji udowodniê Alicji, ¿e naprawdê jestem malarzem zPary¿a, Francja.Kiedy przychodzê, Alicja ju¿ go karmi.Szpital przes³a³ kartê choroby idyspozycje co do leków.- Narozrabia³ pan na ca³ego, co? Pani Kessler ma³o co oknem nie wysz³a.Wie panco, Jack, ma pan bardzo sympatycznego tatusia, niech mu pan ju¿ wiêcej nieutrudnia ¿ycia.Przejmujê karmienie.Alicja ma jeszcze innych do obs³u¿enia, a wie ju¿, ¿e jato umiem robiæ.Tato jest znacznie spokojniejszy.Dalej b³¹dzi z dala od rzeczywistoœci, aleju¿ nie próbuje uciekaæ.Sprawia nawet wra¿enie, jakby mi siê przygl¹da³ - aprzynajmniej moim rêkom, kiedy umieszczam na ³y¿ce kês jedzenia i podajê mu doust.Naœladujê sposób Alicji, tak jak siê karmi dziecko: na przemian trochêgroszku, kawa³ek budyniu czekoladowego, odrobina miêsa, ³yk mleka.Ci¹g³azmiana smaków daje lepsze rezultaty ni¿ podawanie jednej potrawy po drugiej.Opró¿niamy tacê w niespe³na godzinê.Mam przy sobie ciœnieniomierz i mierzêTacie ciœnienie: sto dziewiêædziesi¹t na sto.Nadal wysokie, ale ju¿ lepiej.Po jedzeniu wk³adam Tacie pod szlafrok lekki sweter i przenoszê go na fotelinwalidzki.Przytroczonego do fotela paskiem szlafroka wytaczam na dwór.Skrzynkê z farbami zostawi³em przy g³Ã³wnym wejœciu na patio.Ustawiam przybory,ca³y czas zerkaj¹c na Tatê.Chcê zrobiæ portret trois-quatre, tylko g³owê.Zaczynam szkicowaæ i dopiero wtedy widzê, jak bardzo Tato siê zmieni³.Jakbyktoœ star³ mu z twarzy ca³¹ pow³okê cywilizacji, superego, tak jak aktor zmywakremem makija¿.To nadal jego twarz, ale znacznie m³odsza, mniej u¿ywana, niezamieszkana.Ta twarz nie jest moim ojcem.Chcia³bym namalowaæ j¹ wiernie,wiernie wobec tego, co wydaje mi siê, ¿e widzê - i wiernie wobec tego, coczujê.W³aœnie zaczynam k³aœæ podk³ad, kiedy s³yszê, ¿e Tato mamrocze, corazwyraŸniej.Przysuwam siê bli¿ej.Tato odwraca siê do mnie i mówi, bardzodobitnie:- Jak uwa¿asz, Ed, co powinniœmy zrobiæ?Znów jestem Edem.- Nie wiem, a ty jak uwa¿asz, Jack?- Psiakoœæ, nie mogê patrzeæ, jak tracimy tê star¹ farmê; nie pamiêtam ju¿innego gospodarstwa.Nie chcê mieszkaæ w Manata i chodziæ do miejskiej szko³y.Wiem, ¿e nie bêdzie mi tam dobrze.Czekam.- Tak, Jack, masz racjê.Rozgl¹dam siê, czy nikt nas nie s³yszy.W pobli¿u nikogo, nikt nie podgl¹da.- Co siê sta³o, Ed? Tato przecie¿ tak ciê¿ko pracuje.Wychodzi w pole, nims³oñce wstanie, i haruje do nocy.Nawet zim¹ pracuje dzieñ w dzieñ.Nikt niemo¿e powiedzieæ, ¿e nasz tato siê leni, nikt a nikt.- To prawda, Jack [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl