do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Częściowo na pewno przypisać należy tutejsze kratery meteorytom, ale większość ich jest pochodzenia wulkanicznego; co do tego nie ma dziś wątpliwości - rzekł kierownik.Zakończywszy w ten sposób swój zwięzły wykład poprowadził ich następnie na krótką przechadzkę, podczas której uczyli się chodzić po pobrużdżonej powierzchni Księżyca.Szło im to bardzo trudno, a kierownik bez przerwy wzywał do powolnego tempa i wielkiej ostrożności.Mimo że podeszwy ich sporządzone były z elastycznej, wyżłobionej na sposób pilnika stali, nogi ślizgały się im na gładkich kamieniach i musieli pomagać sobie laską, ażeby nie upaść.Ludzie nie przyzwyczajeni do niskiego ciśnienia, zapominali, że nie znajdują się na Ziemi i zamiast kroku wykonywali wielki skok, zanoszący ich o wiele dalej, niż zamierzali i na nieprzewidziane miejsca.Nie obeszło się również bez upadków, ale na szczęście bez konsekwencji.Piotr należał do tych, którzy najczęściej tracili równowagę, chociaż rozważniejszy Jan hamował go jak umiał.Był szczerze zadowolony, gdy kierownik nakazał powrót i gdy znów znaleźli się na równej, sztucznie zbudowanej drodze, która wkrótce doprowadziła ich do podziemnego miasta.- Jestem cały potłuczony! - skarżył się Piotr, zdejmując w przedsionku skafander.- Ponieważ jesteś zbyt niecierpliwy i zapominasz o zwalnianiu ruchów - przygadał mu Jan.Również później, kiedy zasiedli obok siebie do obiadu, do którego zabrali się obaj z odpowiednim apetytem, raz po raz upominał przyjaciela.Piotr zapominał bez przerwy, że nie znajduje się na Ziemi, a większość jego ruchów przy jedzeniu wykonywana była z takim rozmachem, że obaj jego sąsiedzi przesiedli się na przyzwoitą odległość, żeby nie wybił im widelcem oka, lub nie uciął nożem kawałka nosa.- Damy ci drewniane nakrycie, jakie w dawnych czasach dostawali więźniowie - oświadczył Jan.- Dobrze jeszcze, że nie chcesz, żebym jadł palcami! - śmiał się Piotr, starając się panować nad swymi ruchami.Jan zresztą podziwiał w duchu jego szczere wysiłki w kierunku przystosowania się do nieprzyjemnych warunków życia na Księżycu.Piotr był żywym chłopcem, zapalonym sportowcem i brak ruchu dawał mu się porządnie we znaki.Podziemna siedziba w kraterze H była prowizoryczna i w związku z tym bardzo pod względem przestrzeni ograniczona.Okazji do uprawiania lekkoatletyki było tu bardzo mało, a pobytu na zewnątrz nawet osadnicy, (przyzwyczajeni do specjalnych warunków środowiska księżycowego, nie mogli przedłużać więcej niż na trzy do czterech godzin.Dlatego chłopcy powitali z radością oświadczenie kierownika hufca, że zorganizowana zostanie wyprawa na drugą stronę Luny.Nie chodziło tu o wycieczkę dla przyjemności, wyprawa miała na celu sporządzenie szczegółowych map pewnego odcinka powierzchni Księżyca.Potrzebne były mapy terenów, na które spadały kiedyś rakiety bez załóg, jak również należało przygotować już wyłącznie na użytek księżycowy, szczegółowe mapy, takie, jakich używają automobiliści na Ziemi.A to oznaczało wielką pracę, którą trzeba było wykonać przede wszystkim na odwrotnej stronie Księżyca.Wzięło w niej udział dwadzieścia osób, wśród nich trzy dziewczęta z hufca, oraz Piotr i Jan.Podzieleni zostali po dwie osoby do dziesięciu lunobusów, zamkniętych hermetycznie wozów o szesnastu bardzo niskich kołach na ośmiu osiach, umożliwiających robienie najbardziej nawet ostrych zakrętów i poruszanie się po pobrużdżonym, bardzo nierównym terenie księżycowym.Wozy przystosowane były specjalnie do najbardziej stromej jazdy pod górę i posiadały bardzo niski punkt ciężkości, poruszający się samoczynnie i zatrzymujący zależnie od nachylenia drogi.Napędzane były mocnymi penitynowymi silnikami elektrycznymi, umożliwiającymi poruszanie się w dogodnym terenie z szybkością do stu kilometrów na godzinę.Z szybkością taką mogli liczyć się oczywiście tylko w wyjątkowych wypadkach, ponieważ grube warstwy pyłu księżycowego utrudniały poruszanie się nawet tam, gdzie z uwagi na równy teren byłoby to możliwe.Kierowanie wozem było bardzo łatwe i chłopcy nauczyli się go po kilkugodzinnym instruktażu doskonale.Krater H opuścili w chwili, gdy promienie słoneczne padały już na równinę krateru Platon pod bardzo niskim kątem.Dzień kończył się dla półkuli Luny, widocznej z Ziemi, natomiast dla drugiej półkuli odwróconej od Ziemi, zbliżało się południe drugiego dnia księżycowego, trwającego czternaście dni ziemskich.Wąską przełęczą o stromych zboczach przekroczyła wyprawa północny wał krateru Platon.Wóz jadący na przedzie skierował się na północny wschód i wkrótce zniknął w głębokim jarze, prowadzącym wprost do bieguna północnego.Panował tu taki zmrok, że trzeba było zapalić światła.Pyłu było w jarze niewiele i wozy mogły poruszać się z szybkością trzydziestu do pięćdziesięciu kilometrów, mimo że dno jaru było miejscami bardzo nierówne.- Gdy Księżyc będzie się obracać i otrzyma powietrze, wylejemy na dno tego jaru masę autostradową i będziemy mieli doskonałą szosę - oznajmił z mikrofonu głos kierownika.Wyrwał Jana z jego marzeń.Chłopiec spoglądał na wielką pstrokatą tarczę Ziemi, wchodzącą w pełnię.Błyszczała nisko nad krawędzią skalnego kanionu, a Jan szukał na jej zamglonej powierzchni miejsca, gdzie leżała Praga.Nie udawało mu się, chmury regulowanej sztucznie pogody unosiły się właśnie nad środkową Europą i zasłaniały widok jego rodzinnego miasta.Za to Ocean Atlantycki, wraz z jego nowym kontynentem, widać było bardzo wyraźnie; ciemniejszy czerwonobrązowy ląd odcinał się ostro od szaroniebieskiego tła morza.Jan odłożył teleskop.- Chętnie narwałbym już na Księżycu jakichś kwiatów - zauważył w odpowiedzi na słowa kierownika o budowaniu autostrad.- To będziesz musiał jeszcze trochę poczekać - roześmiał się Piotr, który siedział przy kierownicy.- Przypomnij sobie, co mówił wczoraj instruktor o zaopatrzeniu Księżyca w powietrze i o związanych z tym trudnościach.Na razie pracuje zaledwie dwadzieścia stacji produkujących tlen, piętnaście u nas i pięć po drugiej strome Księżyca, w kraterze Einsteina.Dostarczają tlenu przeważnie stacjom, wozom, skafandrom a przede wszystkim rakietom zużywającym znaczne jego ilości na napęd.Jedynie nadwyżki wypuszczane są w przestrzeń, a tych jest tak mało, że do tej pory ciśnienie powietrza na Księżycu podniosło się zaledwie o jedną dziesiątą milimetra słupka rtęci.Tysiąc stacji będzie musiało pracować co najmniej przez dziesięć lat, żeby Księżyc otrzymał tyle tlenu, ile potrzebujemy go do oddychania.- Albo dziesięć tysięcy stacji przez rok, ewentualnie sto dwadzieścia tysięcy stacji przez miesiąc - przerwał Jan ze śmiechem jego wykład.Piotr roześmiał się również.- Tego by jeszcze brakowało, żeby odbywało się to według reguły trzech - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl