do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokąd jechał tym razem?- Do Surrey albo Gloucester, nie pamiętam dokładnie.- Odwróciła się w stronę sali.- Hej, Bess? Dokąd się wybierał John Druciarz?- Do Surrey! - odkrzyknęła pulchna blondyna z dużymi zębami.- No, prawie miałam rację.- Był ktoś jeszcze?- Tylko ci pielgrzymi wstąpili wczoraj wieczorem.Ach, byłabym zapomniała.Jeszcze brat Francis ze swoimi chórzystami.- Ilu ich było?- Hmm, może dziesięciu albo coś koło tego.Wszyscy mają anielskie głosiki.Każdy zaśpiewał solo hymn jako zapłatę za posiłek.Jakby niebo zstąpiło tu do gospody Pod Starą Beczką i Dzikiem - rozrzewniła się.Z tej kompanii raczej na pewno mógł Sofię wykluczyć.Słyszał kiedyś, jak sobie nuciła i to mu wystarczyło.- Sądzisz, że mogła być wśród nich? - spytał Parcin, nachylając się ku niemu.Tobin zdecydowanie pokręcił głową.- Z anielskim głosikiem? Nie sądzę.Ale z powodzeniem mogła się zabrać z Druciarzem albo schować się w jego wozie.Raczej to biorę pod uwagę.- Hej, Gunnie! - zawołała Bess.- A pamiętasz żonglera? Gunnie wybuchnęła gromkim śmiechem i natychmiast zawtórowały jej pozostałe kobiety, nie wyłączając właścicielki gospody.Gunnie aż chwyciła się za głowę.- Jak bym mogła zapomnieć? - Wciąż roześmiana, zwróciła się do Tobina: - Mała trupa kuglarzy, minstrel i ci, co chodzą po linie.Mieli ze sobą tańczącego niedźwiedzia.Ale niedźwiedź dla nas nie zatańczył.Tylko spał.Najlepszy był ten wysoki chłopak, który próbował żonglować za jedzenie.Stał tu na barze i rzucał drewnianymi kulami wysoko w powietrze.Naprawdę dobrze mu szło, tańczył przy tym i podskakiwał, ale trochę przeholował, bo dołożył czwartą kulę i rzucił za wysoko.No i nie złapał.Te kule są twarde i ciężkie.Padł jak długi.- Znów zatrzęsła się od śmiechu.- Całkiem jak nieżywy.Tobin wyprostował się, wymieniając z Parcinem porozumiewawcze spojrzenie.- Czy ten chłopiec był mniej więcej tego wzrostu, szczupły, z czarnymi włosami sterczącymi na wszystkie strony?- Tak, to pewnie on.I miał oczy takiego dziwnego koloru.Bardzo niebieskie.Jeszcze nigdy takich nie widziałam.Dziarski chłopak.przynajmniej był, nim padł.Tobin wstał i sięgnął po swój płaszcz.- Mówili, dokąd się wybierają?- Na północny wschód.Ten śpiewak rozmawiał z posłańcem, który mu powiedział o jakichś chrzcinach na pograniczu, w Glamorgan, zdaje się.W takim miejscu kuglarze mogą zgarnąć niezły grosz za parę dni pracy.Kiedy wynosili tego biednego chłopca, słyszałam, jak mówili, że tam pojadą.Wiedział, że Sofia nie pojechałaby z nimi do Glamorgan.Rzuciwszy na stół garść monet, Tobin zwrócił się do Parcina:- Zbierz ludzi.Wyruszamy natychmiast.Podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.Wiatr ustał i było zupełnie ciemno; wiedział, że muszą jechać szybko, choćby mieli sobie oświetlać drogę pochodniami.Parcin stanął na środku izby.- Zbierać się i dosiadać koni.Zaraz wyruszamy na północ.- Wolałbym dosiąść tej, którą trzymam na kolanach - odezwał się jeden z jego podwładnych.Zawtórowały mu jęki i narzekania pozostałych oraz westchnienia zawiedzionych dziewcząt.Tobin odwrócił się w progu, gromiąc ich surowym spojrzeniem.- Jeśli możecie chędożyć, to i jechać możecie - warknął wychodząc.15Sofia obudziła się z potwornym bólem głowy.Półprzytomna usiadła na łóżku, rozglądając się dookoła.- Ned się wreszcie obudził, mamo! - zawołała Maude tak głośno, jakby matka znajdowała się co najmniej w Kornwalii.- Całkiem się obudził! - wrzasnęła Tildie równie donośnie.Sofia zamrugała, zakrywając sobie uszy rękami, jęknęła i opadła z powrotem na posłanie.Bliźniaczki zasiadły po jej obu stronach, jakby jej pilnowały, czekając, aż otworzy oczy.Ich dziecięce głosiki dźwięczały jak trąbki, przynajmniej tak się Sofii zdawało.Odetchnęła głęboko.- Co się stało? - spytała w końcu.- Sam się uderzyłeś - odpowiedziała Tildie, patrząc na nią swymi wielkimi oczyma.- No - potwierdziła Maude.- Drewnianymi kulami.Bum! - Pacnęła się dłonią w czubek głowy.- W sam środek.Sofia jęknęła, a potem ostrożnie dotknęła bolącego miejsca.Na czaszce wyrósł jej potężny jajowaty guz.Miranda siedziała z przodu, obok Alana, który powoził końmi ciągnącymi wóz.Słysząc rozmowę, zajrzała do środka.- Jak się czujesz? - spytała z troską.- Głupio.Miranda parsknęła śmiechem.- Nic ci się nie stało?- Chyba nic.Ale moja duma strasznie cierpi.- Nie powinna.Dzięki tobie zarobiliśmy tyle, co jeszcze nigdy - pocieszyła ją Miranda.- Zarobiliście? - zdumiała się Sofia.- Jak to? Alan obejrzał się przez ramię.- Neddie, drogi chłopcze, właścicielka gospody dała nam dwie złote korony, kiedy padłeś bez ducha.Jak już się przestała śmiać, to powiedziała, że od lat nie widziała czegoś tak śmiesznego.- Właśnie - wtrąciła Tildie, kiwając główką z zabawną dziecięcą powagą.- Jesteśmy najlepszymi kuglarzami.Powinieneś ciągle uderzać się w głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl