do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo wszak ona bywa kapryśna i dotychczas nie chciała słuchać nikogo poza mną.Otóż, teraz, Luizo, dopóki nie wrócę, przestajesz być moja.Otocz opieką tę oto piękną księżniczkę i gdyby ktokolwiek do niej się odezwał, zacznij pomrukiwać, gdyby zaś ktokolwiek był jej niemiły, zjedz go sobie na śniadanie.Jeżeliby księżniczka zechciała przejść się po ogrodzie, udaj się wraz z nią i zawsze pamiętaj, że jest twoją wszechwładną panią.Czyś dobrze pojęła swoje obowiązki?Luiza, patrząc to na swego pana, to na Sitę, wydawała pomruki radości.– Rozumiesz mnie, prawda? – mówił dalej Korkoran.– Teraz zaś, by dać temu dowód, połóż się u stóp księżniczki i ucałuj jej dłoń.Luiza bez wahania spełniła polecenie.Ułożywszy się, odwzajemniała pieszczoty Sity liżąc jej dłonie swym szorstkim nieco językiem.– Czujność i odwaga takiej straży – rzekł Korkoran – tyleż jest warta co szwadron konnicy.Co zaś do bystrości, nikt nie dorówna Luizie.Ona nigdy nie zdradza tajemnic, nie znosi pochlebstwa, umie odróżnić prawdziwych przyjaciół od obłudników.Ponadto nie jest łakoma i mały nawet kąsek surowego mięsa ją zadowoli.Na koniec szczególnie trafnie rozpoznaje ludzi i wielokroć wydając w porę jedno jedyne mruknięcie ratowała mnie przed natręctwem.– Panie Korkoranie – rzekła księżniczka – żadne skarby świata nie wynagrodziłyby tak cennej przyjaźni.Lecz ja przyjmuję ją dając w zamian swoją przyjaźń.Gdy tak rozprawiano, nastał dzień.Korkoran po raz ostatni musnął ustami czoło Luizy i złożył przed Sitą ukłon pełen szacunku.Wraz z Holkarem wsiedli na koń, a w ślad za nimi podążyło bez mała pięciuset ludzi.Luiza pełnym żalu okiem żegnała odjeżdżających, lecz w końcu pogodziła się z losem i posłuszna wezwaniu księżniczki wróciła do zamku, gdzie ułożywszy się beztrosko na werandzie, czekała razem z Sitą powrotu myśliwych.VIIPOLOWANIE NA NOSOROŻCELos chciał, że Luiza, mimo swych cennych zalet, należała do płci, z której wywodzą się tygrysie rodzicielki, toteż ledwie spostrzegła, że grupa łowców znika na horyzoncie, ledwie wchłonęła odurzającą woń lasu, którą wiatr ku niej przywiał, a już przyszła jej ochota, żeby opuścić pałac i pogalopować co sił za kapitanem.Nie mogła wiedzieć, jak jest doniosła funkcja przybocznej straży, którą przyszłoby jej porzucić.Krótko mówiąc, była rozkapryszona, próżna, lekkomyślna.Lubiła rozrywki.Może i jej się marzyło polowanie na nosorożce? Któż to może wiedzieć? Przecież Luiza, mimo przeróżnych wad, nie była gadułą: nie zwierzała byle komu swoich myśli.Jakkolwiek by było, ziewnęła szeroko i zaczęła przeciągać się i mruczeć z cicha, wyrażając bezmierny smutek i znudzenie.I oto księżniczka, choć bardzo pragnęła mieć Luizę przy sobie, tak się w końcu zaniepokoiła tym sąsiedztwem, że wypuściła zwierzę na swobodę.Ledwie drzwi zamku się otwarły, Luiza jednym susem przesadziła płot dzielący ogród pałacowy od miasta i śmignąwszy nad głową przerażonego strażnika, pędem puściła się przez ulice.Roztrąciła po drodze może trzy tuziny spokojnych mieszczan spacerujących przed swymi sklepami i dotarła do głównej bramy miasta Bhagawapuru.Straże nie tylko nie myślały jej zatrzymać, lecz pośpieszyły po broń do koszar, aby oddać jej honory należne wyższym oficerom.Rozległ się huk salwy, ale tygrysica zbyła to milczeniem.Nie przestając biec, zbierała wiadomości.Bacznie spoglądała na ślady koni i węszyła w powietrzu, jak wytrawny pies myśliwski na tropie.W tym to czasie książę Holkar i kapitan Korkoran byli na polowaniu i jakkolwiek mogli mieć powody do obaw, zabawiali się wesołą rozmową.Zdawać by się mogło, że myślą jedynie o nosorożcach.– Polowałeś pan kiedy na tę zwierzynę? – zapytał Holkar Bretończyka.– Nie zdarzyło mi się – odparł Korkoran.– Polowałem na tygrysy, słonie, hipopotamy, lwy, pantery, ale nosorożec jest zwierzęciem mi nie znanym.Nie widziałem go nigdy, nawet w menażerii.– Bo też nosorożec – ciągnął Holkar – należy do rzadkości i jest zwierzyną bardzo cenioną.Dorosłe okazy są doprawdy potężne.Widziałem dwie czy trzy sztuki i wierz mi pan, miały przynajmniej po sześć stóp wysokości i z piętnaście długości.Nosorożec to ciężkie, nieruchawe zwierzę, o skórze chropawej i twardszej od pancerza.Głowę ma krótką, sterczące uszy, którymi ustawicznie strzyże jak koń.Pysk ma ścięty, zakończony rogiem.Ten to róg jest główną bronią nosorożca.Przed upływem godziny winieneś pan zobaczyć, jaki z niego robi użytek.Jeżeli tym razem szczęście nam dopisze – a rzecz to wątpliwa, nosorożec bowiem przewyższa siłą wszelką zwierzynę, nawet słonia, a co więcej, kule nie imają się jego skóry – tak więc jeśli szczęście nam dopisze, przyrzekam panu befsztyk z nosorożca na obiad.Jest to mięso podawane tylko do stołów książęcych.Tak rozmawiając Holkar z Korkoranem znaleźli się u skraju lasu na rozstajach zwanych Rozstajami Czterech Palm.– Tu się zatrzymamy – powiedział Holkar i zsiadł z konia.– Trzeba nam będzie dosiąść słoni, bo nasze konie nie zniosłyby ani widoku, ani zapachu nosorożca.I byłyby bezsilne wobec jego ciosów.W istocie, na najważniejszych strzelców czekały gotowe do drogi słonie w uprzęży.– Po co siedzi ten człowiek na przedzie, prawie między uszami słonia? – zapytał kapitan.– To kornak, czyli przewodnik – odparł książę.– Zwierzę słucha tylko jego głosu i jemu jednemu jest posłuszne.– A ten drugi – mówił dalej kapitan – co w pełnej szacunku pozie siedzi za mną, jakby czekał na moje rozkazy?– Och, miły gościu, on będzie zjedzony.– Któż go zje? Co do mnie, to nie jestem głodny, i wydaje mi się, że Wasza Wysokość da mi co innego na śniadanie.– Toteż jego zje tygrys, drogi przyjacielu.– Tygrys? Jakimże sposobem? Byłem przekonany, iż polujemy na nosorożce, nie zaś na tygrysy.– Miły kapitanie – odparł Holkar ze śmiechem.– Zwyczaj ten przejęliśmy od Anglików, a wydaje się on wielce pożyteczny, o czym zresztą przekonasz się pan niebawem.Anglicy spostrzegli, że w dżungli grozi często nieoczekiwane spotkanie z tygrysem, jaguarem lub panterą.Otóż te zwierzęta podobnie jak my wstają wczesnym rankiem, nie mniej od nas głodne, a że żyją jedynie z łowów, więc czyhają często na podróżnych za zakrętem ścieżki.A nuż trafi się śniadanie! Nadto ludzi atakują niechętnie i prawie nigdy twarzą w twarz.Najczęściej skaczą z tyłu, w momencie najmniej spodziewanym, i porwawszy człowieka w głąb dżungli, zjadają bez przeszkód.Ale Anglicy to bardzo roztropni i ostrożni ludzie.To prawdziwi dżentelmeni, którzy żyją w przekonaniu, że ich skóra droższa jest Nieśmiertelnemu niż skóra jakichkolwiek innych stworzeń rasy ludzkiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl