[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Doba jeszcze nie minęła – poprawił Royd.–… zrozumiałem jedno.Wy wszyscy i ja też jesteśmy uczestnikami ekspedycji, która wystartowała dwa i pół roku temu na statku „Prometeusz-6".–Tak – potwierdził Royd.– Wierzysz w to? Ty jeszcze nie wszystko pamiętasz, ale jesteś w stanie w to uwierzyć?–Jakoś mi się to w głowie nie mieści.Ale przecież mnie nie okłamujecie?–Dlatego właśnie nie chciałem cię od razu we wszystko wtajemniczać.Nie uwierzyłbyś.–Całkiem prawdopodobne… A sam statek… też wrócił?–Nie, Espace – powiedział Royd.– Statek nie wrócił.Statek kontynuuje lot.Na „Prometeuszu-6" została tylko Verona.Sama! Rozumiecie?–A jak my znaleźliśmy się tutaj?–Fizyczne i techniczne podstawy tego zjawiska nie są nam znane.Ale pewne przyczyny są zrozumiałe.Po pierwsze – wszyscy tęskniliśmy za Ziemią.Po drugie – baliśmy się, że nigdy więcej jej nie ujrzymy… To chyba wystarczy.–Ale Verona została!–Została Verona i ja.Losowaliśmy, kto powinien tutaj wrócić.Wypadło na mnie.Byłem przekonany, że wy sami już nie wrócicie.Należało was odszukać i namówić do powrotu.–Bzdury! My z Żeńką już pakowaliśmy walizki.Prawda, Źeniu?–Prawda – potwierdziła.Kiedy Eugenia przyszła do męża (do kogo innego mogła pójść?), ten najpierw przestraszył się.Przecież wiedział, że jej nigdy nie zobaczy.No, może po wielu, wielu latach.Kiedy mu wszystko opowiedziała, ucieszył się.No bo przecież w żaden sposób nie mogła dowieść, że jest Eugenia, jego żoną i matką malutkiej Lady.Ona była w ekspedycji „Prometeusz-6".Nie mogła być na Ziemi, i przepędził ją, nawet nie pozwalając zobaczyć się z dzieckiem.Niepotrzebnie wróciła na Ziemię.A odejść znowu na zawsze było niewypowiedzianie trudno.Bóg z nim.Ale nie zobaczyła córeczki! i wtedy odnalazła Wsiewołoda.Wspólnie wszystko sobie przypomnieli i postanowili wrócić.Ten wielki, niezgrabny mężczyzna, gaduła i żartowniś, był jej jedynym oparciem.Wzajemnie byli dla siebie oparciem.Bo przecież on ją kochał.–A zatem jest nas pięcioro.Crooce – szósty.Kto wie, gdzie są pozostali? – zapytał Royd.–Wiem, gdzie jest Santa – powiedziała Eugenia.– Ale wydaje mi się, że nie ma sensu ciągnąć jej z nami.Ona zamierzała wyjść za mąż.–Za kogo?–Nie wiem, ale to świetna dziewczyna, ona nigdy nie zdejmuje z ręki bransolety z tarczą łączności.– Eugenia obróciła tarczę na swojej bransolecie – tarcza nie odpowiedziała sygnałem świetlnym.Powtórzyła sygnał wywoławczy jeszcze kilka razy.Nikt nie odpowiadał.–Można spróbować wywołać Robina – powiedziała.– Nie widzieliśmy go ani razu, ale kiedyś on sam nas wywołał.Powiedział, że idzie do floty podwodnej, i decyzja ta, jak mówił, jest nieodwołalna.Ale gdyby coś zdarzyło się z nami, gotów nam pomóc, odpowie na wezwanie.–Wywołaj go, Żeniu – poprosił Royd.Eugenia ponownie dotknęła matowej tarczy, i po kilku sekundach pojawiła się na niej lekko wystraszona twarz Robina.–Co się stało, Eugenio?–Robin, zebraliśmy się tu w piątkę.Ja, Wsiewołod, Royd, Kiryl i Espace.Royd chce z tobą porozmawiać.Co ty na to?–Niech mówi – bez entuzjazmu odpowiedział Robin.– Robin, cała nasza piątka postanowiła wrócić.Na „Prometeuszu" została tylko Verona.Została tam sama.Decyzję podjęliśmy dobrowolnie.Nie można żyć z nękającym wstydem, że się stchórzyło.Kochamy Ziemię, ale właśnie ta miłość popycha nas w nieznane światy.Zapewne jest mi lżej niż innym.Nie mam na Ziemi nikogo bliskiego.Ale i ja kocham Ziemię.Robin, jestem tutaj, czekam na ciebie.Lot powinien być kontynuowany.–Royd, sprawa nie ogranicza się tylko do naszej ekspedycji.Ekspedycja powinna dać jakieś rezultaty, wnieść coś nowego, nieznanego.Wszyscy zetknęliśmy się z takim właśnie zjawiskiem.Żadne odkrycie dokonane wcześniej nie może się z tym równać.Należy zapoznać z nim innych.Trzy razy byłem w Radzie do Spraw Galaktyki i trzy razy nikt nie chciał wierzyć, że jestem Robinem, członkiem załogi,,Prometeusza-6".Trzeba, aby uwierzyli nam na Ziemi.Być może, wyślą jeszcze jedną ekspedycję.Przygotowuje się właśnie start „Prometeusza-7".Należy udowodnić, że wszystko, co się z nami stało, rzeczywiście miało miejsce.W takim wypadku zgodzę się wrócić na „Prometeu-sza-6".–Mnie też chodziła po głowie myśl, aby udać się do Rady – powiedział Kirył.– Ale byłem przekonany, że mi nie uwierzą…–Kochani, przecież nie mogą nie uwierzyć nam wszystkim – głośno powiedział Wsiewołod.–Dobrze, wylatujemy dzisiaj.Robin, czy ty jesteś na jakimś batyskafie?–Nie, nie wstąpiłem do floty podwodnej.Za trzy godziny będę u podnóży Kilimandżaro.A wy?–Ja chciałbym jeszcze raz spotkać się z Crooce'em.Wszyscy polecimy do niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]