do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani dobrze o tym wie, baronowo Groeck!Oparła się o poręcz fotela i milczała.Patrzył na nią z wyrazem zadowolenia na twarzy i mówił cicho:— Nóż leżał na łóżku, prawda?! Wzięła go pani do prawej ręki i poszła do łazienki.Maria Van pluskała się w wodzie.Była pani tak podniecona, że nie zauważyła wcale świadka tego wydarzenia…— Duplessis — wyszeptała baronowa i nagle ledwie dostrzegalny uśmiech wypłynął jej na wargi.— A więc widział i chciał mnie bronić…Willburn udał, że nie słyszy tego szeptu.Powiedział głośno:— Jak pani trzymała nóż?Przymknęła oczy i zaraz otworzyła je szeroko, jak człowiek zbudzony ze snu.Na jej twarzy pojawił się wyraz niepewności, niemal dziecinnego zażenowania.— Ach, czy ja wiem — powiedziała z wahaniem.— Tak zupełnie zwyczajnie…Nagle stała się młodsza, patrzyła spokojnie, jasny płomyk rozświetlał jej oczy blaskiem.Była teraz nawet ładna wzniosłą urodą, która już przekwitła, ale nie zamierza się bronić przed nieubłaganym czasem.Na policzkach ukazały się nikłe rumieńce, na usta wypłynął zrezygnowany, smutny uśmiech.Willburn obserwował jej przemianę czujnie, z uczuciem przygnębienia i żalu.Oddalała się teraz od niego, była już poza zasięgiem jego pytań, zapatrzona w siebie, zasłuchana w swoje myśli i wspomnienia.Wstał, wyprostował się i powiedział z naciskiem, aby wyzwolić się z uczucia niemocy, jakie nim owładnęło:— Niech pani pokaże, jak pani trzymała nóż…Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.A potem wzięła w prawą dłoń metalowy nóż do rozcinania papieru, który leżał na stoliku, zacisnęła na nim palce, trzymała w nieruchomej ręce przez chwilę i wreszcie wypuściła bezwładnie.Upadł z brzękiem na stół.Willburn nie patrzył na jej dłoń, ale na jej twarz.Była to twarz nieobecna, zamyślona, rozjaśniona wewnętrznym, łagodnym światłem.— I ugodziła pani Marię Van prosto w serce — rzekł cicho.Baronowa Groeck, patrząc ciągle przed siebie, na niewidzialny przedmiot nad jego głową, odparła spokojnie.— Tak.Prosto w serce.Miał ochotę parsknąć śmiechem w tę jej zadumaną, ładną, starą twarz, ale opanował się i tylko wzruszył ramionami.— Dlaczego — rzekł z niechęcią — nie powiedziała pani całej prawdy podczas naszej pierwszej rozmowy? Na co pani liczyła?Milczała, stojąc nieruchomo przed nim i patrząc prosto przed siebie, z umęczonym, ale łagodnym uśmiechem na ustach.I właśnie wtedy zapytał takim samym niechętnym, zrezygnowanym tonem:— Gdzie pani położyła nóż?— Na krawędzi wanny — odparła cicho.Nagle zachwiała się.Znowu była starą, otyłą baronową Groeck, brzydką kobietą o podwójnym podbródku i tłustej cerze.Tylko oczy miała ciemne z gniewu i pasji.Wyciągnęła rękę i chwyciła Willburna za klapę marynarki.— Jest pan oszustem! — zawołała ochrypłym głosem.— Wstrętnym oszustem.Powiedziałam panu prawdę! Tak, zabiłam ją! Zabiłam ją z nienawiści.To już wszystko.Niczego więcej nie powiem!Zabrakło jej tchu, dyszała ciężko, w kącikach ust osiadła spieniona ślina.— Niech się pani uspokoi — rzekł Willburn, zdejmując siłą jej rękę.— Oczywiście, że to pani zabiła Marię Van.Proszę teraz odejść do siebie i czekać na przyjście komisarza z nakazem aresztowania.Stała oszołomiona, cała drżąca, patrzyła na niego oniemiała.Po chwili odwróciła się i niepewnie odeszła w stronę drzwi.Kiedy była już na progu, Willburn rzekł surowo:— Niech pani nie próbuje uciekać! To tylko pogorszy sprawę…Wyszła bez słowa, cicho zamykając za sobą drzwi.Willburn patrzył za nią przez chwilę, a potem szybko wyszedł do holu.Garnet siedział tam samotnie i palił papierosa.Baronowa znikała właśnie na schodach wiodących na piętro.— Duplessisa! — rzekł Willburn.— Ale szybko!Garnet wstał i odparł:— W porządku.Zaraz ich tutaj zgromadzę.Nie chce mi się łazić tam i z powrotem na górę…— Zgoda — powiedział Willburn.— Ale baronową niech pan zostawi w spokoju.Po chwili znowu siedział w fotelu przy oknie.Kiedy wszedł Duplessis, podniósł się, aby go przywitać.— Mamy mało czasu, profesorze! Domagam się odpowiedzi na kilka pytań.— Oczywiście — odparł Duplessis niepewnie.— Wiem, że pan niczego nie widział wtedy, na tym przeklętym korytarzu.Ale wiem, że pan coś słyszał…— Ależ… — wtrącił profesor.— Niech pan mi nie przerywa.Pani Groeck przyznała się do morderstwa.Nie ma powodu, aby pan nadal milczał.Wszystko jest jasne.Duplessis zbladł.Powiedział z trudem:— Jestem wstrząśnięty… To wprost nie do wiary!— Ja też jestem wstrząśnięty.— Willburn mówił tonem suchym, niemal niegrzecznie.— To rzeczywiście nie do wiary, ale pan przecież od pierwszej chwili ją podejrzewał… Niech pan nie zaprzecza.Ta historia z paczką papierosów jest dostatecznie wymowna.Postąpił pan jak dżentelmen i jednocześnie jak sztubak.Nie wolno osłaniać morderców!Duplessis poruszał bladymi wargami, lewa powieka drżała mu nerwowo.— A więc — rzekł Willburn — niechże pan wreszcie mówi!Stary profesor przełknął ślinę, rozłożył ramiona bezradnym gestem.— Doprawdy — wyjąkał.— Słyszałem bardzo niewiele… Mówiły o brylantach.— Co takiego mówiły o brylantach?— Maria Van zapewniała baronową, że wszystko będzie załatwione.Powiedziała: „Ja to wszystko załatwię” czy coś podobnego… Maria Van była bardzo zirytowana, wybuchała obraźliwym śmiechem.— Tak, tak — przerwał Willburn.— Z powodu obraźliwego śmiechu nie zabija się człowieka.Co mówiła baronowa?Duplessis starał się skupić, marszczył brwi, ale nie mógł zapanować nad nerwami.Jego kościste, blade dłonie wykonywały chaotyczne ruchy w powietrzu.— Nie podsłuchiwałem, panie inspektorze — powiedział wreszcie.— Nie pamiętam słów, ale baronowa mówiła tonem bardzo podnieconym.Nie panowała nad sobą!— Pan jej bez przerwy broni — przerwał ostro Willburn.— To rola adwokata, nie pana.Mnie chodzi o fakty: Co pan słyszał? Szybko!— Ach — jęknął Duplessis.— To było straszne.Baronowa mówiła coś o ostatnim papierosie w życiu Marii Van.Powiedziała, że nigdy jej nie daruje… Ale jak sądzę, nie miała na myśli brylantów.— A co?— Nie wiem… Nie mam pojęcia.— Z czego pan wnosi, że nie chodziło o brylanty?— Usłyszałem imię „Filip”!— Kto je wymówił?— Nie wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl