do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wie pan co, Holgar? Niech pan leci tu¿ przed koñcem doby.- Tak póŸno? A to niby dlaczego?- Bo o tej porze jest najluŸniej na trasach i najmniej patroli, a patrolkosmiczny, wiadomo, zawsze lepiej omijaæ z daleka.- Unikaæ ich? Dlaczego?- Widzi pan, Holgar, ¿andarm, nawet w kosmosie, pozostaje tylko ¿andarmem.Ciludzie potrafi¹ przyczepiæ siê do wszystkiego.A to, ¿e grawitrony chybocz¹, ¿eœwiat³a pozycyjne s³abe, ¿e ci¹g nierówny i reaktor przecieka nad normê, ¿edoniczka z palm¹ nie zamocowana jak nale¿y, i tak w nieskoñczonoœæ.Dobrzejeszcze, jak pogadaj¹ i puszcz¹ dalej, ale jak trafi siê formalista.brr!Mo¿na nawet i licencjê straciæ.Wbrew ponurym przepowiedniom Gaby'ego patrol kosmiczny min¹³ stateczek Jonaca³kowicie obojêtnie.Holgar przeczeka³ niecierpliwie ca³e to spotkanie, apotem - zaraz za ostatnim satelit¹ - docisn¹³ akcelerator do oporu wykrêcaj¹cdziób rakiety w stronê wschodniego sektora pró¿ni.By³ to, wed³ug powszechnejopinii, najnudniejszy kawa³ek nieba - trochê meteorów, kilka mocno zmursza³ychgwiazdek z prymitywnymi uk³adami planetarnymi i od cholery kurzu.Lecia³o siêjak we mgle.Jon odprê¿y³ siê wewnêtrznie czuj¹c ca³kowit¹ i rozkoszn¹ pewnoœæ, ¿e tu niezobaczy ¿adnego ze znajomych.I tego typa z kotem te¿.A swoj¹ drog¹ ciekawe,co ten ponurak w³aœciwie robi i z czego ¿yje? Nie ka¿dego przecie¿ staæ nakupno samodzielnej podmiejskiej willi, nie mówi¹c ju¿ o wygodnym jejurz¹dzeniu.Jon widywa³ czasem przeciêtne mieszkania w falansterach, s³ysza³czêste skargi kolegów z pracy na trudnoœci z niebanalnym wyposa¿eniem wnêtrz iogóln¹ standaryzacjê ca³ego ¿ycia.Fakt - jego samego te¿ denerwowa³o czasemto, ¿e nie mo¿e urz¹dziæ domu tak, jak sobie kiedyœ wymarzy³.Lecz terazwszystko zosta³o daleko za odkrywc¹, z perspektywy kilkunastu parseków wydawa³osiê nieistotnym drobiazgiem.Brak kogokolwiek w pobli¿u sprawi³, ¿e kosmossta³ siê dla Holgara rajem, lecz zbyt d³ugo nawet Ten, Który Stworzy³ Œwiat,nie wytrzyma w raju samotnie.Jon tworzyæ ludzi wprawdzie nie umia³, umia³jednak za to przeprogramowaæ mózg wiod¹cy statku - przez dwa dni grzeba³ wewnêtrznoœciach metalowej, opas³ej jak gdañska szafa konsoli a¿ z têpegoelektronowego liczyd³a zrobi³ sobie towarzysza podró¿y.Towarzysz podró¿y -by³o to mo¿e cokolwiek emfatyczne okreœlenie - po przeróbce powsta³ raczejprzeciêtny tranzystorowy debil, ale pograæ z nim w szachy by³o mo¿na.Zreszt¹,jeszcze ca³kiem dobrze liczy³ jak na komputer udoskonalony czêœciami zrupieciarni.Dla sprawdzenia Holgar kaza³ mu obliczyæ szansê napotkania w tejzapad³ej dziurze statku przestrzennego obcej cywilizacji, który mia³by ponadtokszta³t idealnego tetraedru.Udoskonalony podszed³ do problemu statystycznie i widaæ stochastycznie zarazem,bo niemal natychmiast „siad³y" mu dwa tranzystory, spali³ jeden uk³ad scalonyi, stêkn¹wszy boleœnie, wyplu³ d³ug¹ taœmê, na której najpierw by³o zero,przecinek, a potem wiele kolejnych zer - tak ze czterdzieœci mo¿e -zakoñczonych liczb¹ trzynaœcie.Holgar nie by³ przes¹dny, lecz zrobi³o mu siêdziwnie nieswojo, jakby ju¿ wtedy coœ przeczuwa³.A nie móg³ przecie¿przewidzieæ, ¿e przelatuj¹c nad jak¹œ planet¹ us³yszy - i to tylko dlatego, ¿eten cybernetyczny kretyn zapomni wy³¹czyæ radio - obce sygna³y namikrofalach.Jon skl¹³ zdrowo roztargnion¹ maszynê, zapominaj¹c przy tym zupe³nie, ¿e toprzecie¿ on sam w³aœnie wprowadzi³ do jej pamiêci przek³amania programu, by mócchocia¿ niektóre rozgrywane partie zakoñczyæ danym maszynie matem.Oczywiœcieszachy posz³y teraz w k¹t; czasem w k¹t kabiny trafia³ tak¿e i spaceruj¹cynerwowo odkrywca.Sygna³y - to oczywiœcie tylko przypadek, ale czy tenprzypadek musia³ siê zdarzyæ w³aœnie jemu? No có¿.Skoro ju¿ te sygna³yodebra³, to by³oby g³upio nie dowiedzieæ siê, od kogo pochodz¹.Zapad³ g³êbokow wylenia³y fotel przed g³Ã³wnym pulpitem, desperacko przerzuci³ wystaj¹ce zeñdŸwignie.Planeta zbli¿a³a siê ku niemu z tym samym wahaniem, w jakie wprawia³ rakietêpowtarzaj¹c sobie, ¿e na ucieczkê jeszcze nie jest za póŸno i hamuj¹cgwa³townie, by po chwili niezdecydowanie przyspieszyæ znowu.Ale przecie¿sta³o siê wreszcie - wyl¹dowa³ w pasie zwrotnikowym obok du¿ego skupiskakanciastych budowli.Siedzia³ potem bezczynnie, podczas gdy naoko³o rakietykipia³a gor¹czkowa praca rzadko o¿ywianych mechanizmów.Brzêcza³y usypiaj¹co iœpiewnie jak tañcz¹cy nad ulem kosmaty pszczeli rój.Trwa³o to ponadgodzinê.Automaty cich³y kolejno, uk³ada³y siê w stalowych ³o¿ach, wypluwaj¹c doposzatkowanego w regularne plastry elektromózgu py³ki uciu³anej skrzêtnieinformacji o planecie; mózg zasygnalizowa³ Holgarowi, ¿e „cz³owiek mo¿e opuœciærakietê".Odkrywca zapi¹³ skafander, wszed³ do œluzy - delikatny impuls pr¹duzbudzi³ do dzia³ania serwomotor wejœcia, klapa w³azu otwar³a siê szeroko,kapnê³a na pod³o¿e elastyczn¹ drabink¹.Holgar zlaz³ po niej ostro¿nie i,wzdychaj¹c ciê¿ko, powêdrowa³ ku miastu.Zdawa³o siê, ¿e ¿aden mieszkaniec planety nie zauwa¿y³ odwiedzin z kosmosu, niedzia³o siê bowiem nic, nikt nie zwróci³ nawet uwagi na id¹cego wœród t³umuHolgara.Ró¿nic wielkich w³aœciwie nie by³o - gdyby mieli wci¹gniête szypu³kioczne i rêce zamiast macek, byliby z nich ca³kiem przyzwoici i sympatyczniludzie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl