do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mi przypomniało pasażera, którego wysadził, i zacząłem się zastanawiać, w którą stronę on poszedł.Widzisz, ten koleś zaczął mnie już wtedy intrygować.Gdy dotarłem do mojego samochodu, nie ruszyłem od razu.Zamiast tego obserwowałem wsteczne lusterko.To, co zobaczyłem, było interesujące.Właśnie przeszedłem ten odcinek drogi i żaden z pozostawionych tam samochodów nie miał włączonych świateł.Teraz był tam jeden z zapalonymi.Nie mogłem być oczywiście pewien, czy był to ten Fiat - były to po prostu dwa światła.Ale wtedy chodnikiem podszedł mężczyzna i wsiadł obok kierowcy.To widziałem wyraźnie.- Ponieważ wewnętrzne światło zapaliło się, kiedy otwarto drzwi?- Tak było.Jak to odgadłaś?- Ponieważ to samo wydarzyło się zanim odjechali przed chwilą.- Trzymali się za mną przez cała drogę do domu.- powiedział.- Chciałem w pewnym momencie zboczyć z drogi, by sprawdzić, czy naprawdę mnie śledzą, czy tylko to sobie wyobrażam, ale nie zrobiłem tego.- Dlaczego nie?- Ponieważ wiedziałem, że to nie wyobraźnia.- Uśmiechnął się słabo.- Poza tym, gdybym zaczął kluczyć, dowiedzieliby się, że ich spostrzegłem.Rozumiesz, gdyby nie to, że źle zaparkowali przed bankiem, nie spostrzegłbym ich, nic bym nie zauważył.- Ale dlaczego? I kim mogą być?- To właśnie staram się rozwiązać.- Podniósł się i odnalazł swojego drinka na bocznym stoliku.- Na razie wiem tyle.Ktoś chce wiedzieć, gdzie mieszkam.Nie figuruję w książce telefonicznej pod tym adresem, więc jestem śledzony, kiedy opuszczam biuro.Kiedy zamykam samochód i wchodzę do tego budynku, czekają kilka minut na zewnątrz, po czym jeden z nich przechodzi i sprawdza nazwiska na skrzynkach pocztowych.Misja zakończona, odchodzą.- Wychylił swoją szklankę.- Kim są? Czego chcą? Nie mam żadnej wskazówki.Nie może to być policja ani nikt z nimi związany.Jestem zarejestrowany w Bureau des Etrangers.Policja wie, gdzie mieszkam, i wie o mnie wszystko.- Pchnął swoja pustą szklankę.- Nalej mi jeszcze, dobrze Val?- W porządku.- Rzucało się w oczy, że był zmęczony, a kiedy długo pracował, zawsze starałam się posłać go wcześnie do łóżka.Normalnie sprzątnęłabym wtedy stół, zmyła naczynia, powiedziała dobranoc i poszła do swojego pokoju.Zazwyczaj szedł do swojego wkrótce potem.Ale tej nocy nie myślałam, żeby tak zrobił.Kiedy coś go martwiło, było bardziej prawdopodobne, że zostanie i będzie pił dalej.Mnie także coś martwiło.Nalałam następnego drinka i zaniosłam mu.- Kim jest towarzysz Skriabin? - zapytałam.Wtedy opowiedział mi o biuletynach SEZAMU.Zawsze nienawidziłam Interkomu.Pisanie jadowitych nonsensów tydzień po tygodniu, miesiąc za miesiącem, wpłynęło na mojego ojca.Och, wiedziałam, że nie wierzy w żadne słowo, które napisał, i że wszystko to było robione z przymrużeniem oka.W ten sposób usprawiedliwiał się przed sobą.Dowodził też czasem, że to, co robił dla tego starego, ohydnego Novaka, było nie gorsze od grania Świętoszka dla publiczności składającej się z półgłówków.Ale nigdy nie dowodził tego z wielkim przekonaniem, nie mnie w każdym razie.Prawdą było, iż Interkom stał się dla niego sposobem grania na nosie całemu światu i w końcu to mu się spodobało, ale za cenę szacunku do samego siebie.Byłam zadowolona, kiedy Generał umarł i wyglądało na to, że Interkom jest skończony.Naturalnie, zdawałam sobie sprawę, że mój ojciec może mieć trudne chwile szukając innej pracy.Dlatego zaproponowałam pomysł z biurem tłumaczeń.Byłam pewna, że da się je uruchomić i że przynajmniej będzie panem samego siebie.Oczywiście, nie było to dziennikarstwo.Ale nie była nim też praca w Interkomie, chyba żeby nadać temu słowu nowe, zwyrodniałe znaczenie.Kiedy powiedział mi o tym człowieku z Monachium, który był gotów kupić Interkom i prowadzić go tak jak dotychczas, poczułam się niedobrze.Ale nie tak niedobrze, jak poczułam się, gdy opowiedział mi o biuletynach SEZAMU tej nocy, gdy był śledzony.Wiedziałam od początku, że w swych interesach z osobą tego Arnolda Blocha, dr Bruchner i mój ojciec kierowali się czymś niewiele pewniejszym niż pobożne życzenia.Nie zdawałam sobie sprawy aż do tamtej chwili, że tak naprawdę nie wiedzieli nic o tym człowieku.Nie spałam zbyt dobrze tamtej nocy.Następnego dnia wzięłam kopię biuletynu Skriabina ze sobą do biblioteki uniwersyteckiej i popracowałam nad nią trochę.Wydawało mi się, że pierwszą kwestią, którą należało ustalić, była wartość lub jej brak, technicznego opisu sejsmografu.Jeśli składał się z poważnych, autentycznych informacji, to M.W.Skriabin był z pewnością w kłopotach.Jeżeli z drugiej strony był tylko stronicą pełną pretensjonalnych bzdur, wtedy niebezpieczeństwa, że zostanie „zaszlachtowany”, jak określił to mój ojciec, nie trzeba było brać zbyt poważnie.Dowiedziałam się, że zasada, na której opierała się konstrukcja, jest zjawiskiem magnetycznym i rzeczywiście miała zastosowanie w pewnych typach sejsmografów czy sejsmometrów.Tego typu konstrukcje były związane głównie z nazwiskiem amerykańskiego sejsmologa, H.Benioffa, a przyrządy o podobnej konstrukcji szeroko stosowane.Jednak nie były zazwyczaj uważane za przenośne.Ich ciężar wynosił w przybliżeniu dwieście kilogramów.Ponieważ przyrząd opisany w biuletynie ważył tylko siedemdziesiąt kilogramów i ponieważ metoda zastosowana do osiągnięcia tej redukcji była szczegółowo przedstawiona, doszłam do wniosku, że dane techniczne mogły być prawdziwe.Byłam także w stanie sprawdzić rosyjskiego geofizyka, któremu przypisano autorstwo projektu.Był na pewno autentyczny i wysoce poważany.Z M.W [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl