[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ano w³aœnie.Tu na ca³e szczêœcie rozlega siê dzwonek, co znaczy, ¿e bar zaraz zamkn¹,wiêc ch³opak wyæwiczonym gestem bierze ojca pod rêkê i prowadzi gopod numer 2 na ulicê Vale, gdzie czeka na nich curry z poprzedniegodnia.Pochodzenie Mundy'ego wcale nie daje siê jednak tak ³atwo okreœliæ.Major, z takim zapa³em kreœl¹c ogólny zarys zamaszystymi poci¹gniê-ciami pêdzla, równoczeœnie sk¹pi szczegó³Ã³w.Za to Mundy'ego wspo-mnienia z dzieciñstwa to przede wszystkim wci¹¿ zmieniaj¹ce siê obozywojskowe, koszary i wysuniête placówki - zmieniaj¹ce siê tym szybciej,im szybciej spada³y notowania majora.Jednego dnia dumny syn Impe-rium móg³ uwa¿aæ siê za udzielnego w³adcê wymalowanego na bia³o gar-nizonu z czerwonym budynkiem kasyna oficerskiego, boiskiem do polo,basenem, organizowanymi zabawami dla dzieci i bo¿onarodzeniowymiprzedstawieniami.Mundy pamiêta, jak œmiertelnie stremowany gra³ Gap-cia w Królewnie Œnie¿ce i siedmiu krasnoludkach.A póŸniej goni³ nabosaka po b³otnistych zau³kach na wpó³ opustosza³ej osady na dalekiejprowincji, gdzie zamiast samochodów maj¹ wozy ci¹gniête przez wo³y,zamiast klubu - kinowy barak z blachy, a œwi¹teczny pudding w pu³ko-wej kantynie pokrywa zielona patyna pleœni.Po tylu przeprowadzkach niewiele zosta³o po ruchomym maj¹tku ma-jora.Jego skóry tygrysie, wojskowe skrzynie, ukochane rzeŸby z koœcis³oniowej -to wszystko nale¿a³o uznaæ za straty w sprzêcie.Nie oszczê-dzono nawet pamiêci jego ¿ony, jej pamiêtników, listów i skrzyneczkiz rodzinn¹ bi¿uteri¹-to ten z³odziej kwatermistrz z Lahore, ka¿e go wy-ch³ostaæ, jego i ka¿dego z tych jego drañskich shaprassilKtóregoœ dnia, pijany, bo doprowadzony do pasji g³upimi pytaniamiMundy'ego, major wyjawia straszliw¹ prawdê:- Jej grób, ch³opcze? Powiem ci, gdzie jest jej cholerny grób! Nie mago! Rozwali³y go dzikusy! Kamieñ na kamieniu nie zosta³! Wiesz, co27nam po niej zosta³o? Tylko to! - uderza siê w pierœ sw¹ drobn¹ pi¹stk¹.I dolewa sobie jeszcze trochê, czyli, jak mawia, chota.- Jak¹ ona mia³aklasê, ch³opcze! Za ka¿dym razem, gdy patrzê na ciebie, widzê j¹! Po-chodzi³a z dobrej, angielskiej szlachty.Mieli piêkny kawa³ ziemi w Irlan-dii, ale potem wszystko przepad³o.Najpierw irlandzcy katolicy, teraz techolerne derwisze.No i ca³y klan diabli wziêli.W koñcu osiadaj¹ na d³u¿ej w garnizonie w górskim miasteczku Mur-ree.Major wegetuje w domku z gliny, pali craveny A - bo to dobre nagard³o - i ¿o³¹dkuje siê z powodu ¿o³du, chorych i przepustek; Mundymopiekuje siê bardzo gruba ayah, czyli po prostu niania, z Madrasu, któraprzywêdrowa³a na pó³noc po uzyskaniu przez Pakistan niepodleg³oœci.Nie mia³a innego imienia, wiêc nazywa j¹ Ayah.Recytuje z nim wierszy-ki po angielsku i pend¿absku, ukradkiem uczy go œwiêtych wersetówKoranu i opowiada o dobrym bogu, Allahu, który kocha sprawiedliwoœæ,wszystkie ludy œwiata i ich proroków, nawet chrzeœcijan i hindusów, a naj-bardziej dzieci.Po usilnych naleganiach Mundy'ego bardzo niechêtnieprzyznaje siê, ¿e nie ma ju¿ mê¿a, dzieci, rodziców ani rodzeñstwa.- Wszyscy zginêli, Edwardzie.Wszyscy przenieœli siê ju¿ na ³ono Alla-ha.I niech ci to wystarczy.IdŸ spaæ.Ch³opiec pyta dalej, wiêc Ayah mówi, ¿e ca³¹ jej rodzinê wymordowaliHindusi podczas jednej z licznych masakr, do których po podziale Indiidochodzi³o na stacjach kolejowych, w meczetach i na placach targowych.A tobie jak uda³o siê prze¿yæ, Ayah?Wola boska.A ty jesteœ moj¹ nagrod¹.Œpij ju¿.Gdy nadchodzi wieczór, przy wtórze g³osów kóz, szakali, tr¹bek i na-trêtnych pend¿abskich bêbnów major zaczyna rozmyœlaæ o œmierci, sie-dz¹c pod roz³o¿yst¹ meli¹ nad brzegiem rzeki, pal¹c tanie cygara, którez przyzwyczajenia nazywa birmañskimi i z oszczêdnoœci kroi na ma³ekawa³ki pogiêtym scyzorykiem.Co jakiœ czas pokrzepia siê z cynowejpiersiówki, podczas gdy jego syn pluszcze siê w wodzie z tubylczymirówieœnikami i wraz z nimi odgrywa niekoñcz¹ce siê historie ludobój-stwa, dokonywanego wszêdzie wokó³ przez doros³ych - wiêc raz jest hin-dusem, raz muzu³maninem, raz on zabija, raz zabijaj¹jego.Jeszcze teraz,czterdzieœci lat póŸniej, wystarczy, ¿e zamknie oczy, i ju¿ czuje czaro-dziejski ch³Ã³d, sp³ywaj¹cy na ziemiê równo z zapadniêciem mroku i nio-s¹cy ze sob¹upojne wonie, ju¿ widzi ró¿owy œwit nad zielonym, zalanymmonsunowym deszczem podnó¿em gór, ju¿ s³yszy, jak cichn¹ okrzykijego towarzyszy zabaw; ich przyzywa znad rzeki g³os muezina, jego -nocne krzyki ojca, który wymyœla mu od piekielników, bo przecie¿ zabi³w³asn¹ matkê:28- Bo co, mo¿e nie, ch³opcze? ChodŸ tu zaraz, mówiê!Ale ch³opiec nie idzie, bo woli przytuliæ siê do Ayah i odczekaæ, a¿alkohol zrobi swoje.Od czasu do czasu ch³opiec musi przejœæ przez przykry rytua³ w³asnychurodzin.Gdy zbli¿a siê feralny dzieñ, Ted robi, co mo¿e, zapada na wszel-kie mo¿liwe choroby: ból brzucha, migrenê, czerwonkê, pierwszy atakmalarii, lêk przed uk¹szeniem jadowitego nietoperza.Ale mimo wszyst-ko dzieñ ów nadchodzi, pu³kowi kucharze przygotowuj¹ straszliwe curryi tort z napisem Edwardowi z najlepszymi ¿yczeniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]