[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przeczyta³a ju¿ tejostatniej wiadomoœci.Patrz¹c w ekran monitora, pomyœla³, ¿e nagle zrobi³o siêjakoœ pusto i cicho bez niej.W dolnym prawym rogu znowu migota³a ¿Ã³³takarteczka.Klikn¹³ w ni¹, maj¹c nadziejê, ¿e jednak wróci³a.W pewnym sensietak by³o.Choæ nie ona osobiœcie.Zostawi³a jedynie na serwerze ICQ proœbê doniego:Dopiszesz mnie, proszê, do listy Twoich przyjació³? Na razie tylko do tych naliœcie ICQ.Zamyœli³ siê.Poczu³ siê, gdy ona tak nagle opuœci³a ten Chat, jak ktoœ, komuprzerwano w pó³ s³owa.W wiêkszoœci rozmów - w realnym ¿yciu - to on decydowa³,o czym siê rozmawia i o tym, kiedy lub jak skoñczyæ rozmowê.Tutaj mia³wra¿enie, ¿e w trakcie tej internetowej zaczepki to ona mia³a kontrolê nadwszystkim, W ci¹gu kilku minut wydoby³a z niego to, czego nie powiedzia³bynikomu, kto nie jest jego przyjacielem.Dlatego dziwi³ siê sobie.Z drugiejstrony cieszy³ siê na jutro.Wróci³ do swojego programu.Doktorant z Warszawy da³ znaæ, ¿e nowa wersja jegoczêœci czeka na niego, gotowa do testów.Testowa³ j¹ i komentowa³ do póŸnegowieczora, ale mimo to nie skoñczy³ wszystkiego.Otworzy³ po raz ostatni ICQ iwys³a³ do Warszawy wiadomoœæ, ¿e dostan¹ jego raport nie póŸniej ni¿ jutro wpo³udnie.Gdy doktorant z Warszawy przyjdzie rano do biura i uruchomi swojeICQ, zobaczy natychmiast tê wiadomoœæ.Przez chwilê patrzy³ na listê imion swoich przyjació³ na 1CQ.Na samej górze,jako pierwsze, by³o jej imiê.Myœla³ o niej i mia³ dziwne wra¿enie, ¿e dzisiajpo po³udniu w jego ¿yciu dokona³a siê jakaœ zmiana.Jego oczy ³zawi³y, gdy wy³¹cza³ komputer przed wyjœciem do domu.W³o¿y³ kurtkêi zjecha³ wind¹ na dó³.Chcia³ jeszcze pójœæ pod wiadukt na autostradzie iprzepchaæ do instytutu swój skuter.Sta³ tam, oszroniony, pod œcian¹ wiaduktu.Ci¹gle czuæ by³o smród spalenizny.W œwietle reflektorów nadje¿d¿aj¹cegosamochodu zauwa¿y³, ¿e po drugiej stronie do krawêdzi chodnika podbiegadziewczyna, rozpinaj¹c futro.Pod futrem by³a naga.Samochód przejecha³, niezwalniaj¹c.Rozpozna³ j¹.Ta Rumunka! W jednej chwili poczu³ obrzydzenie i nienawiœæ.Przyœpieszy³ kroku, ze z³oœci¹ pchaj¹c swój skuter.Prawie bieg³.ONA: Wcale nie musia³a teraz iœæ do domu.By³a umówiona ze swoim mê¿em dopierona 17.00.Gdyby jednak zosta³a i rozmawia³a z Jakubem d³u¿ej, nie zd¹¿y³abyzrobiæ tego, co spontanicznie przysz³o jej do g³owy.Nagle zapragnê³adowiedzieæ siê o nim jak najwiêcej.Otworzy³a na swoim komputerze stronê umo¿liwiaj¹c¹ przeszukiwanie Internetu.Wpole zapytania wpisa³a jego imiê i nazwisko.Dok³adnie tak, jak on je wpisa³na karcie informacyjnej ICQ.Wyszukiwarka pokaza³a 28 adresów stroninternetowych, które minimum raz zawiera³y jego imiê i nazwisko.Zaczê³aotwieraæ jedn¹ po drugiej.Wiêkszoœæ by³a po prostu odnoœnikami do jego publikacji lub referatów, którewyg³osi³ w trakcie konferencji naukowych w najró¿niejszych egzotycznychmiejscach.Zawsze zastanawia³a siê - i teraz tak¿e - dlaczego o problemachnaukowych najlepiej dyskutuje siê akurat w Honolulu, na francuskiej Riwierze, wNowym Orleanie, na Maderze, w Singapurze lub w australijskim Cairns przywielkiej rafie koralowej.Widocznie nawet naukowcy musz¹ mieæ coœ ciekawego napopo³udnie.A mo¿e chodzi o ich ¿ony, które nie chc¹ ju¿ wiêcej obradowaæ w tymnudnym Pary¿u.Trzy pierwsze publikacje by³y w jêzyku polskim.Pochodzi³y z czasów, gdyjeszcze mieszka³ w Polsce i pracowa³ we Wroc³awiu, na uniwersytecie.Reszta poangielsku i ukaza³a siê g³Ã³wnie w USA.Nie umia³aby powiedzieæ, czegodotyczy³y.Jej wystarczy³o wiedzieæ, ¿e zajmowa³ siê pisaniem programów dozastosowañ w genetyce.Próbowa³a zrozumieæ jeden z krótszych artyku³Ã³w, aleda³a sobie spokój, gdy tylko zauwa¿y³a, ¿e w s³owniku wyrazów obcych, którymia³a w biurze, nie ma wiêkszoœci u¿ytych w tekœcie terminów.Z krótkiej notki biograficznej wynika³o wyraŸnie, ¿e naprawdê mia³ wszystkie tetytu³y „jak ka¿dy" i ¿e mo¿na by nimi obdarowaæ spokojnie cztery osoby.Pozatym na podstawie dat wydania tych trzech polskich publikacji bez truduobliczy³a, ¿e nie mo¿e mieæ jeszcze 40 lat.Strona z list¹ jego publikacji, stanowi¹ca coœ w rodzaju elektronicznego¿yciorysu naukowego, zawiera³a tylko jeden osobisty akcent.Po tytule pierwszejpublikacji w jêzyku polskim umieœci³ odnoœnik do stopki.Wyœwietlany ma³¹niewyraŸn¹ czcionk¹ tekst zawiera³ nastêpuj¹c¹ informacjê:Publikacja ta jest wynikiem badañ w ramach mojej pracy magisterskiej.¯adnainna moja publikacja nie jest dla mnie tak wa¿na jak ta.W ca³oœci dedykujê j¹Natalii.Przeczyta³a j¹ kilkakrotnie.Ten mê¿czyzna, którego zaczepi³a pó³ godziny temuw Internecie, zaczyna³ j¹ zdumiewaæ.W³aœnie tak.Zdumiewaæ.Ma³o kto przyznasiê, ¿e jest pe³en smutku.Prawie nikt, ¿e by³ chory psychicznie.Przy tym by³tak genialnie m¹dry.I potem to tutaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]