[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okreœla³ je wszystkie jednym s³owem:czary, innych bowiem terminów nie zna³.No có¿, zagrzebanie siê pod ziemi¹ i pozostawanie tamo kilkaset lat za d³ugo ma swoje minusy.Choæ przecie¿trudno winiæ o to Tengela, to Targenor tak mu siêprzys³u¿y³.Tengel nie móg³ siê odnaleŸæ w nowych czasach.Ka¿dy najnêdzniejszy cz³owiek mia³ lepsze odzienie i spra-wia³ wra¿enie bogatszego, ni¿ on sam by³ kiedykolwiek.Ale ubrania, jego zdaniem, by³y brzydkie, bez strojnychpeleryn podbitych ³asiczym futrem czy te¿ sukien z po³ys-kliwych materii.Wszystko szare, bezbarwne, a materia³yzdawa³y siê takie ma³o wyszukane.- Mamy ju¿ ten ich niebezpieczny powóz - odpar³Numer Jeden, który jako osoba z bardziej wspó³czes-nych czasów wiedzia³, co to jest samochód.Za nic naœwiecie nie chcia³ jednak zdradziæ siê z tym przedTengelem Z³ym.- Ta brzydula.Tova - us³ysza³ w swojej g³owiezirytowany g³os Tengela Z³ego.- Nie widzê jej przypowozie.Co siê z ni¹ sta³o?- Wkrótce j¹ znajdziemy.Ten obcy chory mê¿czyznatak¿e znikn¹³, na pewno zabra³a go do szpitala.Zajmiemysiê ni¹ póŸniej, to pestka.G³os Tengela przeszed³ w syk:- Czy dowiedzia³eœ siê ju¿, kim jest ten nieznany?- Tylko po czêœci, panie.Widzia³em go przecie¿, jestpiêkny jak m³ody bóg, wiem, ¿e nosi imiê Marco.Ale toniewiele nam mówi.Jest tajemniczy, panie, zbyt tajem-niczy!- A mimo to jest z mojej krwi - sykn¹³ Tengel Z³yw zamyœleniu.- Nie rozumiem tego! Nie rozumiem! Jakmo¿e tak ze mnie drwiæ? ¯yje teraz, jest m³ody, jakmówisz, ale to on, w³aœnie on przechytrzy³ mnie przedwielu laty w Fergeoset! Oczywiœcie nie zdo³a³by mnieoszukaæ, gdybym zachowywa³ czujnoœæ, ale akurat wtedyzdrzemn¹³em siê na chwilê i on wykorzysta³ okazjê.Kimon jest, kim?Numer Jeden niemal widzia³, jak Tengel Z³y wyma-chuje ramionami, wœciek³y, ¿e nic nie pojmuje i nie mo¿eodszukaæ swego wroga.- Teraz nie ujdzie przed ciosem, panie.Ju¿ go mamy!- Tak.Pierwszy raz ukazuje siê z otwart¹ przy³bic¹.Utorujcie mi drogê! Zmierzam na pó³noc i nie chcê, abyzatrzymywa³y mnie podobne irytuj¹ce zdarzenia.Ktoz nim jest? Widzê ich niewyraŸnie, maskuj¹ siê za mg³¹.- Ci dwoje nie s¹ z ¿yj¹cych.Nie znam ich po-chodzenia.- Phi, to duchy Ludzi Lodu.Nic mi nie mog¹ zrobiæ.Znasz ich imiona?- Jedna to Halkatla.Numer Jeden wyraŸnie odczuwa³ wœciek³oœæ swegomocodawcy.- Halkatla? - Tengel Z³y niemal wyplu³ imiê dziew-czyny.- Ona jest tutaj? Jest przecie¿ moj¹ popleczniczk¹!- Potwór trochê och³on¹³.- Oczywiœcie jest z nimiw mojej sprawie.Szpieguje dla mnie.- Wydaje mi siê, ¿e nie.- Numer Jeden postanowi³byæ ostro¿ny.- Na pewno! Nie musisz siê ni¹ przejmowaæ, ona mnieus³ucha, bêdzie ze mn¹ na dobre i na z³e.Tak d³ugoczeka³a na wst¹pienie do mojej s³u¿by, ¿e pewnie straci³acierpliwoœæ.Numer Jeden postanowi³ nie przypominaæ swemumistrzowi, ¿e cztery duchy Taran-gai ju¿ go opuœci³y.Niechcia³ powtórnie prze¿ywaæ takiego wybuchu gniewuTengela Z³ego, jak wtedy gdy jego przeciwnicy rzuciliShamê na kolana.- Jest wœród nich jeszcze jeden, który bardzo mniezdumiewa - zmieniaj¹c temat powiedzia³ Numer Jeden.- W moim rodzie wielu jest cudaków.Tengel Z³y zachichota³ z³oœliwie na wspomnienienieszczêœników, których dotknê³o sprowadzone przezniego na ród przekleñstwo.- Ale ten.wydaje siê jakby zrobiony z drewna.Wielepomóg³ tym nêdznikom.Jest z ca³¹ pewnoœci¹ niebez-pieczny.Tengel Z³y zastanawia³ siê przez chwilê nad istot¹z drewna, wreszcie jednak porzuci³ tê myœl.- Uderzaj teraz! Masz do pomocy wielu z moichzastêpów, nie mo¿e siê nam nie powieœæ!- Bardzo mnie to cieszy, panie! - Na usta NumeruJeden wype³z³ zjadliwy uœmiech.Tengel Z³y przerwa³ kontakt telepatyczny.Sw¹ po-dró¿ na pó³noc rozpocz¹³ pod postaci¹ agenta sprzeda-j¹cego odkurzacze, Pera Olava Wingera.Choæ ukry³siê w ludzkiej skórze, nie chcia³ podró¿owaæ jak cz³o-wiek.Jego duch by³ równie silny jak przedtem, o ilenie silniejszy.Widzia³ i s³ysza³ wszystko, poniewa¿ jed-nak Dolina Ludzi Lodu by³a zagro¿ona, si³a jego myœlimusia³a przede wszystkim koncentrowaæ siê na tymmiejscu.Dlatego bardzo mu by³ potrzebny ktoœ taki jakNumer Jeden.Trzeba jednak powiedzieæ, ¿e nawet Tengelowi Z³emuciarki przebiega³y po plecach na myœl o swym najbli¿szymwspó³pracowniku.Nie z powodu z³a tkwi¹cego w tymcz³owieku, ono dawa³o Tengelowi tylko radoœæ.Ale by³ow tym mê¿czyŸnie coœ, co wywo³ywa³o dreszcze u wszyst-kich bez wyj¹tku.Czekali przy samochodzie.Niewiele siê do siebie odzywali, ale szczególnie Runedobrze sobie radzi³ z nas³uchiwaniem i przechwytywa-niem sygna³Ã³w.- Halkatlo, mo¿esz siê wycofaæ, jeœli chcesz - powie-dzia³ cicho.- Nie ¿artuj - oburzy³a siê powabna czarownicaz czternastego wieku.- Przecie¿ dopiero teraz zaczynamnaprawdê ¿yæ!- To mo¿e siê dramatycznie skoñczyæ!- Ale¿ nie! Skosztujê wszystkiego, wszystkiego!- A co masz zamiar zrobiæ ze swym nowym ¿yciem?- weso³o spyta³ Marco.- Hm, najpierw wcisnê ludzi Tengela Z³ego w ziemiê.Potem bêdê mog³a zacz¹æ was uwodziæ.Jeœli Halkatla oczekiwa³a odpowiedzi w tonie flirtu,wybra³a do tego najmniej odpowiednich rozmówców.Obaj odwrócili siê zak³opotani.- No có¿ - po³o¿y³a uszy po sobie.- Wobec tego bêdêmusia³a siê rozejrzeæ za bardziej chêtnymi kawalerami.Jeœli wy mnie nie chcecie.- Ciii - ostro przerwa³ jej Rune.- Ktoœ siê zbli¿a!Zesztywnieli w napiêciu, gotowi do zaciek³ej obrony.Z ma³ej bocznej drogi odchodz¹cej od parkingu s³ychaæby³o ciê¿kie, dudni¹ce kroki.- Có¿ to, na mi³oœæ bosk¹, jest? - zdumia³a siêHalkatla.Oszo³omieni wpatrywali siê w olbrzymiego cz³owieka,który na sztywnych nogach zbli¿a³ siê w ich stronêchwiejnym krokiem niczym zombie.OdpowiedŸ na pytanie, kto to taki, najlepiej zna³ VetleVolden.Wyszli naprzeciw straszyd³u.Kiedy znaleŸli siê bli¿ej,spostrzegli, ¿e cia³o potwora pokrywa skóra gruba jakpancerz.Wiedzieli ju¿, z kim maj¹ do czynienia.- Pancernik - mrukn¹³ Marco.- Erling Skogsrud.Dziad Ellen.Dziêki wam, dobre moce, ¿e ona tego niewidzi!Potworna istota, która nie mia³a na sobie ¿adnegoubrania i wcale go nie potrzebowa³a, jak automat sunê³apowoli ku obranemu celowi.Z opowiadañ Vetlegowiedzieli jednak, ¿e Pancernik, kiedy tylko chcia³, potrafi³poruszaæ siê bardzo szybko.Sprawia³ wra¿enie w ogóle nimi nie zainteresowanego.Jego celem by³ samochód.Prawe ramiê ko³ysa³o siê w ty³i w przód niczym olbrzymi kafar gotowy do uderzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]