[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielu zwolenników zapewne nie maj¹,wiêc te¿ s¹ sobie nawzajem potrzebni.Villemo szepnê³a:- Czy to nie pan by³ przywódc¹ powstania?- Owszem, to prawda.W ka¿dym razie moi rodacywybrali mnie na króla Norwegii, gdyby Gyldenloveodmówi³.Nasz ród ma w sobie kró³ewsk¹ krew,pochodzimy z dawnej norweskiej dynastii.Po nieuda-nym powstaniu mia³em zamiar uchodziæ do Szwecji, aleoni mnie uprzedzili.Znalaz³em siê we w³adzy tychfanatykow, którzy znajduj¹ przyjemnoœæ w drêczeniumnie.Ale i to im siê pewnie kiedyœ sprzykrzy, a wtedydni moje bêd¹ policzone.Villemo wspó³czu³a mu g³êboko.- Bardzo pana drêcz¹?- Zdarza siê, owszem.Ale fizyczne cierpienia jakoœznoszê.Gorsza jest duchowa tonura, jak¹ jest przeby-wanie pod jednym dachem z kimœ takim, jak ten œpi¹cytam w k¹cie.To szarpie nerwy bardziej, ni¿ ktokolwiekmo¿e przypuszczaæ.- Mogê to zrozumieæ.Skaktavl obieca³:- Zrobiê wszystko, by pani uniknê³a b³i¿szychkontaktów z tym gburem.On widzi w ciemnoœciachrównie dobrze jak ja, wiêc natychmiast pani¹ zauwa¿y.Ale spróbujemy trzymaæ go jak najdalej od siebie.Villemo pochyli³a g³owê.- Jak pan myœli, czy oni bêd¹ mnie tu d³ugotrzymaæ?- To za³e¿y od tego, w czym pani im zawini³a.- Mam na sumieniu mnóstwo lekkomyœlnychg³upstw, ale nie rozumiem, dlaczego wójt nastaje namoje ¿ycie.Domyœlam siê, ¿e napad na mnie w lesie nieby³ przypadkowy.Wójt zostawi³ mnie przecie¿ sam¹w miejscu, do którego w³aœnie on mnie zwabi³.I pewnie wie, dlaczego tak post¹pi³.- Mo¿e zrobi³a pani coœ, co nie podoba siê jegoprzyjacielowi?- A kim jest ten przyjaciel?Skaktavl zwleka³ z odpowiedzi¹.Potem szepn¹³:- Ja sam nigdy go nie widzia³em.Tylko s³ysza³em,jak wójt mawia³: mój przyjaciel lubi to lub tamto.Z tego, co wiem, musi to byæ jakiœ wa¿ny gospodarzw okolicy.Rozbiegane myœli Villemo skupi³y siê teraz wokó³jedynego mo¿liwego wniosku.Zaciœniêt¹ piêœci¹ stu-ka³a siê raz po raz w czo³o.- Ja jestem po prostu idiotk¹! Kompletn¹ idiotk¹!Zdarzy³o siê kiedyœ, ¿e zabi³am cz³owieka, proszê pana.Nie mia³am innego wyjœcia, to by³o w obronie w³asneji dawno temu.Z ca³ych si³ stara³am siê o tymzapomnieæ.Wspomnienie tego czynu sprawia³o minieznoœny ból, mimo ¿e pope³ni³am go z koniecznoœci.Ale ten cz³owiek, o którym pan mówi, to musi byægospodarz albo ziemianin, czy jak go tam nazwaæ,w ka¿dym razie w³aœcicie³ Woller.W parafii Eng.Jeston znany z tego, ¿e prowadzi krwaw¹ wojnê wed³ugzasady oko za oko z rodzin¹ naszych komorników zeSvartskogen.Jest to cz³owiek do szpiku koœci prze¿ar-ty ¿¹dz¹ zemsty.I w³aœnie Eldar Svartskogen i jazabiliœmy syna tego Vilollera i jednego z jego ludzi.Toby³o przcsz³o rok temu.Potem uciekliœmy doTobronn, wie pan.Ale zostaliœmy uwolnieni od oskar-¿eñ o zabójstwo!- W¹tpiê, by ten cz³owiek coœ sobie z tego robi³.NajwyraŸniej nale¿y on do tych, którzy sami wymierza-j¹ sprawiedliwoœæ.Tak, to by siê zgadza³o.S³ysza³emo œmierci Eldara Svanskogen.Nie mogliœmy zro-zumieæ, kto za ni¹ odpowiada.Tak, panno Villemo,teraz maj¹ tak¿e pani¹.G³oœno prze³yka³a œlinê.Czy mia³a podzieliæ losEldara? Na to wygl¹da³o.Podjêto ju¿ wiele ataków najej ¿ycie.- Ale co Woller ma do pana? - zapyta³a nieszczêœ-liwa.- Ja jestem wiêŸniem wójta.Oni obaj bardzopopieraj¹ Duñczyków, a ja by³em przywódc¹ po-wstania.W najwy¿szym stopniu oburza ich to, ¿eGyldenleve nie chce œcigaæ powstañców.Wziêliwiêc sprawy w swoje rêce.A nikt nie wie, ¿e ja tujestem.- Co to znaczy, tu? Jesteœmy w Woller?- Nie s¹dzê - odpar³ Skaktavl wolno.- Mamwra¿enie, ¿e to raczej nie zamieszkane miejsce.- Szliœmy przez jakieœ du¿e sale czy korytarze.Skaktavl uœmiechn¹³ siê:- Nie czu³a pani zapachu stajni?- Zapachu stajni? Jak mog³am coœ czuæ, skoro niós³mnie Smród?- Aha, to on pani¹ przyniós³? Dobra nazwa, Smród,od razu siê domyœli³em, kogo ma pani na myœli.Nie, tojest skrzyd³o opuszczonego dworu.Wygl¹da na to, ¿edoœæ du¿ego.- W takim razie nie mo¿emy byæ nad stajni¹- zaprotestowa³a.- Tote¿ nie jesteœmy.Raczej w jakiejœ oborze czyspichlerzu nieco poni¿ej stajni, przez któr¹ pani prze-chodzi³a, lecz w tym samym skrzydle.Wyobra¿amsobie, ¿e dwór nale¿y do pewnego mê¿czyzny o nie-prawdopodobnie d³ugich nogach, który siê tu od czasudo czasu pokazuje.- Do Olava Haraskanke?- Mo¿e siê i tak nazywaæ.Nie wiem.- A dlaczego trzymaj¹ tego trzeciego, pañskiegowspó³wiêŸnia?- Zosta³ skazany na œciêcie, lecz wójt pozwoli³ muznikn¹æ przed egzekucj¹, chcia³ go bowiem wykorzys-taæ.Do drêczenia mnie.Przychodz¹ tutaj od czasu doczasu, by siê napawaæ moj¹ mêk¹.Sami niewidoczni,ale ja wiem, ¿e tam s¹.Widzê przez szpary przesuwaj¹cesiê cienie.- Przecie¿ w tych ciemnoœciach niczego zobaczyænie mo¿na!Skaktavl uœmiechn¹³ siê smutno.- Teraz mamy "nocny nastrój", panno Villemo.Oni zas³aniaj¹ otwory œwietlne.Za dnia widaæ wiêcej.- To znaczy, ¿e teraz jest wieczór?- W tym pomieszczeniu wieczór zapada wczeœnie.Oczy Villemo zaczyna³y siê powoli przyzwyczajaædo mroku.Dostrzega³a ju¿ wiele szczegó³Ã³w.Widzia³a,¿e pomieszczenie jest d³ugie, choæ niezbyt szerokie.- Jak dostarczaj¹ jedzenie?- Przynosz¹ raz dziennie.Musi pani zadbaæ, bydostaæ swoj¹ czêœæ.Nasz œpi¹cy przyjaciel ma zwyczajpoch³aniaæ wiêkszoœæ.I proszê uwa¿aæ na wodê, którazawszc stoi w beczce.Ktoœ nieprzyzwyczajony mo¿esiê powa¿nie rozchorowaæ na ¿o³¹dek.- A.inne ¿yciowe koniecznoœci.Proszê mi wyba-czyæ to pytanie, ale gdzie to siê za³atwia?- W k¹cie, jak najdalej st¹d.Nie jest to specjalniezabawne, ale co pocz¹æ?- Rozumiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]