[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jon by³ pod wra¿eniem.Najwa¿niejszym dla niego meblem by³a szafka na akta; mia³a trzy szuflady ista³a przy œcianie po lewej stronie.Ale by³y tam równie¿ komplet z bia³egozamszu, sofa i fotele, szklany stolik do kawy od Noguchiego, wype³nionaoprawionymi w skórê ksi¹¿kami wielka pó³ka, oryginalne obrazy Jaspera Johnsa iAndy'ego Warhola i panoramiczne zdjêcie brytyjskiego Szanghaju z prze³omuwieków.Mahoniowe biurko te¿ by³o olbrzymie, lecz tu, w tym gabinecie robi³owra¿enie ma³ego.Wszystko to razem mówi³o du¿o o jego w³aœcicielu - Yu Yongfu,prezes i przewodnicz¹cy zarz¹du spó³ki, cz³owiek o nieco jarmarcznych gustach,zbi³ w nowych Chinach wielk¹ fortunê i chcia³, ¿eby wiedzia³ o tym ca³yœwiat.Jon podszed³ do szafki.By³a zamkniêta, lecz dziêki wytrychom szybko siê z ni¹upora³.Otworzy³ górn¹ szufladê.Akta u³o¿ono alfabetycznie i oznakowano poangielsku tudzie¿ po chiñsku - có¿ za pretensjonalnoœæ, có¿ za poza! Gdyznalaz³ teczkê „Cesarzowej", cicho wypuœci³ powietrze.Nie zdawa³ sobiesprawy, ¿e przez ca³y czas wstrzymywa³ oddech.Teczkê otworzy³ natychmiast, tam, na szafce, lecz znalaz³ w niej tylkobezwartoœciowe okólniki i stare manifesty okrêtowe.Z narastaj¹cym niepokojemprzegl¹da³ papiery dalej.Wreszcie, w ostatnim pliku, znalaz³ to, czego szuka³:aktualny manifest frachtowca.Zacz¹³ go czytaæ i podniecenie powoli opad³o.Daty siê zgadza³y, port macierzysty - Szanghaj - i docelowy - Basra - te¿.Alenie zgadza³ siê ³adunek, lista przewo¿onych przez statek towarów.Radioodbiorniki, odtwarzacze CD, czarna herbata, surowy jedwab.By³a to kopiaoficjalnego manifestu z izby handlowej.Zmy³ka.Zas³ona dymna.Gniewnie zajrza³ do szafki, przeszuka³ pozosta³e szuflady, ale nie znalaz³ wnich nic, co mia³oby zwi¹zek z „Cesarzow¹".Zamkn¹³ szuflady wytrychem iwykrzywi³ usta.Nie, nie zrezygnuje.W gabinecie musi byæ sejf.Potoczy³ woko³owzrokiem, zastanawiaj¹c siê, jakiego rodzaju cz³owiek móg³by zasiadaæ w takurz¹dzonym pomieszczeniu.Pró¿ny, zadowolony z siebie, ³atwy dorozszyfrowania.Oczywiœcie.£atwy do rozszyfrowania.Ponownie popatrzy³ na szafk¹.Wisia³o nadni¹ stare zdjêcie Szanghaju.Odchyli³ je lekko, no i prosz¹.Sejf.Prostyœcienny sejf bez czasowego zamka i wyrafinowanej elektroniki.Wystarczy³osiêgn¹æ po wytrychy i.- Kim pan jest? - zapyta³ ktoœ silnie akcentowan¹ angielszczyzn¹.Jan odwróci³ siê powoli i spokojnie, ¿eby go nie sprowokowaæ.W smudze szarego œwiat³a bij¹cego od drzwi sta³ krêpy, oty³y Chiñczyk wokularach bez oprawek.W rêku trzyma³ sig sauera i celowa³ mu w brzuch.PekinNoc to w Pekinie najlepsza i najciekawsza pora, gdy¿ na ulice wyje¿d¿aj¹ wtedyluksusowe limuzyny napêdzane paliwem bezo³owiowym i straszliwe zanieczyszczonepowietrze robi siê czystsze; gêsty, nieprzenikniony smog znika, podrozgwie¿d¿onym niebem widaæ wreszcie, jak szara socjalistyczna rzeczywistoœæczmycha przed weso³¹ zabaw¹.S³ychaæ dŸwiêki karaoke i muzyki powa¿nej.O¿ywaj¹dyskoteki, puby, kluby i restauracje, wszêdzie je siê dobre jedzenie i pijedobre trunki.W Pekinie wci¹¿ panuje surowy komunizm, jednak coraz czêœciejwidaæ tam oznaki kusz¹cego kapitalizmu.Miasto pragnie dostatku i zrzuca zsiebie siermiê¿ny ca³un.Ale wbrew zapewnieniom chiñskiego biura politycznego Pekin nie jest jeszczegospodarczym rajem.Wielu zwyczajnych mieszkañców przegrywa walkê o lepszystatus i nie radz¹c sobie z kosztami utrzymania, musi wyprowadziæ siê na wieœ.To ciemna strona chiñskiego nowego dnia.Strona, która bardzo niepokoi³a Sowêi niektórych cz³onków Sta³ego Komite-i tu.Niu dok³adnie przeanalizowa³przyczyny klêski Jelcyna w walce z zach³annymi oligarchami, która omal niedoprowadzi³a do krachu rosyjskiej gospodarki.Tak, Chiny potrzebowa³y bardziejwywa¿onego podejœcia do problemu restrukturyzacji.Ale teraz najwa¿niejszy by³ uk³ad o przestrzeganiu praw cz³owieka, traktat zeStanami Zjednoczonymi.Jego podpisanie mia³o rozstrzygaj¹ce znaczenie dlaplanów, jakie snu³ dla dobra demokratycznych, spo³ecznie œwiadomych Chin.Trwa³o w³aœnie specjalne posiedzenie Sta³ego Komitetu.Niu spod przymkniêtychpowiek uwa¿nie obserwowa³ twarze oœmiu kolegów zasiadaj¹cych przy starym,cesarskim stole w sali konferencyjnej w Zhongnan-; hai.Który z nich przysporzymu k³opotów? W partii, a tym samym w rz¹dzie, plotka nie by³a jedynie zwyk³¹plotk¹: by³a wezwaniem o poparcie.Co oznacza³o, ¿e jeden z nich, z tychpowa¿nych starców i uœmiechniêtych m³odzików, spróbuje wp³yn¹æ na jegostanowisko wzglêdem traktatu z USA.Uzna³, ¿e jest ma³o prawdopodobne, ¿eby plotki te rozpowszechnia³ ich wynios³yprzywódca, na wpó³ œlepy sekretarz generalny.Sekretarz nie musia³ siê do tegouciekaæ, przecie¿ nikt by mu siê nie przeciwstawi³, przynajmniej otwarcie.Nie, jeszcze nie teraz, nie w tym roku.W któr¹kolwiek stronê by siê zwróci³,poszed³by za nim jego najzagorzalszy zwolennik z dawnych Szanghajskich czasów.Mia³ twarz kata i by³ za stary, zbyt mu oddany, ¿eby wysadziæ go ze sto³ka izostaæ sekretarzem generalnym.Nie, nie mia³ ¿adnego powodu, ¿eby podwa¿aæzasadnoœæ uk³adu.A wiêc mo¿e to któryœ z tych czterech m³odszych? Ka¿dy z nich zabiega³ opoparcie, lecz wszyscy byli ludŸmi nowoczesnymi i jako tacy nale¿eli dogor¹cych zwolenników dobrych stosunków z Zachodem.Poniewa¿ uk³ad mia³ te¿wielkie znaczenie dla obecnego prezydenta USA, namówienie ich do zmiany zdaniaby³oby trudne.Pozostawa³o zatem dwóch: Shi Jingnu o t³ustej, wiecznie uœmiechniêtej twarzysprzedawcy jedwabiu - uœmiecha³ siê i uœmiecha³, lecz by³ ³ajdakiem, jakpowiedzia³by Szekspir - i ³ysy, wiecznie ponury Wei Gaofan o oczach jakmalutkie szparki, który jako m³ody ¿o³nierz rozmawia³ raz z niezrównanym ChuTehem i do tej pory ¿y³ jedynie tamt¹ chwil¹.Niu uœmiechn¹³ siê sennie i powoli skin¹³ g³ow¹.Tak, to jeden z tych dwóch.Obydwaj nale¿eli do starej gwardii, obydwaj walczyli o w³adzê, czuj¹c na swychskórzastych, pomarszczonych karkach zimny oddech niebytu.Jianxing, nie masz uwag do wyst¹pienia Shi Jingnu? - spyta³ z uœmiechemsekretarz generalny, doskonale wiedz¹c, ¿e Sowa nie œpi.Nie, towarzyszu sekretarzu.Rozumiem, ¿e chcesz zawiadomiæ nas o czymœ, co ma zwi¹zek z kwesti¹bezpieczeñstwa publicznego.Tak.Ta sprawa wyp³ynê³a dopiero dzisiaj.Doktor Liang Tianning, dyrektorInstytutu Biomedycznego w Szanghaju, zaprosi³ do Chin wybitnego amerykañskiegomikrobiologa, podpu³kownika Jona Smitha.Pu³kownik Smith ma spotkaæ siê znaszymi badaczami.Odk¹d to Amerykanie nadaj ¹ naukowcom stopnie wojskowe? - przerwa³ mu WeiGaofan.- Czy¿by znowu pod¿egali œwiat do wojny? Czy znowu.Pu³kownik Smith - warkn¹³ Niu -jest lekarzem i pracuje w s³ynnym AmerykañskimWojskowym Instytucie Chorób ZakaŸnych, odpowiedniku naszych instytutówbadawczych w Pekinie i Szanghaju.Znam doktora Lianga ze starych szanghajskich czasów - wspar³ Sow¹ sekretarzgeneralny.- Na pewno wie, z kim jego podw³adni chcieliby porozmawiaæ.Mo¿emymu zaufaæ.W³aœnie - kontynuowa³ Niu.- Tak siê sk³ada, ¿e doktor Liang ma co do niegopewne w¹tpliwoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]