[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rick nauczy³ siê czytaæ miêdzy wierszami otrzymywanejkorespondencji.- Wiem, co sobie myœlisz, ale jesteœ w b³êdzie - kontynuowa³a Miranda.- Da³ami do wyboru: albo siê rozstajemy, albo jadê z ni¹ do Kalifornii.Nie wierzêjednak, ¿e naprawdê chcia³a mnie ze sob¹ zabraæ.Myœlê, ¿e chcia³a, ¿ebym siêspakowa³a, posz³a na dworzec autobusowy i kupi³a bilet do Interno, tak jakzrobi³am.Tak mi siê wydaje.- Twarz mia³a równie nieruchom¹ jak Rick, ale wjej oczach lœni³y ³zy.- Proszê ciê, Rick.nie próbuj mnie przekonywaæ, ¿e tonieprawda.- Ricardo? - dobieg³ z korytarza g³os Palomy.Zanim zd¹¿y³ wstaæ, ¿eby jejpomóc, Paloma, ubrana w bawe³niany szlafrok, z siwymi w³osami w nie³adzie,wesz³a do pokoju.- Us³ysza³am, ¿e z kimœ rozmawiasz.- Babciu - powiedzia³a Miranda i Paloma zatrzyma³a siê jak wryta, przechylaj¹cg³owê w kierunku zamglonej postaci, która podnios³a siê z sofy.- Kto.- To ja, babciu.- Dziewczyna podesz³a do niej i delikatnie ujê³a wychudzone,pomarszczone d³onie.- To ja.- Miranda - wyszepta³a staruszka.- Och.Miranda.moja ma³a Miranda! -Dotknê³a r¹k dziewczyny, przesunê³a dr¿¹cymi palcami po jej twarzy.- Zupe³niedoros³a!Ostatni raz widzia³a Mirandê, kiedy ta by³a trzyletnim dzieckiem i odje¿d¿a³ana pó³noc autobusem linii Trailways.- Och! Jaka œliczna! Jaka œliczna!Miranda rozp³aka³a siê, tym razem ze wzruszenia, i objê³a babkê.A Paloma niezamierza³a siê nigdy przyznaæ Rickowi ani Mirandzie, ¿e od jakiegoœ czasu sta³aw korytarzu i wszystko s³ysza³a.- Guerra! Guerra! - zawy³ ktoœ pod oknem.Rozjazgota³y siê psy.- Co to? - Paloma wzdrygnê³a siê.- Guerra! Guerra! - nios³o siê po ulicy.Wszyscy wiedzieli, co to oznacza:wojna gangów.Rickowi œcisnê³a siê krtañ; odwróci³ siê od babki i siostry i wybieg³ nawerandê.Poœrodku ulicy Drugiej sta³ Ruben Her-mosa w zachlapanej krwi¹koszulce i mokrych ub³oconych d¿insach - pewnie przeprawia³ siê w bród przezmuliste koryto Snake River - i dar³ siê na ca³e gard³o.Zarra by³ ju¿ na ganku.Po chwili "ze swojego domu wyskoczy³ Joey Garracone, a zaraz potem zs¹siedniego domu Ramon Torrez.Krzyk wywabia³ na ulicê kolejnych Grzechotników.Psy ujada³y jak oszala³e i miota³y siê po podwórkach, wzniecaj¹c tumany kurzu.Rick zbieg³ po schodkach.- Zamknij siê! - wrzasn¹³ i Ruben siê zamkn¹³.- Czegoœ siê tak rozdar³,idioto?- Renegaci! - zaskamla³ Ruben.Z nosa ciek³a mu krew.-W Salonie Gier, kurczê!- Z³apa³ Ricka za koszulê.- Zasadzka.Lockett waln¹³ Paca m³otkiem.Juanma wyd³ubane oczy, kurczê! O Jezu.nos mi rozkwasili.- Gadaj do rzeczy! - Rick schwyci³ go pod ramiê, bo ch³opak wygl¹da³, jakbyzaraz mia³ upaœæ.- Jaka zasadzka? Co robiliœcie po tamtej stronie mostu?Nadbieg³ Pe¹uin z radosnym wrzaskiem Guerra! na ustach, naœladuj¹c g³os, którywywabi³ go z domu.- Stul dziób! - rykn¹³ mu prosto w twarz Rick.Oczy Pe¹uina zab³ys³y uraz¹ iz³oœci¹, ale pos³ucha³.- Tak sobie ³aziliœmy.Nikogoœmy nie zaczepiali - wyjaœnia³ Ruben.-Przeszliœmy tam tylko dla zgrywu.Napadli nas.-Rozejrza³ siê po twarzachpozosta³ych Grzechotników.- Katuj¹ teraz na œmieræ Paca i Juana! - Czu³, ¿eopuszcza go gwa³townie fantazja.- Z szeœciu albo i siedmiu Renegatów, mo¿e iwiêcej.Posz³o piorunem.- Wojna! - krzykn¹³ Pequin.- Skopiemy paru Renegatom dupska!- Stul dziób, powiedzia³em! - Rick z³apa³ Pe¹uina za ko³nierz, ale ten wyrwa³mu siê i pogna³ w kierunku ulicy Trzeciej, wywrzaskuj¹c swoje wezwanie nawojnê, przeznaczone dla uszu Grzechotników, którzy tam mieszkali.- Niech goktóryœ zatrzyma! - rzuci³ Rick, ale Pe¹uin, upojony œwiadomoœci¹ zbli¿aj¹cejsiê zadymy, pêdzi³ jak wiatr.- Musimy wyci¹gn¹æ stamt¹d Paca i Juana! - gor¹czkowa³ siê Zarra.Przez ramiêmia³ ju¿ przewieszony zwiniêty i gotowy do u¿ycia bykowiec.- Musimy ratowaænaszych braci.- Chwileczkê! Daj mi pomyœleæ - warkn¹³ Rick, ale w g³owie mia³ pustkê.Krew muwrza³a, a piskliwy wrzask Pe¹uina przenika³ przez œciany wszystkich domów wBordertown.Nie by³o czasu na rozwa¿ania, bo oto nadbiegali ju¿ J.J.Melendezi Freddie Conception, a za nimi Diego Montana, Tina Mulapes i wielka,p³omiennow³osa dziewczyna o ksywce „Zwierzê".- Te œmierdziele pozabijaj¹ naszych ziomków! - Zjawi³ siê Sonny Crowfield, jegospocona twarz b³yszcza³a w ¿Ã³³tym œwietle padaj¹cym z ganku.- Idziemy, czynie, Jurado?! - zapyta³ wyzywaj¹co i Rick zobaczy³ w jego d³oni d³ug¹ o³owian¹rurkê, a w oczach ¿¹dzê walki.Musia³ podj¹æ decyzjê, a decyzja mog³a byæ tylko jedna.- Idziemy - zakomenderowa³.Grzechotnicy podnieœli radosn¹ wrzawê, a Rick obejrza³ siê na Palomê i Mirandêstoj¹ce na werandzie.Zauwa¿y³, ¿e wargi babki uk³adaj¹ siê w „nie", ale wpanuj¹cym harmiderze nie us³ysza³ g³osu.I mo¿e lepiej.Miranda nie bardzo zpocz¹tku rozumia³a, co siê dzieje, ale widz¹c ³añcuchy i kije baseballowe wrêkach zbiegaj¹cych siê ch³opaków zorientowa³a siê, ¿e to mobilizacja.Rick pomaca³ siê po kieszeni i wyczu³ tam Kie³ Jezusa.Paru Grzechotnikówrozbieg³o siê ju¿ po samochody i motocykle; inni co si³ w nogach pêdzili wkierunku rzeki jak na fiestê.Rick uœwiadomi³ sobie, ¿e sytuacja wymyka mu siêspod kontroli, i ¿e tej nocy pop³ynie mnóstwo krwi.Po Bordertown niós³ siêprzenikliwy wrzask wzywaj¹cego na wojnê Pe¹uina.Po drugiej stronie ulicy sta³a pani Alhambra i wo³a³a Zarrê do domu.- ChodŸmy - rzuci³ Zarra do Ricka, udaj¹c, ¿e nie s³yszy.Rick kiwn¹³ g³ow¹.Przemknê³o mu przez myœl, by cofn¹æ siê na werandê ipo¿egnaæ babkê oraz siostrê, ale nie by³o na to czasu.Twarz stê¿a³a mu ju¿ wzaciêt¹ maskê.£omot! - pomyœla³.Odwróci³ siê od kobiet i niczym uosobieniezemsty podszed³ zdecydowanym krokiem do samochodu.21.Ognista kulaSkowyt Paca wisia³ wci¹¿ w powietrzu.Ch³opak le¿a³ na pod³odze, wij¹c siê itrzymaj¹c za krwawi¹cy na nowo nos.A masz! - pomyœla³ Ray i w tym momencie oberwa³ piêœci¹ w g³owê od JuanaDiegasa i pokozio³kowa³ po pod³odze jak sflacza³y worek z praniem.Cody spróbowa³ wstaæ.Kiedy pozbiera³ siê na kolana, Juan capn¹³ go za ko³nierzi wywindowa³ w górê, a potem wyr¿n¹³ piêœci¹ w usta, rozcinaj¹c mu doln¹ wargê.Pod Codym ugiê³y siê nogi.Juan uderzy³ znowu.Tym razem wyora³ swej ofierzesygnetem g³êbok¹ bruzdê pod prawym okiem.- Przestañcie! Przestañcie! - dar³ siê Kennishaw, nadal zbyt przera¿ony, by siêporuszyæ ze swego k¹ta.Juan uniós³ piêœæ do nastêpnego morderczego ciosu.- Spokój w tej chwili! - W progu sta³ zastêpca szeryfa, Le-land Teal, brzuchatymê¿czyzna w œrednim wieku, o twarzy zmêczonej ³asicy.Sponad jego ramieniazagl¹da³ do œrodka Keith Axelrod, drugi zastêpca szeryfa z nocnej s³u¿by.Juan tylko siê rozeœmia³.Dalej przymierza³ siê do zadania ciosu, który mia³zgruchotaæ Cody'emu nos.Witrynê salonu gier przebi³y ostre œwiat³a reflektorów.Z ulicy dobieg³ piskopon i wycie pracuj¹cego na najwy¿szych obrotach silnika.- O m¹dre! - wyrwa³o siê Juanowi.Pomalowany w szare i zielone plamy maskuj¹ce pick-up, otar³szy siê niemal ohondê Cody'ego, wjecha³ na pe³nym gazie pod krawê¿nik, œci¹³ parkometr irozbijaj¹c witrynê, z og³uszaj¹cym hukiem, w roziskrzonej fontanniestrzaskanego szk³a wpad³ z impetem do wnêtrza.Zastêpcy szeryfa odskoczyli wostatniej chwili spod kó³, a pick-up, zanim siê wreszcie zatrzyma³, rozwali³jeszcze w drobny mak kilka automatów do gry.Bob Clay Clem-mons zeskoczy³natychmiast ze skrzyni i natar³ na Juana Diegasa z ³añcuchem.Czo³g, rycz¹cniczym rozjuszona bestia, wygramoli³ siê zza kierownicy i z woleja przy³adowa³Pacowi pod ¿ebra.- W nich! - wybe³kota³ Jack Doss, wytaczaj¹c siê z kabiny ciê¿arówki.By³uzbrojony w kij baseballowy i w marihuano-wym szale zaatakowa³ nim automaty dogry.Paskuda g³oœnymi pokrzykiwaniami zagrzewa³a ch³opaków do boju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]