[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ukończony samochód czasu był dość prymitywną konstrukcją: zwykłą metalową skrzynką, nie zakrytą od góry, nie pomalowaną i surowo wykończoną.Ale urządzenia sterownicze były znacznie lepsze od niewymyślnych mechanizmów, które Nebogipfel zdołał zrobić z materiałów dostępnych w paleocenie – znajdowały się tam nawet proste tarcze chronometryczne, aczkolwiek z ręcznie napisanymi oznaczeniami – i okazało się, że będziemy mogli poruszać się w czasie tak swobodnie, jak mogłem to czynić za pośrednictwem mojego pierwszego wehikułu.Kiedy pracowałem i zbliżał się ustalony przez nas dzień wyjazdu, moja obawa i niepewność narastały.Wiedziałem, że nie będę mógł nigdy wrócić do domu, ale wyruszając stąd z Nebogipfelem w przyszłość lub przeszłość, mogłem wejść w dziwną rzeczywistość, której nie przeżyję, albo cieleśnie, albo umysłowo.Wiedziałem, że mogę się zbliżyć do krańca mojego życia i ogarnęło mnie lekkie przerażenie.W końcu nadeszła ta chwila.Nebogipfel usiadł na siodełku.Ubrany był w ciężki, watowany kombinezon ze srebrzystego materiału Konstruktora.Na małej twarzy miał nowe gogle.Wyglądał trochę jak małe dziecko opatulone przed zimowym chłodem – przynajmniej dopóki człowiek nie zauważył włosów opadających kaskadą z jego twarzy oraz lśnienia oka za niebieskimi goglami.Usiadłem obok niego i po raz ostatni sprawdziłem zawartość naszego samochodu.Kiedy tam siedzieliśmy, w jednej sekundzie ściany naszego mieszkania przemieniły się bezgłośnie w szkło! Wszędzie wokół nas, widoczne teraz przez przezroczyste ściany naszego pokoju, rozciągały się na dużą odległość posępne równiny białej Ziemi, złotoczerwone w świetle zachodzącego słońca.Rzęski Konstruktora – znów zgodnie z instrukcją Nebogipfela – przekształciły materiał ścian komory, w której znajdował się samochód czasu.Potrzebowaliśmy co prawda jakiejś ochrony przed dzikim klimatem białej Ziemi, ale pragnęliśmy widzieć świat podczas naszej podróży.Choć temperatura powietrza nie uległa zmianie, od razu zrobiło mi się zimniej.Zadrżałem i owinąłem się szczelniej płaszczem.– Chyba jesteśmy gotowi – stwierdził Nebogipfel.– Gotowi – przyznałem – z wyjątkiem jednej rzeczy: nie powzięliśmy decyzji! Czy lecimy do przyszłości, w której statki będą ukończone, czy.– Myślę, że decyzja należy do ciebie – odrzekł, ale – lubię tak myśleć – na jego twarzy obcej istoty malował się wyraz współczucia.Nadal czułem niewielki strach, gdyż, z wyjątkiem pierwszych rozpaczliwych godzin po stracie Mosesa, nigdy nie zastanawiałem się nad śmiercią! A jednak wiedziałem, że mój obecny wybór może doprowadzić do mojej śmierci.Mimo to.– Naprawdę nie wydaje mi się, bym miał duży wybór – powiedziałem Nebogipfelowi.– Nie możemy tu zostać.– Tak – przyznał.– Obaj jesteśmy wygnańcami.Myślę, że musimy to ciągnąć.do samego końca.– Tak – potwierdziłem.– Chyba do końca samego czasu.Cóż! Niech tak będzie, Nebogipfelu.Niech tak będzie.Nebogipfel pchnął dźwignie samochodu do przodu – poczułem, jak mój oddech robi się coraz szybszy, a krew łomocze w skroniach – i pogrążyliśmy się w szarości typowej dla podróżowania w czasie.11Podróż w przyszłośćJeszcze raz Słońce zakołysało się na niebie, a nadal zielony Księżyc przechodził płynnie swoje fazy i miesiące mijały szybciej niż uderzenia serca.Wkrótce oba ciała niebieskie nabrały takiej prędkości, że zlały się w gładkie, precyzyjne wstęgi światła, które opisałem już wcześniej, a niebo przybrało odcień stalowej szarości, charakterystyczny dla połączenia dnia i nocy.Wszędzie wokół nas, wyraźnie widoczne z naszego podwyższonego punktu obserwacyjnego, lodowe pola białej Ziemi ciągnęły się aż poza horyzont, prawie niezmienne podczas przemijania nic nie znaczących lat, ukazując nam jedynie połysk powierzchni wygładzony wskutek szybkości naszej podróży.Chętnie zobaczyłbym, jak te wspaniałe statki międzygwiezdne wznoszą się w przestrzeń kosmiczną, ale wirowanie Ziemi uniemożliwiało mi dostrzeżenie kruchych pojazdów i gdy tylko rozpoczęliśmy podróż w czasie, żaglowce stały się dla nas niewidoczne.Po kilku sekundach od naszego wyjazdu – patrząc z perspektywy szybkiego pokonywania czasu – nasze mieszkanie uległo zniszczeniu.Zniknęło jak rosa, pozostawiając nasz przezroczysty pęcherz w odosobnieniu na płaskim dachu wieży.Pomyślałem o naszym dziwacznym, a jednak wygodnym apartamencie – z kąpielą parową, tapetą o bzdurnym wzorze, osobliwym stołem bilardowym i całą resztą.To wszystko stopiło się teraz z powrotem w jedną bezkształtną masę, a nasze mieszkanie, już niepotrzebne, zredukowane zostało do snu: platonicznego wspomnienia w metalowej wyobraźni Uniwersalnych Konstruktorów!Nie opuścił nas jednak nasz cierpliwy Konstruktor.Przy takiej dużej szybkości zobaczyłem, jak spoczywa tu, zaledwie kilka jardów od nas – przysadzista piramida, z wijącymi się rzęskami wygładzonymi przez podróż w czasie – a potem nagle przeskakuje do następnego miejsca, by pozostać tam przez kilka chwil i tak bez końca.Ponieważ zwykła sekunda dla nas trwała wieki w świecie poza samochodem czasu, zdołałem obliczyć, że Konstruktor pozostaje blisko nas, prawie nieruchomy, przez tysiąc lat za każdym razem.Powiedziałem o tym Nebogipfelowi.– Tylko wyobraź sobie! Być nieśmiertelnym to jedno, ale tak się poświęcić jednemu zadaniu.On jest jak samotny rycerz strzegący swojego Graala, podczas gdy epoki historyczne i drobne troski zwykłych ludzi szybko przemijają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]