[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyskoczyłem tam jako jeden z pierwszych i ujrzałem stojący opodal szyk Letejów.Nasi wrogowie sądzili zapewne, że i my nie pójdziemy przez dym i czekali, aż powietrze zupełnie się oczyści.Teraz widząc, że już za późno na opór, popadli w panikę i szybko się wycofali.Taras wpadł w nasze ręce bez walki.Znów zwołałem naradę wojenną.W środku pierwszego piętra znajdowała się okrągła sala, od której promieniście rozbiegało się pięć korytarzy z wejściami po obu stronach do piętrowych mieszkań szarych Letejów.W każdym korytarzu było sto takich pomieszczeń.Poza tym od strony tarasu w głąb Góry między tymi korytarzami biegło pięć innych ślepo zakończonych tuneli.Przy każdym z nich mieściło się po pięćdziesiąt piętrowych mieszkań.Muszę tu dodać, że większość z nich nie była zajęta i stała pustką.Letejowie zagrodzili wejścia do wszystkich przelotowych korytarzy.Postanowiłem zaatakować jednocześnie wszystkie pięć, gdyż w wąskich przesmykach wielka przewaga liczebna nie miała decydującego znaczenia.Utworzyłem pięć kolumn.Nad jedną z nich sam objąłem dowództwo, a cztery pozostałe poruczyłem Itczuu, Guarze, Ksutiemu i Mstedze.Rzuciliśmy się do szturmu jednocześnie.Wypadło mi napaść na tak zwany Korytarz Północny.Broniło go najwyżej dwudziestu Letejów, ja zaś miałem pod komendą około stu pięćdziesięciu ludzi.Letejowie jednak ustawili się w szyk bojowy i zręcznie przebijali mieczami zbyt odważnych napastników.Nie wszyscy niewolnicy zdołali zaopatrzyć się w miecze i większość z nich była uzbrojona w maczugi i kamienie.Atakowaliśmy zaciekle przez jakieś pięć minut, ale wszystkie nasze napady zostały odparte.Żaden z Letejów nie został nawet draśnięty, a my mieliśmy około dziesięciu zabitych.Niewolnicy zaczęli tracić animusz.- Buntownicy - krzyknął wówczas jeden z Letejów - nigdy nie pokonacie Letejów! Nam pomaga Gwiazda.Zejdźcie na dół, rozproszcie się, to może wam jeszcze przebaczymy.Te słowa wywarły na niewolnikach ogromne wrażenie.Jedni z nich stanęli jak wryci, inni zaczęli się ukradkiem wycofywać.- Naprzód, przyjaciele! Uderzymy jeszcze raz! - namawiałem ich.- Do tyłu! - gromowym głosem krzyknął nagle Bollo, wysuwając się przed szyk Letejów.- Do tyłu, niewolnicy! W dół! Do swej sali! Wykonajcie mój rozkaz.I nagle od dzieciństwa przywykli do posłuszeństwa żałośni niewolnicy, którzy na moment zapłonęli zwierzęcą żądzą zemsty, znów zamienili się w stado pokornego bydła roboczego.Cały mój oddział w obliczu ucieleśnienia groźnej władzy haniebnie podał tyły.- A tego bierzcie żywcem! - rozkazał Bollo - wskazując mnie ręką.Zostało przy mnie dwóch czy trzech ludzi, którzy postanowili się bronić.Letejowie przyparli nas do parapetu, ich krótkie miecze zabłysły wokół mnie ze wszystkich stron.Moja ręka drętwiała już od parowania ciosów.Czułem, że za chwilę będzie już po wszystkim, ale nagle za plecami Letejów rozległ się dziki ryk.W wylocie korytarza, z którego wyszli, pokazały się postacie niewolników.Oddział Guara przedarł się przez szyki Letejów i teraz zaszedł od tyłu naszych przeciwników, po czym momentalnie ich otoczył.Bollo coś krzyczał, ale jego głos tonął w zgiełku bitwy.Nagle Guaro gigantycznym susem podskoczył ku niemu, wywijając nad głową pniem palmy kokosowej.- Precz, niewolniku! - ryknął Bollo.Guaro jednak zamachnął się swoją maczugą i ze świstem opuścił ją na głowę samozwańczego władcy.Bollo zwalił się bez dźwięku na ziemię, a niewolnicy zawyli z zachwytu.ROZDZIAŁ OSIEMNASTYNa tarasie pozostało jeszcze około piętnastu Letejów, którzy wciąż nic tracąc ducha zwarli szyki i odpierali atakujących ich z dwóch stron przeciwników.Z dołu przybywali coraz to nowi niewolnicy.Byli wśród nich również ludzie z mojego oddziału, którzy ocknęli się z przerażenia i znów rwali się do boju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]