[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pozostawało nic więcej do powiedzenia.Poleciwszy służącej, by przyniosła ubranie i świeżą pościel dla Claire, matka Teresa wzięła świecę i poprowadziła dziewczęta przez mroczny korytarz do sypialni, gdzie kuzynka Angelinę miała pozostać.Tu, życząc im dobrej nocy, pozostawiła je same.Kiedy matka przełożona zamknęła za sobą drzwi, Claire rozejrzała się po pustym pomieszczeniu, po surowym tynku ścian ozdobionych jedynie krzyżem.- Zachwycające - rzekła z sarkazmem w głosie.- To nie na długo.- Miejmy nadzieję.Oszaleję, jeśli to uświęcanie będzie się przeciągało.- Widzę, że pobyt tutaj będzie się bardzo różnił od tego, do czego przyzwyczaiłaś się przez ostatnie dwa lata spędzone poza domem.- Nawet nie wiesz jak bardzo.Nie mogę pojąć, jak potrafiłaś przychodzić tu codziennie, mało tego - z własnej woli.- Ludzie mają różne upodobania - odparła Angelinę z bladym uśmiechem.- Tak jest.Nie mogę cię winić za to, że nie miałaś okazji doświadczyć czego innego.Ja, przeciwnie, taką okazję miałam.I to pozostanie moim przekleństwem.Claire rozpięła płaszcz i pozwoliła mu osunąć się na podłogę; zrobiła to takim gestem, jak ktoś, komu zawsze pomaga się przy rozbieraniu.Stała wyprostowana, w podróżnym stroju, a światło świecy igrało w jej włosach.Zagubiony uśmiech błądził po jej ładnej buzi.Angelinę wiedziała, że ta dziewczyna była samolubna, apodyktyczna, wyrachowana.Ale jednocześnie widziała w jej oczach apatię i przerażenie, co budziło współczucie.Spojrzała na jej ręce.- Przykro mi, że twoja przygoda z Maximilianem skończyła się tak, jak się skończyła.- Nie bardziej niż mnie - odparła Claire.- Droga Angelinę, mogę ci udzielić rady? Dobrze, jeśli nigdy nie będziesz musiała z niej skorzystać.Nie jesteś oryginalna, ale mimo to warta zapamiętania: Nie ufaj książętom.- Nie rozumiem.- Gdyby Max był godny zaufania, nie byłoby mnie tutaj, a on sam by żył.Ale to nic.Czy nie musisz już iść? A może zostaniesz na noc?Angelinę pokręciła głową.- Ciotka Berthe będzie czekała na mnie.- Nie zazdroszczę ci powrotnej drogi.Rolfe może na ciebie czatować.- Mam nadzieję, że w niewłaściwym miejscu.Nic mi się nie stanie.- Zanim pójdziesz - rzekła Claire z zakłopotaniem - sądzę, że powinnam ci wyrazić swoją wdzięczność.- Nie ma potrzeby - odparła Angelinę i ruszyła w kierunku drzwi.- Ależ jest.Zwykła ludzka uczciwość tego wymaga: twoja i moja również.Tego uczył mnie Max.Proszę, przyjmij ten upominek, który choć w części wyrówna nasze rachunki.Angelinę odwróciła się z wahaniem i zobaczyła, jak Claire zdejmuje z szyi złoty łańcuszek oraz maleńki flakonik w złotej oprawie zwisający ze stanika.Odurzajacy zapach konwalii rozszedł się w powietrzu.Łańcuszek zalśnił czerowonozłotym blaskiem w wyciągniętej ręce.- Nie mogę tego przyjąć, to zbyt drogocenne - wzbraniała się Angelinę.- Nie jest to aż taki skarb.To upominek od Maxa.Nie ma już dla mnie większego znaczenia.Tu musiałabym go i tak oddać, więc lepiej, żebyś ty go wzięła.- Wiesz przecież, że oddając go tu, nie tracisz go na zawsze.Wychodząc, odzyskasz go.- Wiem, wiem.Ale postanowiłam dać go tobie.I nie rób takich ceregieli.Weź.- Dobrze.Dziękuję - rzekła Angelinę; wzięła wisiorek i przełożyła łańcuszek przez głowę z nikłym uśmiechem, dziwiąc się, jak szybko kuzynka potrafi przechodzić od złości do wdzięczności.Claire zaśmiała się.- Idź już.I nie śmiej się.Możesz tu przychodzić i wychodzić, kiedy tylko zechcesz.Nie wiesz, jak bardzo ci tego zazdroszczę.Oddałabym wszystko, by znowu być wolna, niewinna.Byłoby niegrzeczne ze strony Angelinę powiedzieć, że takie odwrócenie ról wcale by jej nie odpowiadało, więc nie powiedziała nic.Obiecawszy, że odwiedzi ją, jak to tylko będzie możliwe, życzyła jej dobrej nocy i wyszła.* *Do świtu pozostawało jeszcze około pół godziny.Matka Teresa zmusiła ją, by wypiła coś gorącego na drogę i podczas gdy Angelinę popijała gorące mleko zaprawione wanilią i miodem, wyciągnęła z niej dalsze szczegóły historii Claire
[ Pobierz całość w formacie PDF ]