[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przybysz zacz¹³ wrzeszczeæ i machaæ rêkami.Pokazywa³ co chwila liœcie, które trzyma³ w rêce, ciska³ je na pod³ogê, znowubra³ i pcha³ w kieszeñ.Zbli¿a³ siê do Judymowej i zadawa³ jakieœ pytania, agdy ona wci¹¿ jednako skromnie milcza³a, wrzeszcza³ coraz g³oœniej.U¿ywa³ takz kwadrans.Wreszcie trzasn¹³ drzwiami i wyszed³.Ledwie Judymowa zdo³a³a oddaæ siê uczuciu szczêœcia, znowu wróci³ z ca³ymigarœciami liœci.K³ad³ je na stole i b³yskaj¹c bia³kami oczu, co kilka s³Ã³wpowtarza³:- U se!Nie wiadomo sk¹d jej taka chêæ przysz³a, doœæ ¿e zaczê³a ziewaæ.Os³ania³awprawdzie usta rêk¹, ale jegomoœæ widzia³ to i doœwiadcza³ paroksyzmu furii, botrz¹s³ siê ca³y i tupa³ nogami.Przygl¹da³a mu siê uwa¿nie, od stóp do g³Ã³w,poprzysiêgaj¹c sobie w duszy, ¿e gdyby tak, co daj Bo¿e, drugi raz wyszed³ zizby, to ju¿ nie g³upia otwieraæ mu drzwi z klucza.W istocie awanturnikwyskoczy³ krzycz¹c jeszcze na schodach.Co tchu zamknê³a drzwi, po³o¿y³a siê do³Ã³¿ka i przykry³a pierzyn¹.Tak w pó³sennym odurzeniu le¿a³a ze dwie godziny,a¿ j¹ znowu zbudzi³o stukanie we drzwi.By³ to Wiktor w towarzystwie owegoz³ego Szwajcara i dzieci.Wiktor coœ b¹ka³, ale prêdzej dla okazania ¿onie, jak siê to rozmawia poniemiecku, ni¿ dla wyjaœnienia sprawy.- Czegó¿ ten od nas chce, Wiktor? - spyta³a Judymowa.- A to nasze dzieci obdar³y mu wino.- Co za wino?- Wiesz, oni tu maj¹ winne krzewy na œcianach.Ten biurger mia³ calutki front domu pokryty.Przyszed³ Franek z Karol¹, wziê³yi obdar³y wszystkie liœcie, powyrywa³y badyle ze ziemi.No i trzêsie hajbamorowe powietrze ze z³oœci.- Po có¿eœcie wy toto zrobi³y?- Wielkie œwiêto, ¿e my liœcie urwali! - zaperzy³ siê Franek.- Masz mama o copiek³o robiæ.- Ten hajb mówi, ¿e tu ju¿ do ciebie przychodzi³ - rzek³ Wiktor do ¿ony.- A przychodzi³.Nawet dwa razy.Gada³ sobie coœ, ja s³ucha³a.Wygada³, cowiedzia³, i poszed³.- Ech, ju¿ z tym narodem to cz³owiek nigdy do ³adu nie dojdzie.To prawdziwykrymina³ ten kraj! Tu o godzinie dziesi¹tej wieczorem ju¿ ci nie wolno wew³asnym mieszkaniu tupn¹æ obcasem w pod³ogê, bo siê ca³y dom zleci.Nie wolnoci rozmówiæ siê z drugim g³oœniej, nie wolno ci w kuchni trzymaæ wi¹zkidrzewa, paliæ ognia, jak wiatr wieje, nie wolno chlusn¹æ naft¹ dla podpalenia wpiecu, bo zaraz dwadzieœcia piêæ franciszków kary - diabli wiedz¹, co tuwolno.Szwajcar tymezasem wci¹¿ do nich gada³.Judym wyt³umaczy³ ¿onie, ¿e on siê takdopytuje, po co te dzieci zrobi³y mu tak¹ krzywdê, ¿eby niszczyæ dojrzewaj¹c¹ga³¹Ÿ winn¹.Kto ich tego nauczy³, ¿eby takimi ³otrami byæ ju¿ w dzieciñstwie.Sprawa zosta³a od³o¿ona do póŸniejszego czasu, gdy¿ sam Judym nie rozumia³dobrze, co tamten gada.Wiedzia³ tylko, ¿e z tego mieszkania stanowczo gowylej¹ i ¿e drugiego w mieœcie bezwarunkowo nie znajdzie.To go wprawia³o wewœciek³oœæ.Przeklina³ h a j b ó w na czym œwiat stoi, wymyœla³ im po polsku ipo szwajcarsku.Wreszcie rzek³ do ¿ony:- Ja ci otwarcie powiem, ¿e ja tu nie myœlê siedzieæ.- Gdzie?,- A tu.- Có¿ ty znowu gadasz?- Ja rznê do Ameryki:- Wiktor!- To jest niewola, nie kraj! Zarabiam tu wprawdzie wiêcej ni¿ w Warszawie, alewiesz ty, ile przy Bessemerze p³ac¹ w Ameryce? Pisa³ mi W¹sikiewiczdetalicznie.To jest dopiero pieni¹dz.- Có¿ ty mówisz, có¿ ty mówisz.- mamrota³a.- To my ju¿ do dom nigdy.- Do Warszawy? Masz ci! Jak¿e ja mam wracaæ? Zg³upia³aœ? A zreszt¹ po jakie stotysiêcy diab³Ã³w?Myœla³ chwilê, a póŸniej mówi³ g³oœno, wstrz¹saj¹c g³ow¹:- Moja kochana, Bessemer jest wszêdzie na œwiecie.Ja idê za nim.Gdzie milepiej p³ac¹, tam idê.Mam tu siedzieæ w tej dziurze? Nie ma g³upich!.W oczach Judymowej wêdrowa³y wci¹¿ œciany, okna i sprzêty.Upad³a na poduszkijak bezw³adne drewno i os³upia³ymi oczyma patrzy³a siê w malowane deski sufitu,który siê z ni¹ dok¹dœ, w nieskoñczonoœæ, w zaœwiaty posuwa³, posuwa³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]