do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo nie, jeszcze wczeœniej, od chwili gdy sz³a przezmiasto, trzymaj¹c w ramionach bezbronne, male ¿ycie.G³oœny, przeraŸliwy szloch wstrz¹sa³ ca³ym jej cia³em.Wystraszona pokojówka wbieg³a w czepku i szalu za-rzuconym na nocn¹ koszulê.Czegoœ takiego nigdy jeszczenie s³ysza³a.- Ale¿, Panno Charlotto! Co siê sta³o? Co pani jest?P³acz przypominaj¹cy wo³anie o pomoc nie milk³.Rozlega³ siê w ca³ym pa³acu.- Co mam robiæ? - Pokojówka by³a ca³kiem bezradna.- Czy mam zawo³aæ starsz¹ pani¹?- Nie, nie - szlocha³a Charlotta.- Ale co siê sta³o? Czy pani jest chora, panno Charlotto?- Nie, wcale nie - us³ysza³a w odpowiedzi, ale mog³oto równie dobrze znaczyæ co innego.S³u¿¹ca, która zawsze utrzymywa³a pe³en szacunkudystans wobec swej m³odszej pani, z wahaniem przycup-nê³a na brzegu ³o¿a.Bliska ob³êdu Charlotta objê³a j¹ ramionami.- Pomó¿ mi! Dopomó¿ mi!- Ale co siê sta³o? - zapyta³a zmieszana pokojówka, niebardzo wiedz¹c, jak ma siê zachowaæ.Zdecydowanie nieodpowiada³a jej taka poufa³oœæ.Charlotta w³aœnie chcia³a j¹ prosiæ, by posz³a do lasui poszuka³a zawini¹tka, instynktownie jednak wvczu³aniechêæ i rezerwê s³u¿¹cej.Powstrzyma³a proœbê.Rozpaczznów wziê³a górê.Jest za póŸno! krzycza³a.- Na wszystko ju¿ zapóŸno.Bo¿e, cofnij czas! Spraw to!Gdyby tylko mo¿na by³o cofn¹æ czas, gdyby tylkomog³a z powrotem dostaæ dziecko, tuliæ je i ogrzewaæw³asnym cia³em.Gotowa by³a znieœæ czekaj¹ce j¹ poni¿e-nie i wygnanie.Nagle otwar³y siê drzwi i do komnaty wpadli rodzice.Na progu, zbici w gromadkê, stali inni domownicyi reszta s³u¿by.- Ale¿ drogie dziecko! - wykrzy knê³a matka.- Co siêdzieje? Czy drêcz¹ ciê z³e sny?- O Bo¿e, ¿eby to by³ tylko z³y sen - ³ka³a Charlotta.By³atak wzburzona, ¿e nikt nie móg³ zrozumieæ, co mówi.Teraz zaniepokojona matka przysiad³a na brzegu ³Ã³¿ka,a pokojówka wsta³a szybko, z wyraŸn¹ ulg¹.- Co siê tu dzieje, Elsbeth? - zapyta³a matka cicho.- Nie wiem - odpar³a pokojówka.- Nic z tego nierozumiem.Mówi tyiko, ¿e jest za póŸno.- Za póŸno, Charlotto? Za póŸno na to, byœ znalaz³amê¿a? G³upstwa, masz dopiero dwadzieœcia piêæ lat.- Nie, nie, ja nie wyjdê za m¹¿! - krzycza³a Charlotta.- Nigdy! Nie! Nigdy!Matka by³a bezradna.- Za du¿o siedzisz w domu.Jutro pójdziemy na spacerdo lasu.Jest tak.Jej s³owa pogorszy³y tylko sytuacjê.Charlotta ciê¿kochwytaj¹c powietrze wi³a siê na ³o¿u i krzycza³a przera¿o-na, a¿ opad³a na piêknie haftowan¹ poduszkê, zupe³niewyczerpana.- Mo¿e pos³aæ po balwierza, by upuœci³ ci nieco krwi?wydusi³ z siebie ojciec.- Mo¿e krew nale¿y oczyœciæ zez³ych duchów?- Nie wyszepta³a Charlotta zmêczona.- Ju¿ przesz³o.To by³ chyba z³y sen.S³ychaæ by³o tylko ciche szlochanie.Przejêci i zatroskani rodzice opuœcili wraz ze s³u¿¹c¹pokój.- To na pewno tylko kobiece dolegliwoœci - dobieg³ j¹ju¿ z korytarza g³os matki.- Na pewno wkrótce minie.Ostro¿nie zamknêli za sob¹ drzwi.Charlotta wiedzia³ajednak, ¿e tak naprawdê nic, poza jej wybuchem, nieminê³o.Wiedzia³a, ¿e do koñca ¿ycia nie zagoi siê taotwarta rana, ¿e nie pozbêdzie siê ju¿ strachu, a myœli bêd¹natrêtnie powracaæ w samotne godziny nocy, wraz z wizj¹bezradnych dzieci.ROZDZIA£ VW tym czasie pozwolono Silje jeŸdziæ do koœcio³a trzyrazy w tygodniu.Benedykt wola³by co prawda mieæ j¹przy sobie codziennie, gdy¿ czas zaczyna³ nagliæ i wszyscyci¹gle pytali, kiedy skoñczy.By³ wœciek³y na nieœwiado-mych, jak mówi³, nieokrzesanych barbarzyñców, którzynie rozumiej¹, ¿e artysty nie nale¿y poganiaæ.Silje chcia³ajednak wiêcej przebywaæ z dzieæmi, by nie straciæ z nimikontaktu.Pragnê³a te¿ odci¹¿yæ stare kobiety w ich pracy,choæ one same nie mia³y chyba nic przeciwko temu, byjeŸdzi³a do koœcio³a.Tak by³y zauroczone dzieæmi, ¿e Siljeczêsto uœmiecha³a siê pod nosem.- Biedne stare panny - powiedzia³ Benedykt.- Prze¿y-waj¹ drug¹ m³odoœæ.Ale Sol bywa ogromnie mêcz¹ca - wtr¹ci³a zatros-kana Silje.- To nie s¹ moje dzieci, ale pokocha³am jei tak.By³o jej nawet trochê przykro, ¿e tak ma³o widujeDaga.Greta, choæ nadal przyjazna, zazdroœnie strzeg³akontaktów z ch³opcem, drepcz¹c nieustannie wokó³ nich,gdy tylko Silje zajmowa³a siê ma³ym.- Pozwól im na to - œmia³ siê Benedykt.- Ju¿ wkrótcekoœció³ bêdzie przecie¿ gotowy.- A.a potem?- Potem bêdziesz musia³a wróciæ do pracy we dworze.Mam inne zajêcie, znacznie dalej od domu, nie bêdzieszwiêc mog³a mi pomagaæ.Silje nie odpowiedzia³a.Cudowny okres w jej ¿yciuniebawem siê skoñczy.- Nie mogê dobraæ ¿adnego koloru na ten kaftan- powiedzia³ pewnego dnia zmartwiony Benedykt.Za-wieszony wysoko pod sklepieniem, wpatrywa³ siê inten-sywnie w sufit, tak siê przy tym wyginaj¹c, ¿e ma³o niez³ama³ krêgos³upa.- Zapl¹ta³em siê, g³upi osio³.Wszyst-kie kolory têczy stykaj¹ siê przy tym kaftanie.Z czegomam wybieraæ?Silje zsunê³a siê z rusztowania i stanê³a na dole.Krytycznie spojrza³a na jego dzie³o.- Br¹zowy? Tak, ale mam przecie¿.Oczywiœcie, maszracjê.Jesteœ genialna!- Nie, z do³u lepiej widaæ.Benedykt chrz¹kn¹³ zadowolony, ale ju¿ po chwiliprzeklina³ nad twardym jak kamieñ pêdzlem.Zmitygowa³siê szybko i poprosi³ o wybaczenie.Poprzedniego wieczoru wypi³ trochê za du¿o.Zawszewtedy nastêpnego dnia marudzi³.Silje poznawa³a, w ja-kim jest humorze, po jego znoszonej czapce.Gdy nasuwa³j¹ g³êboko na czo³o, wiedzia³a, ¿e dra¿ni³y go wysokiedŸwiêki i ostre œwiat³o s³oneczne.Jeœli zaœ zsuwa³ czapkêna kark, a pióro stercza³o do góry, by³ zwyk³ym starusz-kiem albo w ukryciu poci¹ga³ sobie ³yka.Wrodzonepoczucie przyzwoitoœci zakazywa³o mu picia w koœciele,lecz Silje podejrzewa³a, ¿e malarz chowa coœ w wozie, boczasem chodzi³ tam w jakiejœ sprawie.Wspiê³a siê na rusztowanie i przez pewien czas praco-wali w milczeniu.Nagle Benedykt zacz¹³ chichotaæ.- O czym myœlicie, panie? - zdziwi³a siê Silje.- By³o tu wczoraj dwóch starców z parafii, ogl¹dalinasze dzie³o.Zobaczyli Diab³a w k¹cie i byli najwyraŸniejwstrz¹œniêci i podnieceni, bo pozostali tam bardzo d³ugo.Silje zaczerwieni³a siê.Nic chcia³a ogl¹daæ tego okro-pieñstwa, od kiedy je namalowa³a.Zawaha³a siê przez chwilê.- On.wiecie, o kogo mi chodzi, panie.powiedzia³,¿e widzia³ to wtedy, kiedy tu by³.To nie by³o po mojejmyœli.Benedykt mia³ minê winowajcy.- Nie, to.to by³ niefortunny przypadek.Wszed³ tam,a potem zapyta³, no i musia³em przecie¿ powiedzieæ, ¿e toty namalowa³aœ.Rozumiesz chyba, ¿e nie wolno k³amaæw koœciele.A teraz w³aœnie k³amiesz, ty stary oszuœcie, pomyœla³aSilje.Za³o¿ê siê, ¿e sam go tam zaci¹gn¹³eœ!- Co powiedzia³? - zapyta³a cicho.Nic.Wydawa³ siê bardzo poruszony i zdenerwowa-ny.Powiedzia³em, ¿c musimy postaraæ siê wydaæ ciêszybko za m¹¿, skoro potrafisz malowaæ takie namiêtneobrazy.- Nie mówicie chyba tego powa¿nie, panie? - jêknê³aSilje.- Co.co on na to odpowiedzia³?- Nie wiem.S¹dzê, ¿e by³ nieco rozdra¿niony.Mo¿edlatego, ¿e powiedzia³em coœ w rodzaju "my starcy,musimy wydaæ j¹ za m¹¿".Nie spodoba³o mu siê pewnie,¿e zaliczam go do ludzi w moim wieku.Zaraz potemodszed³.Chyba poczu³ siê trochê dotkniêty, ¿e namalowa-³aœ go jako diab³a, ale czego innego móg³ siê spodziewaæ?- O nie - zmartwi³a siê Silje.- Nie powinien tegoogl¹daæ.- Muszê przyznaæ, ¿e to rzeczywiœcie by³o g³upie, i taknaprawdê trochê siê potem ba³em.Uff, nie jestem w for-mie, by wiêcej teraz o tym rozprawiaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl