do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy wiesz, co to jest za si³a, si³aszaleñstwa?- Na swoje szczêœcie chodzi³am na - ojej, ach - te zajêcia z samoobrony - Allieuœmiechnê³a siê szeroko.- On przesadza, ¿eby zachowaæ twarz.A w koñcu samwyr¿n¹³ g³ow¹ o pod³ogê.- Dok³ad­nie tutaj - potwierdzi³ Gibril zza¿enowaniem.Pod³oga kuchenna wy³o¿ona by³a kamiennymi p³ytami - Bolesne -zaryzykowa³ Czam­cza.- Jak cholera - rykn¹³ Gibril, nagle powesela³y.- Poprostu, kurwa, odjecha³em.Wnêtrze koœcio³a Freekirk zosta³o podzielone na du¿y dwupozio­mowy (w ¿argoniepoœrednika handlu nieruchomoœciami, - „o pod­wojonej przestrzeni”) salon -dawniej miejsce zebrañ wiernych - i na bardziej konwencjonaln¹ drug¹ czêœæ, zkuchni¹ i pomieszczeniem gospodarczym na dole i sypialniami, i ³azienk¹ napiêtrze.Nie mog¹c z jakiegoœ powodu zasn¹æ, Czamcza zawêdrowa³ o pó³nocy dowiel­kiego (i ch³odnego: fala upa³Ã³w mog³a siê przelewaæ na po³udniu Anglii,ale tutaj, gdzie by³o jesiennie i zimno, nie dochodzi³a jej najdrobniejszazmarszczka) salonu i wêdrowa³ poœród cieni g³osów wygnanych kaznodziejów,podczas gdy na górze Gibril i Allie kochali siê na ca³y regulator.Zupe³nie jakPamela.Próbowa³ myœleæ o Miszal, Zini Wakil, ale nie wychodzi³o.Zatykaj¹cuszy palcami, walczy³ z efektami dŸwiêkowymi kopulacji Fariszty i AlleluiCone.Ich zespolenie cechowa³ du¿y stopieñ ryzyka od samego pocz¹t­ku, rozmyœla³: popierwsze, dramatyczne porzucenie przez Gibrila jego kariery i pospieszna podró¿przez ca³y œwiat, a teraz bezkompro­misowa determinacja Allie, aby doprowadziæsprawê do samego koñ­ca, aby pokonaæ w nim szalon¹ anielsk¹ boskoœæ iprzywróciæ jego naturê ludzk¹, któr¹ kocha³a.Nie uznawali ¿adnych kompromisów;szli na ca³oœæ.- Natomiast on, Saladyn, uzna³, ¿e zadowala go ¿ycie pod jednymdachem z w³asn¹ ¿on¹ i jej kochasiem.Co jest lepsze? Kapitan Ahab uton¹³,przypomnia³ sobie; a jedyn¹ osob¹, która ocala­³a, by³ Ismael, pomocnikpalacza.***Rankiem Gibril zarz¹dzi³ wejœcie na miejscowy „Szczyt”.Jednak Allie odmówi³audzia³u, chocia¿ Czamcza widzia³ wyraŸnie, ¿e po­wrót na wieœ sprawi³, ¿e twarzjej a¿ promienia³a z radoœci - Cholerny platfusik - przeklina³ pieszczotliwieGibril.- ChodŸ, Salad.My, cholerni miejscy spryciarze, poka¿emy zdobywczyniEverestu, jak trzeba siê wspinaæ.Co za cholerne ¿ycie wywrócone do górynogami, jar.My idziemy siê wspinaæ, a ona siedzi tu sobie i za³atwia sprawyprzez telefon.- W g³owie Saladyna k³êbi³y siê myœli: zrozumia³ teraz to dziwneutykanie w Shepperton; zrozumia³ równie¿, ¿e to ustronne niebo musi byætymczasowe - ¿e Allie, przyje¿d¿aj¹c tutaj, poœwiêca w³asne zdrowie i ¿e niebêdzie mog³a tego robiæ bez koñca.Co powinien zrobiæ? Cokolwiek? Nic? - Je¿elizemsta ma byæ wymierzona, to kiedy i jak? - W³Ã³¿ te buty - poleci³ Gibril.-Czy myœlisz, ¿e deszcz powstrzyma siê od padania przez ca³y ten pieprzonydzieñ?Nie powstrzyma³ siê.W momencie, kiedy doszli do kamiennego kopca na szczyciewybranym przez (Gibrila, spowi³a ich chmura drob­nej m¿awki.- NieŸle, kurwa -sapa³ Gibril.- Patrz: oto i ona, tam na dole, siedzi sobie na krzeœle jakBardzo Wielka Figura.- Wskaza³ w dó³ na Freekirk.Czamcza, z g³oœno ³omocz¹cymsercem, czu³, ¿e przesadzi³.Musi wreszcie zacz¹æ siê zachowywaæ jak cz³owiek,któ­rego serduszko nie wyrabia.Có¿ w tym chwalebnego - umieraæ na serce na tymbyle jakim Szczycie, niepotrzebnie, w deszczu? Wów­czas Gibril wyci¹gn¹³lornetkê i zacz¹³ pilnie przygl¹daæ siê dolinie.W polu widzenia nie by³oniemal ¿adnych poruszaj¹cych siê obiektów - dwóch lub trzech mê¿czyzn z psami,kilka owiec, nic wiêcej.Gibril œledzi³ mê¿czyzn przez lornetkê.- A teraz,kiedy jesteœmy sami -odezwa³ siê nagle - mogê ci powiedzieæ, dlaczego naprawdêprzyje­chaliœmy tutaj, do tej cholernej pustej dziury.To ze wzglêdu na ni¹.Tak, tak; nie daj siê zwieœæ mojej grze! To wszystko przez tê jej pieprzon¹urodê.Mê¿czyŸni, Spoono: goni¹ za ni¹ jak popierdolone muchy lec¹ce do gówna.Przysiêgam ci! Widzê ich, jak siê œlini¹ i wyci¹gaj¹ ³apy.O, to nie jest wporz¹dku.Ona jest bardzo prywatn¹ osob¹, najbardziej prywatn¹ osob¹ naœwiecie.Musimy chroniæ j¹ przed po¿¹daniem.To przemówienie zaskoczy³o Saladyna.Ty biedny gnojku, my­œla³, twojeszaleñstwo powiêksza siê ju¿ z prêdkoœci¹ kilku mil na godzinê.I zaraz po tejmyœli pojawi³o siê drugie zdanie, jak gdyby za dotkniêciem czarodziejskiejró¿d¿ki: Nie wyobra¿aj sobie, te to ozna­cza, ie zostawiê ciê w spokoju.***W drodze powrotnej na stacjê kolejow¹ w Carlisle, Czamcza napo­mkn¹³o wyludnieniu wsi.- Nie ma wcale pracy - powiedzia³a Allie.- Wobec tego jestpusto.Gibril twierdzi, ¿e nie mo¿e przyzwyczaiæ siê do myœli, ¿e ca³a takosmiczna pustka oznacza biedê: mówi, ¿e jemu kojarzy siê raczej z luksusem, pot³umach Indii.- A twoja praca? - zapyta³ Czamcza.- Co z ni¹? - Pos³a³a muuœmiech, od dawna ju¿ niezdolna zachowaæ ch³odnej wynios³oœci Królowej Lodu.-Mi³o, ¿e pytasz.Wci¹¿ sobie myœlê, ¿e któregoœ dnia na pierwszy plan wyjdzieto ¿ycie, które noszê w sobie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl