[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na konsolecie radia zapali³a siê nagle czerwona lampka.Jan wcisn¹³ przycisk.- Tu Semenow.Jak idzie? - rozleg³o siê z g³oœnika.- Doœæ niemiarowo.Robiê szeroki objazd.Byæ mo¿e uda nam siê omin¹æ têprzeklêt¹ szczelinê.Zakoñczyliœcie ³adowanie?- Ostatni poci¹g za³adowany i uszczelniony.Reszta ju¿ wyruszy³a i zatrzyma³asiê dwa kilometry dalej na Drodze.Rozsypane zbo¿e zaczê³o siê ju¿ paliæ, a janie chcia³em mieæ tutaj ¿adnych k³opotów.- S³uszna decyzja.Jako pierwsze ulegn¹ zniszczeniu silosy, których niemieliœmy ju¿ czasu uszczelniæ.Najprawdopodobniej eksploduj¹ pod wp³ywemciœnienia wewnêtrznego.Ruszamy dalej.Bêdê na bie¿¹co informowa³ o naszychpostêpach.Jednak po kilkunastu godzinach ponownie natknêli siê na rozpadlinê.Janspostrzeg³ j¹, gdy spychany przez niego pieñ spalonego drzewa znikn¹³niespodziewanie, spadaj¹c w przepaœæ.Jan z ca³ej si³y nacisn¹³ na hamulce iprzetar³ przedni wizjer, ciemny od sadzy.- Ona wci¹¿ jeszcze tutaj jest - wykrzykn¹³ Otakar g³osem, w którym wyraŸniebrzmia³a nuta rozpaczy.- Tak, lecz tym razem jej szerokoœæ nie przekracza stu metrów.Je¿eli nie jestg³êbsza, mo¿emy j¹ wype³niæ i nie bêdziemy musieli robiæ dalszego objazdu.Okaza³o siê to mo¿liwe.Po poszerzeniu i wyrównaniu nowego szlaku, szczelinêzaczêto wype³niaæ zwa³ami gruzu.Miotacze ognia pali³y i topi³y wszystkodoko³a, a spychacze zgarnia³y dymi¹ce szcz¹tki, powiêkszaj¹c szybko usypisko.Wkrótce siêgnê³o ono krawêdzi szczeliny i jeden z czo³gów, chrobocz¹cg¹sienicami, przejecha³ powoli na drug¹ stronê.- Musimy dorzuciæ tu wiêcej kamieni i ¿wiru - poleci³ Jan.- Ci¹gniki i poci¹gi s¹ o wiele ciê¿sze ni¿ czo³gi.Podzielimy siê na dwiegrupy.Pierwsza zostanie tutaj i zajmie siê utwardzeniem, a druga bêdziewycinaæ szlak po drugiej stronie szczeliny, by po³¹czyæ objazd z drog¹.Potemprzeprowadzimy poci¹gi.Zadanie by³o ciê¿kie i niebezpieczne.Wykonali je najlepiej, jak potrafili.Pracowali jeszcze przesz³o sto godzin, nim Jan by³ wreszcie usatysfakcjonowanyz rezultatu.- Jadê teraz po pierwszy poci¹g.Reszta z was mo¿e tu zostaæ.Nie zmienia³ ubrania odk¹d zaczêli robiæ objazd; skórê na twarzy mia³ szar¹ zezmêczenia i wysmarowan¹ sadz¹, a oczy czerwone i opuchniête.El¿bieta na jegowidok a¿ jêknê³a ze zgrozy.Spojrza³ w lustro i uœmiechn¹³ siê pod nosem.- Zrób mi kawê, a ja w tym czasie umyjê siê i przebiorê.To nie by³a praca,któr¹ chcia³bym wykonaæ jeszcze raz.- Skoñczyliœcie ju¿?- Tak, ale musimy jeszcze przeprowadziæ poci¹gi.Zaraz polecê opró¿niæ pierwszyze wszystkich ludzi i wyruszam.- Czy nie móg³by poprowadziæ go ktoœ inny? Dlaczego to zawsze musisz byæ ty?Jan wypi³ w milczeniu kawê, odstawi³ pust¹ szklankê i wsta³.- Wiesz przecie¿, dlaczego.JedŸ w kolejnym poci¹gu.Spotkamy siê po drugiejstronie.Chocia¿ jej splecione mocno d³onie zdradza³y zdenerwowanie, nie pyta³a ju¿ onic wiêcej.Poca³owa³a go i odprowadzi³a wzrokiem.Chcia³a jechaæ razem z nim,ale nawet bez pytania wiedzia³a, ¿e by siê nie zgodzi³.Musia³ zrobiæ to sam.Olbrzymi ci¹gnik zakrêci³ powoli i ruszy³ w stronê nierównego traktu, wyciêtegow spalonym pod³o¿u d¿ungli.Wagony rusza³y pos³usznie za nim, podskakuj¹cgwa³townie na wybojach, trzymaj¹c siê jednak wytyczonego szlaku.- Jak na razie bez wiêkszych problemów - rzuci³ do mikrofonu Jan.- Trochêrzuca, ale nic specjalnego.Przez ca³y czas utrzymujê piêæ kilometrów nagodzinê.Chcê, by pozostali kierowcy robili to samo.Powoli, lecz pewnie, wjecha³ na usypan¹ œwie¿o nawierzchniê grobli.Podciê¿arem ci¹gnika od krawêdzi oderwa³o siê kilka kamieni, spadaj¹c z ³oskotem wprzepaœæ.Po obu stronach szczeliny kierowcy czo³gów obserwowali w milczeniuprzejazd.Jan, spogl¹daj¹c przez przedni¹ szybê, widzia³ zbli¿aj¹c¹ siê powolikrawêdŸ rozpadliny.Ograniczy³ ruchy kierownicy do niezbêdnego minimumpozwalaj¹c, by ciê¿ki pojazd sun¹³ samym œrodkiem grobli.- Ci¹gnik przeszed³! - rozleg³ siê nagle w g³oœniku podekscytowany g³osOtakara.- Wszystkie wagony id¹ w szyku.Jak na razie ¿adnego œladu obsuwania.Po miniêciu szczeliny dalszy przejazd w stronê Drogi by³ ju¿ prosty.Jan nieopuszcza³ ci¹gnika, dopóki wszystkie wagony ponownie nie znalaz³y siêbezpiecznie na bazaltowej nawierzchni.Dopiero wtedy przebra³ siê w kombinezoni przeszed³ w stronê czo³gu, który jecha³ bezpoœrednio za nimi.- Wracamy do szczeliny - rozkaza³ i w³¹czy³ radio.- Mo¿emy zaczynaæprzeprowadzanie poci¹gów; pojedynczo i powoli.Chcê, aby na nowym odcinkuznajdowa³ siê tylko jeden poci¹g, abyœmy w razie k³opotów mogli ³atwo do niegodotrzeæ.Zrozumieliœcie? W porz¹dku.Niech rusza poci¹g numer dwa.Obserwowa³, jak nad krawêdzi¹ rozpadliny pojawia siê kolejny poci¹g, wzbijaj¹cszerokimi oponami chmury czerwonego py³u i sadzy.Kierowca ci¹gnika m¹drzetrzyma³ siê œladów pozostawionych przez pojazd Jana, przejecha³ wiêc groblê bezwiêkszych k³opotów i szybko ruszy³ dalej.Pojawi³ siê nastêpny ci¹gnik i od tejpory przeprawa potoczy³a siê bez chwili przerwy.Nieszczêœcie nast¹pi³o, gdy wjecha³ na groblê poci¹g numer trzynaœcie.- Szczêœliwa trzynastka - mrukn¹³ pod nosem Jan.Przetar³ podpuchniête ze zmêczenia oczy i ziewn¹³.Ci¹gnik przeby³ ju¿ po³owê grobli, gdy nagle zacz¹³ siê przechylaæ.Jan z³apa³za mikrofon, lecz zanim zd¹¿y³ powiedzieæ cokolwiek, w nadwyrê¿onej nawierzchnigrobli pojawi³o siê pêkniêcie.Na jak¹kolwiek reakcjê by³o za póŸno.Olbrzymici¹gnik przechyla³ siê coraz bardziej, pogr¹¿aj¹c siê bokiem w rozszerzaj¹cymsiê szybko pêkniêciu, niczym w wodzie.I nagle by³o ju¿ po wszystkim.Ci¹gnik znikn¹³ poza krawêdzi¹ grobli,poci¹gaj¹c za sob¹ wszystkie przyczepione z ty³u wagony.Rozleg³ siêprzeraŸliwy zgrzyt i trzask dartego metalu, a wraz z upadkiem kolejnychwagonów, w górê unios³a siê szybko rosn¹ca chmura py³u i szcz¹tków.Nikt nie wyszed³ z tej katastrofy z ¿yciem.Jan znalaz³ siê na miejscu tragediijako pierwszy, spuszczaj¹c siê po linie.Po chwili do³¹czyli do niego koledzy iw milczeniu przeszukiwali dymi¹ce rumowisko, odrzucaj¹c na bok poskrêcanestraszliwie kawa³ki metalu.Nie odnaleŸli nikogo.W koñcu zarzucili tebezowocne poszukiwania, pozostawiaj¹c zw³oki zmia¿d¿one szcz¹tkami poci¹gu.Nawierzchnia grobli zosta³a naprawiona i umocniona, tak wiêc pozosta³e poci¹giprzeby³y szczelinê bez powa¿niejszych k³opotów.Gdy ostatni poci¹g wjecha³ naDrogê, rozpoczêli powrót do domu.Nikt nie wypowiedzia³ tej myœli g³oœno, lecz wszyscy nosili j¹ w sobie.Przewo¿enie zbo¿a z bieguna na biegun planety nie by³o bezcelowe.Œmieræ tychludzi nie mog³a byæ pozbawiona sensu.Statki musz¹ przybyæ.S¹ spóŸnione - leczw koñcu przybêd¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]