do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A najmniej sam Ananias.   Wreszcie Bron dostrzeg³ sygna³ zakoñczenia obliczeñ i w³¹czy³ drukarkê.– Wydaje mi siê, ¿e Ananias wiedzia³ o zamierzonym zniszczeniu Onaris i to oddawna.Tak samo dobrze wiedzia³, gdzie i kiedy Niszczyciele mogli mnieznaleŸæ.Nie nale¿y nie doceniaæ Ananiasa.Wiedzia³ przede wszystkim, tezdobyte przeze mnie wspó³rzêdne nie powadz¹ do planety Brick.– Bynajmniej, Doc.Ananias oszuka³ was.Rozdzia³ XX   „Jak to?!” – wybuchn¹³ Veeder.„Sk¹d wiesz?”– Uda³o mi siê zapamiêtaæ parametry z matrycy.W³aœnie skoñczy³em jeanalizowaæ.Nie zagl¹da³em jeszcze do tablic gwiezdnych, ale trzymam zak³ad, ¿ebaza Niszczycieli jest oddalona co najmniej o pó³ galaktyki od planety Brick.Przede wszystkim wszystkie dane odnoœnie sektora byty fa³szywe.   „Jesteœ pewien?”– Ca³kowicie.S¹dzê, ¿e Ananias nie tylko zafa³szowa³ dane, ale wrêcz mia³ wzanadrzu inne.A to sprowadza nas do punktu wyjœcia.Cokolwiek robicie, waszecentrum wydaje mi siê najs³abszym ogniwem tej akcji.Otrzyma³em zadaniezniszczenia Niszczycieli i mam zamiar tego dokonaæ.Mam swój plan i zamierzamgo zrealizowaæ.Tak wiec proszê ciê, Doc: nie przeszkadzaj mi.   „Je¿eli podejœæ do tego formalnie, to wci¹¿ jeszcze nim podlegasz.Przyznajê, ¿e to, co mówisz, wymaga œledztwa, ale musze ciê prosiæ, ¿ebyœ niedzia³a³ bez porozumienia ze mn¹.Rozumiesz mnie?”– Nie.S¹dzê, ¿e Ananias tob¹ manipuluje.Nie wiem nic o jego zamiarach i niemam ochoty mu pomagaæ.   „Nie próbuj ze mn¹ tych sztuczek, Bron.Mamy œrodki, ¿eby ciê zmusiæ dopos³uszeñstwa”.– W porz¹dku, Doc.Nie przestraszysz mnie.Doskonale znam zasiêg przekaŸnikabiotronicznego.To nie dzia³a nawet w skali planetarnej, a ju¿ z pewnoœci¹ niew gwiezdnej.   „Co znaczy, ¿e.”– ¯e musicie stosowaæ wzmacniacz.Wystarczy, ¿e go zniszczê i bêdê wolny.   „Zgadza siê.Tylko, ¿e nigdy sam nie znajdziesz przekaŸnika.Czy¿byœnaprawdê nie zna³ naszych mo¿liwoœci miniaturyzacji?”– Znam i w³aœnie dlatego wiem, gdzie go umieœciliœcie.A wiec zostawicie miwoln¹ rêkê?   „Blefujesz, Bron.Nie starczy ci ¿ycia.”   Palce Brona zacisnê³y siê na krzy¿u wisz¹cym na szyi.– Czy zostawicie mnie w spokoju?   „Ryzykujesz s¹d wojenny.Wiesz co ci grozi za niesubordynacjê?”– Doc.Naprawdê s¹dzisz, ¿e to mnie powstrzyma? Oblicz najpierw, jakie mamszansê do¿ycia do procesu.   Zapad³a d³uga cisza.   „Wygra³eœ.Bêdziemy ciê pilnowaæ, ale bez ingerowania.Podaj miwspó³rzêdne”.   Bron szybko odczyta³ wynik obliczeñ.– Mo¿ecie sprawdziæ, ale nigdy wynik nie bêdzie wskazywa³ na planetê Brick.Inie wysy³ajcie floty.Nie bêd¹ mieli z kim walczyæ, jak nadlec¹.   „Nie rozumiem.Przecie¿ nie zaatakujesz sam ca³ej floty”.– To nie przypadek, ¿e Tantal jest skazany na zniszczenie.   „Nie mogê siê na to zgodziæ, Bron.Bêdê dzia³a³”.– Róbcie, co chcecie.I tak nie starczy wam czasu.   Bron wróci³ do swoich obliczeñ, pytaj¹c niekiedy komputer nawigacyjny o danekosmograficzne.Nie zwraca³ uwagi na to, czy Jaycee zobaczy jego obliczenia,czy nie.Nic nie mo¿na by³o z nich zrozumieæ, jeœli nie zna³o siê jegozamiarów.   Jaycee wróci³a wkrótce na swoje miejsce.   „Nie wiem co powiedzia³eœ Docowi, ale wypad³ st¹d jakby go ktoœ goni³.I taknie wywiniesz siê z tego Co do mnie, to wiem jak ciê uspokoiæ.Nawet gdybymmia³a ciê zabiæ”.– Odczep siê, Jaycee.Doc nie mówi³ ci, ¿ebyœ mnie zostawi³a w spokoju?   „Oficjalnie kaza³ mi ciê zostawiæ.Nie zabroni³ mi jednak mówiæ”.– Wola³bym ju¿ przycisk kary od twoich wynurzeñ.   „Rozumiem ciê.Mia³eœ piekielne szczêœcie, ¿e zapomnia³eœ o mnie”.– Jakoœ trzeba by³o zrekompensowaæ moje przyk³adne ¿ycie.   „Gdybyœ pamiêta³ to, co ja, nigdy nie móg³byœ sobie pozwoliæ na takie¿arty.Nie ma s³owa na okreœlenie takich potworów jak ty”.   Odczeka³ na ostatnie dane z komputera i przeszed³ do zbrojowni.By³o ma³oprawdopodobne, ¿eby ktoœ z za³ogi zagl¹da³ tu w czasie lotu w podprzestrzeni,ale gdyby go jednak odkryto, to nie móg³ liczyæ na litoœæ.Jego myœli musia³yprzecisn¹æ siê przez kana³ transferu, bo us³ysza³ wyraŸnie zduszony oddechJaycee, kiedy wchodzi³ w ciemny korytarz.   Szed³ powoli, przyciœniêty do œciany.Mia³ nadzieje, ¿e drzwi pozosta³yotwarte.Nie przeliczy³ siê.Z pewnoœci¹ technicy nie mieli g³owy do takichrzeczy w czasie ewakuacji.   Kiedy upewni³ siê, ¿e mo¿e pracowaæ bez przeszkód, przyjrza³ siê uwa¿niejaparaturze.Zapalniki rakiet, mimo odwrócenia sprawia³y znajome wra¿enie.Jegopamiêæ przebija³a siê wolno przez blokadê w miarê rozpadania siê sztucznejpseudoosobowoœci.Sprawdzi³ pospiesznie stan magazynu.Znajdowa³y siê w nimcztery pociski typu Nemesis.¯aden z nich nie móg³ siê nawet porównywaæ dog³owicy, która zniszczy³a Onaris.   Le¿a³y w swoich ³o¿yskach, czekaj¹c jedynie na oficera, który by je po³¹czy³w ca³oœæ.Bron szybko przyst¹pi³ do pracy i natychmiast zorientowa³ siê, ¿ekiedyœ musia³ zostaæ przeszkolony w tym zakresie.   Najtrudniejsza czeœæ operacji polega³a na przes³aniu rakiet do wyrzutni.Wciszy lotu podprzestrzennego operacja ta musia³a obudziæ czujnoœæ za³ogi.Bronupewni³ siê, ¿e tor lotu i zapalniki zosta³y dobrze zaprogramowane.Sprawdzarównie¿ automaty odpalaj¹ce.Oczywiœcie ich dzia³anie mog³o zostaæ przerwane zmostku, ale mia³ nadzieje, ¿e zanim ktokolwiek siê zorientuje pociski bêd¹ ju¿daleko.   W³¹czy³ ka¿d¹ z rakiet i natychmiast uruchomi³ wszystkie czujniki alarmowe,które móg³ znaleŸæ.Wynik tej operacji przypomina³ doœæ wiernie totalny ica³kowity zamêt, o którym tak czêsto marzy³.Syreny i brzêczyki hucza³y pokorytarzach, a na wszystkich ekranach migota³y napisy, wzywaj¹ce za³ogê naswoje stanowiska.   Kiedy upewni³ siê, ¿e wszystkie pociski spoczê³y w wyrzutniach wróci³ dosali nawigacyjnej.   Zaraz potem wpadli tam dwaj Niszczyciele.Przyjrzeli mu siê podejrzliwie ipobiegli dalej.Po kilku sekundach zapad³a cisza.Bron zaj¹³ siê przegl¹daniemmap z anielsk¹ min¹, podczas gdy Jaycee umila³a mu ¿ycie przekleñstwami iwyzwiskami.Spokój trwa³ krótko.Niszczyciele szybko wyci¹gnêli wnioski.   Szef ekipy by³ wielki, arogancki i na tyle m³ody, ¿eby jego mongolskabrzydota mog³a uchodziæ za oryginaln¹ urodê.Rysy jego podw³adnychodzwierciedla³y pomieszanie ras ¿yj¹cych na planetach Niszczycieli.– Pieprzony wariacie.Nie pos³ucha³eœ ostrze¿enia Daiquista.Musia³eœ udawaæbohatera.Jeden ruch szefa i wszyscy skierowali lufy na Brona.– Ty zafajdany chrzeœcijaninie z Onaris.Odp³acimy ci z³em za z³o.Chcezobaczyæ, jak bêdziesz siê modli³.   „Z przyjemnoœci¹ siê temu przyjrzê” - zauwa¿y³a z podnieceniem Jaycee.„Mamjakby wra¿enie, ¿e ci mili ch³opcy pragn¹ pokazaæ ci w³asn¹ wizje Chaosu.K³opot z tob¹ polega na tym, ¿e nigdy nie wiesz, kiedy nale¿y siê zatrzymaæ”.– No, módl siê!   Bron nie mia³ najmniejszej szansy unikn¹æ ciosu.Dosta³ prosto w twarz iupad³.Natychmiast potem buty, wzmocnione blach¹, wbi³y mu siê w ¿ebra,przekonuj¹c go, ¿e najmniej bolesna by³a postawa pionowa.– Bêdziesz siê teraz modli³? B³agaj mnie, Synkretysto.Twoje ¿ycie jest w moichrêkach, Daiquist powiedzia³, ¿eby strzelaæ przy najmniejszym podejrzeniu.Alenie s¹dzê, ¿eby mia³ za z³e, ¿e ciê skopa³em na œmieræ.   „Nadstaw mu drugi policzek, Bron [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl