do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pamiętam, pamiętam.Natomiast nie pamiętam, żebyś dawniej lubiła rywalizować.- To nowo nabyta cecha.- Posłała mu spojrzenie z ukosa.- Nie podoba ci się?- Czy moje zdanie cokolwiek zmieni?- Nie.- Roześmiała się, widząc zaskoczenie malujące się na jego twarzy.Widać było, że nie spodziewał się tak szczerej odpowiedzi.- Zatem przestałaś oglądać się na innych i zaczęłaś żyć po swojemu? - spytał.Już to mówiła, ale z jakiegoś powodu chciał to usłyszeć jeszcze raz.- Tak.- Wyprzedziła go.- No chodź, Seaver.Strasznie się guzdrzesz.Już ci brakuje tchu?Przyśpieszył kroku.Po kilku minutach intensywnego marszu zwolnił jednak tempo.- Nie ścigajmy się.Ogłośmy remis.Wzruszyła ramionami.- Jak chcesz.- Nawet nie była zdyszana.Kręcąc ze śmiechem głową, podniósł z ziemi płaski kamyk i rzucił go do wody.Kamyk dwukrotnie odbił się od powierzchni, zanim opadł na dno.Claire również podniosła kamyk, również go rzuciła, ale jej kamyk opadł natychmiast.Zmarszczyła czoło.- Jak to zrobiłeś? - spytała.- Tajemnica tkwi w ruchu nadgarstka.- Rzuć jeszcze raz.Tym razem kamyk odbił się trzykrotnie, zanim zniknął pod powierzchnią wody.Druga próba Claire zakończyła się takim samym niepowodzeniem jak jej pierwszy rzut.Claire mruknęła coś gniewnie pod nosem.Tak, zdecydowanie miała w sobie nieobecną dawniej żyłkę współzawodnictwa.- Nie wystarczy rzucić - wyjaśnił Ethan.- To nie piłka baseballowa.Trzeba celować w horyzont.- Stanął z tyłu, ujął ją za rękę i delikatnie poruszył nią kilka razy.- O tak.Widzisz? Ruch jest bardziej płaski.Jakbyś rzucała frisbee.- Bardziej płaski.Rozumiem.Przez chwilę jej targane wiatrem włosy łaskotały go po twarzy.Poczuł zapach jej perfum.Identycznych, jak dawniej.Pamiętał, jak wcierała je sobie za uszy, w wewnętrzną stronę nadgarstków, w dekolt.Kiedy odwróciła głowę, puścił jej rękę i odsunął się.- No, spróbuj jeszcze raz.Rzuciła ponownie, stosując się do jego rad.Kamyk trzykrotnie odbił się od powierzchni wody.- Widziałeś? Udało mi się! Udało! - Podskoczyła radośnie i w geście zwycięstwa uniosła zaciśniętą pięść.Była bardzo z siebie zadowolona.I wyglądała przy tym piekielnie kusząco.- Szczęście początkującego - oznajmił żartobliwie Ethan.Zmrużywszy oczy, schyliła się po kolejny kamyk.Ten rzut był trochę gorszy, ale kamyk nie poszedł od razu na dno: odbił się dwa razy.Claire oparła ręce na biodrach.- No i co?- Zawsze byłaś zdolną uczennicą.- A ty zdolnym nauczycielem.Lekko speszona, odwróciła wzrok.Czyżby, przemknęło mu przez myśl, miała w pamięci noc, kiedy po raz pierwszy się kochali? Wówczas on też był nauczycielem, a ona chętną i bardzo pojętną uczennicą.- Ruszajmy w drogę - rzekł.Wsunąwszy ręce do kieszeni puchowej kamizelki, skinęła głową.Szybkim marszem, który uniemożliwiał prowadzenie normalnej rozmowy, a zatem i narzekanie na ostry, zacinający wiatr, przeszli ze dwa kilometry.- Co masz w planach teraz, jak jesteś bezrobotna? - spytał Ethan, przerywając ciszę.- Zastanawiałam się nad tym.- Zwolniwszy kroku, kopnęła leżący na ścieżce patyk wyrzucony przez fale.- I prawdę mówiąc, nie wiem.- Na szczęście możesz się zastanawiać, ile chcesz.Nie musisz pracować.- Musieć nie muszę.Brak pensji nie sprawi, że stanę się bezdomna lub zacznę przymierać głodem.Ale bez pracy.- Poczujesz się niespełniona? Przystanęła i przyjrzała mu się uważnie.- Tak, niespełniona.Chcę robić coś sensownego, czuć się potrzebna, zostawić coś po sobie.Był mile zaskoczony jej odpowiedzią.- Nie myślałaś o filantropii?- Masz na myśli założenie fundacji albo coś w tym stylu?- Tak.Poza pieniędzmi masz mnóstwo znajomości i kontaktów.Mogłabyś zrobić wiele dobrego.Podjęła wędrówkę.- Nie przyszło mi to do głowy, ale masz rację.Tak wiele osób potrzebuje pomocy.- Kiedy byłem mały, dobrzy ludzie z opieki społecznej pomogli nam, kiedy moja mama zaniemogła.Ale pomoc rządowa czy stanowa nie na wszystko wystarcza.Potrzebne są prywatne pieniądze.Chciałbym w przyszłości założyć fundację.Na razie jeszcze nie mogę.Claire uśmiechnęła się.- Dziękuję.- Za co?- Jesteś jedną z niewielu osób, które traktują mnie poważnie.Zamilkł, nie bardzo wiedząc, jak zareagować.Po chwili wyciągnął rękę.- Coś ci pokażę.Sądziła, że chodzi mu o widoczny z brzegu wrak statku.Ale Ethan tylko zerknął na pordzewiały, obmywany przez fale kadłub, i skręcił w głąb lądu.- Tędy.Ciekawa była, dokąd ją prowadzi.Od dotyku jego dłoni jej ciało przenikał żar.O nic nie pytała.Szła posłusznie.Po kilku minutach dotarli na miejsce.- O Boże.- szepnęła oczarowana.Przez moment miała ochotę paść na kolana.Ze wszystkich stron otaczały ich potężne drzewa iglaste.Ethan wyszczerzy zęby w uśmiechu.- Identycznie zareagowałem, kiedy pierwszy raz tu trafiłem.- Co to za drzewa? - Przechyliwszy w bok głowę, zagwizdała cicho.- Żywotnik zachodni, rodzaj tui - odparł i puściwszy Claire, zatoczył ręką szeroki łuk.- To Dolina Olbrzymów.- Nic dziwnego.- Podeszła do jednego z kolosów i oparła się o pień.- Ciekawe, ile to drzewo ma lat?Wzruszył ramionami.- Nie jestem znawcą, ale czytałem, że niektóre podobno liczą ponad pięćset [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl