do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mali siedziała przy niej tak często, jak tylko mogła, i trzymała ją za rękę, z której pozostała już tylko skóra i kości.- Nie umieraj, babciu - szeptała, głaszcząc staruszkę po policzku.- Nie zostawiaj mnie samej! Tak cię potrzebuję!Staruszka patrzyła na nią spod półotwartych powiek swymi wyblakłymi oczami.- Odtąd będziesz sobie musiała już radzić sama, moja Mali - wyszeptała któregoś wieczoru tak cicho, że Mali musiała pochylić się nad nią, by usłyszeć, co mówi.- I poradzisz sobie, bo masz Małego Siverta! Masz dla kogo żyć.Strzeż się tylko, by nikt się nigdy nie dowiedział prawdy.Nigdy! Bo wtedy tu, w Stornes, rozpętałoby się piekło.W każdym człowieku tkwi dobro i zło, Mali.Boję się, że gdyby Johan dowiedział się prawdy o twoim synu, ogarnęłaby go nienawiść i chęć zemsty.Uważaj więc na siebie i na chłopca.Niech Bóg ma was oboje w swojej opiece.Położyła swoje wychudzone, wykręcone reumatyzmem dłonie na piersi i wyjęła krzyż, który zawsze nosiła na szyi.- Weź ten krzyż, dziecino - rzekła cicho.- Chcę, żebyś go ode mnie przyjęła.Przyszło ci w życiu dźwigać ciężki krzyż, może ten mój trochę ci ulży.Może ześle ci pomoc i pociechę, gdy ja sama nie będę ci już mogła pomóc.Mali płakała, gdy babcia z wielkim wysiłkiem założyła jej na szyi piękną, starą ozdobę.Uparła się bowiem, że zrobi to osobiście, choć kosztowało ją to sporo siły, której już nie miała za wiele.Kiedy staruszka opadła z powrotem na poduszkę, na jej czole perlił się pot.Wyciągnęła drżącą rękę i chwyciła krzyż, który wisiał teraz na szyi Mali.- Niech Bóg się zmiłuje nad tobą, dziecino - wyszeptała bezgłośnie.Pewnego wieczoru, wraz z nadejściem łagodnej wiosny, wśród ptasich śpiewów, babcia zasnęła na wieki.W Stornes oznaczało to koniec pewnej epoki.ROZDZIAŁ 12Odprowadzili babcię na miejsce jej wiecznego spoczynku w słoneczny wiosenny dzień, gdy po długiej i ciężkiej zimie przyroda wreszcie obudziła się do życia.W kościele zgromadziło się dużo ludzi, więcej, niż się Mali spodziewała.Choć pogrążona w głębokim smutku, radowała się jednak, że tak wielu przyszło oddać ostatnią przysługę cieszącej się wielkim szacunkiem starej gospodyni ze Stornes, o której nikt nigdy nie powiedział złego słowa.Bo przecież nikogo nie sprowadziła tu ciekawość.Mali siedziała w pierwszej ławce obok Johana i teściów.Wzrok utkwiła w ołtarzu, tym samym, w który się wpatrywała w dniu ślubu.Poprzez zasłonę łez patrzyła na świętą rodzinę i myślała o tym, że wraz z Jo i Małym Sivertem powinni być razem, we troje.Tęsknota za Jo mieszała się z żalem po stracie babci, szlochała więc zrozpaczona.Johan uścisnął jej dłoń, ale ona ją cofnęła.Nie od niego pragnęła pociechy.Tęskniła za Jo, za jego miłością i wsparciem, jakim mógłby być dla niej i dla syna.Odrzuciła go, lękając się ludzkiego gadania i życia w niepewności, a może i w ubóstwie.Józef kochał Maryję, dlatego jej nie zawiódł, mimo że dziecko, którego oczekiwała, nie było jego.Cóż to za wielka miłość, myślała Mali.Jo także był zdolny do takiego uczucia, tylko że ja nie chciałam poświęcić wszystkiego, nie chciałam zrezygnować z dostatku.Chociaż prawdą jest, że myślałam także o bliskich, których bardzo bym skrzywdziła, gdybym odjechała z nim tamtego lata.Mali siedziała na twardej kościelnej ławce przytłoczona smutkiem po stracie babci i rozpaczą z powodu rozstania z Jo.Żal palił ją w żołądku niczym ogień, a łzy płynęły strumieniem po policzkach.Najchętniej położyłaby się na tej ławce i tak już została.Znów naszła ją myśl, prześladująca ją coraz częściej w bezsenne noce, że powinna odnaleźć Jo.Gdy jednak nastawał świt i nowy dzień, zabierała się do pracy i odsuwała od siebie te mrzonki.Bo w gruncie rzeczy Mali twardo stąpała po ziemi.Nie należała do tych, którzy poddają się rezygnacji, lecz mobilizowała się, przyjmując to, co nieuchronne.Taki już miała charakter.Umiała tęsknić i kochać, ale równocześnie potrafiła przetrwać w trudnych warunkach.Zupełnie jak wiklinowe witki, które sterczą sztywne i zmarznięte podczas mroźnej zimy, a gdy nadejdzie słońce i ciepło, wypuszczają listki.Ona też ożyła, kiedy spotkała Jo, i była pewna, że gdyby spotkali się ponownie, znów by rozkwitła.A jeśli go więcej nie zobaczy, będzie tu tkwiła naga, zmarznięta i pozbawiona kwiecia, ale przetrwa.Wytarła pośpiesznie oczy.Nie mogę myśleć o Jo tu, w domu Bożym, upomniała samą siebie.Przecież to, co z nim przeżyła, w oczach Pana było grzechem.Choć o tym dobrze wiedziała, nie potrafiła się zdobyć na żal.Sprawiało jej jedynie przykrość, że oszukuje godnych szacunku ludzi, udając, że syn Jo jest prawowitym dziedzicem Stornes.Ale przecież nawet babcia zaklinała ją, by nie próbowała tego zmienić.Mleko się już rozlało, mawiała staruszka, prosząc, by Mali nigdy nie zdradziła nikomu prawdy.Nie, nikt się nie dowie, myślała Mali.Jedyna osoba, która znała prawdę, leży w brązowej trumnie blisko ołtarza i weźmie tę tajemnicę ze sobą do grobu.Uchwyciła palcami krzyż, który otrzymała od babci tuż przed jej śmiercią.Żadna ozdoba nie zastąpi jej ukochanej staruszki, a mimo to czuła pociechę, trzymając ten krzyż w dłoni.Może rzeczywiście pomoże jej dźwigać brzemię grzechu, tak jak mówiła babcia?Otarła ręką mokre od łez policzki.Promienie wiosennego słońca wpadły ukosem przez wysokie kościelne okna i na czarnych nakryciach głowy i połyskujących łysinach zebranych na modlitwie wiernych zatańczyły jasne plamy.Mały promyk rozbłysnął w srebrnej obrączce, którą Mali dostała od Jo i nosiła na palcu lewej ręki.Pośpiesznie zakryła go prawą dłonią, ale jej ślubna obrączka nie błysnęła.Odejście babci spowodowało duże zmiany w Stornes.Nadeszła pora, by Beret i Sivert przeszli na dożywotnie utrzymanie.Mieli przeprowadzić się do osobnej części budynku zajmowanej zawsze przez dziadków, a zarządzanie dworu przekazać Johanowi i Mali.Przez całe lato trwały prace stolarskie, słychać było stukanie młotków, a w powietrzu unosił się zapach farby.Oprócz dwóch stolarzy we dworze przebywało wielu robotników sezonowych, którzy pomagali w pracach polowych.Mali zdawało się, że te dni nigdy się nie skończą.Miała dość bałaganu i przenoszenia mebli i sprzętów z miejsca na miejsce.Chyba tylko Mały Sivert doceniał to ożywienie wokół siebie.Kilka miesięcy wcześniej skończył roczek i był niezwykle ruchliwym brzdącem.Zaczął chodzić zaraz po swych pierwszych urodzinach, co podkreślali z dumą zarówno Johan, jak i Beret.- Rzadko kiedy chłopcy tak szybko zaczynają chodzić - mówiła Beret, wyciągając ręce, by złapać wnuka, który kroczył po podłodze, kołysząc się z nogi na nogę.- Ale ten malec jest pierwszy do wszystkiego.Będzie z niego kiedyś pracowity gospodarz.Tak.tu, we dworze, nie musimy się martwić o przyszłość.Mali Sivert kręcił się więc wszystkim pod nogami, wkładał ręce do wiadra z farbą i uciekał na swych krótkich, pulchnych nóżkach z młotkiem i obcęgami.Ale nikt nie potrafił się na niego gniewać, bo kiedy spojrzał swoimi szarozielonymi oczami ze złotymi cętkami na tęczówkach, promieniował radością.- Tak, tak - powiedział jeden ze stolarzy zrezygnowany, goniąc któregoś dnia małego złodziejaszka po podwórzu, żeby odebrać mu obcęgi.- Trzeba wcześnie zaczynać, jeśli się ma kiedyś przejąć zarządzanie takim dużym dworem.Będzie z ciebie znakomity gospodarz, mały łobuziaku!Mali chwyciła synka i podniosła go wysoko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl