[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gaigern położył drugą rękę na jej włosach i przytulił jej głowę do swojej piersi, wyglądającej z rozpiętej niebieskiej piżamy.Na ogół postępował z kobietami dość brutalnie i niegodziwie, lecz ta wywoływała w nim, diabli wiedzą dlaczego, wszystkie dobre instynkty.Wydawała mu się tak krucha, tak zagrożona i potrzebująca opieki, a tak silna jednocześnie! Rozumiał jej egzystencję, sam bowiem żył, balansując jakby na krawędzi przepaści.- Głupiutka - rzekł serdecznie - czyżbyś sądziła, że uwziąłem się na twoje perły?- Nie - skłamała Gruzińska, i obie te nieszczerości zbudowały wspólny most, na którym znów spotkać się mogli kochankowie - a zresztą, już ich nigdy nie będę nosiła - dodała z głębokim westchnieniem.- Nigdy więcej? Ale czemu?- Tego.tego nie zrozumiesz.To taki przesąd.Dawniej przynosiły mi szczęście, później nieszczęście, a teraz, gdy je przestałam nosić, znów mi przyniosły szczęście.- Naprawdę? - spytał w zamyśleniu, usiłując pokonać w sobie ucisk zakłopotania.Perły znajdowały się już ułożone porządnie w swoich małych łóżeczkach.“Żegnajcie, do widzenia” - pomyślał dziecinnie i zdecydowanym ruchem włożył ręce do kieszeni, gdzie zamiast zdobyczy znajdowały się tylko narzędzia złodziejskie.Było mu przy tym dziwnie dobrze na sercu, inaczej niż zazwyczaj, lekko i tak radośnie, że chciało mu się wykrzyczeć swoje zadowolenie na cały głos.Otworzył szeroko usta i wydał donośny okrzyk, pełen szczęścia.Gruzińska zaczęła się śmiać.Gaigern przebiegł przez pokój do niej i zdusił resztę tego okrzyku na jej ciele.Ustami, wzrokiem i uczuciem zapamiętał się w tej kobiecie, a ona schwyciła jego rękę i ucałowała ją z wdzięcznością, która była w części prawdziwa, a w części udana.- Tu krwawi! - mówiła z ustami przy rance.- Twoje wargi przypominają chrapki końskie - odparł Gaigern - takie mięciutkie, jak u źrebaczka czystej rasy.Ukląkł i objął jej nagie stopy o ścięgnach znaczących się tuż pod skórą.Gruzińska schyliła się ku niemu, a w tejże chwili zaterkotało na biurku: raz krótko, potem dłużej i znów krótko.- Telefon! - rzekła.- Telefon? - powtórzył.Gruzińska westchnęła ciężko.“Nic tu się nie da zrobić” - mówiła jej mina, gdy podniosła słuchawkę z takim wysiłkiem, jakby ważyła ze dwa centnary.Odezwała się Susette.- Już siódma - zameldowała głosem z lekka zachrypniętym po nocy.- Madame musi wstawać.Trzeba pakować.Czy można już podać herbatę? Jeżeli madame życzy sobie, abym ją masowała, to czas już najwyższy.Pan Pimenoff prosił, by madame zadzwoniła do niego, gdy tylko wstanie.Madame zastanawiała się chwilę.- Za dziesięć minut, Susette, albo nie, proszę przyjść z herbatą za kwadrans, a masaż skrócimy.Odłożywszy słuchawkę, nie zdjęła z niej ręki, a drugą wyciągnęła do Gaigerna, który huśtał się pośrodku pokoju na cienkich podeszwach swego bokserskiego obuwia.Podniosła zaraz znowu słuchawkę, i natychmiast odezwał się portier głosem służbowym i trzeźwym, choć noc całą spędził bezsennie, gdyż sprawa jego żony w klinice nie przedstawiała się pomyślnie.- Numer, proszę - rzekł urzędowo.- Wilhelm, siedem zero dziesięć.Z panem Pimenoffem!Pimenoff nie mieszkał w hotelu, lecz w drugorzędnym pensjonacie, założonym na czwartym piętrze domu w dzielnicy Charlottenburg przez rosyjską rodzinę emigrantów.Spano tam jeszcze, i Gruzińska, czekając, wyobraziła sobie Pimenoffa w odwiecznym szlafroku jedwabnym, spieszącego do telefonu; stopy miał wąskie i stawiał je trochę zanadto na zewnątrz, jak do piątej pozycji.Wreszcie odezwał się jego słaby, nerwowy głos starca.- Ach, Pimenoff, to ty? Dzień dobry, dobroje utro, mój drogi! Owszem, dziękuję, spałam dobrze, nie, weronalu nie wzięłam za wiele, tylko dwie pastylki.Dziękuję, wszystko all right, serce i głowa, i reszta.Co takiego? Co takiego? Co się stało? Michael ma wylew krwi w kolanie? Ależ mój drogi, dlaczegoś mi tego nie powiedział wczoraj? Przecież to straszne! To bardzo długotrwałe, wiemy przecież, jak długo to będzie trwać.Natychmiast depeszować do Czerenowa, słyszysz, zaraz, niech go zastąpi.Meyerheim musi to zrobić, gdzież on się podziewa? Zaraz do niego zatelefonuję.Za wcześnie? Wybacz, mój kochany, ale czemu dla nas nie jest za wcześnie, a dla pana Meyerheima
[ Pobierz całość w formacie PDF ]