do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stafford był roztargniony, wciąż myślał o tym, co powiedział Brice.Niebawem jednak Judy wciągnęła go do rozmowy.– Skoro odwiedzisz szkołę, musisz się przelecieć z nami balonem – powiedziała.– Balonem? Chyba żartujesz.– Wcale nie.Alan ma balon na gorące powietrze.Twierdzi, że pomaga mu w pracy.– Roześmiała się.– Ja natomiast uważam, że to tylko pretekst i głównie chodzi mu o rozrywkę.To wspaniała zabawa.Kapitalnie można obserwować zwierzęta.– Możecie nim sterować?– Nie za bardzo.Lecisz, gdzie cię wiatr poniesie, niczym puch.Alan uczenie rozprawia na temat ścinania wiatru oraz innych fachowych szczegółów.Twierdzi, że potrafi dolecieć niemal dokładnie tam, gdzie zaplanuje.Nie sądzę jednak, by miał nad nim aż taką kontrolę.– Co się stanie, jeśli zniesie was na jezioro?– Po prostu nie wylatujemy, kiedy wiatr wieje w tamtym kierunku.Gdyby się jednak zmienił, dryfujesz, dopóki nie dopłynie ścigacz, modląc się, by nie zjawiły się krokodyle.– Kusicie los – powiedział Stafford.– Ależ to naprawdę niewielkie ryzyko.Dotychczas nie zdarzyło się nic poza zwichnięciem nadgarstka.Alan zaraził się baloniarstwem od innego Alana – Alana Roota.Słyszałeś o nim?– Ten od dzikiej natury? Tak.Zdarzało mi się oglądać jego programy w telewizji.– Mieszka w pobliżu – powiedziała Judy.– Sporo filmuje ze swojego balonu.Przeleciał też nad Kilimandżaro.Baloniarstwo staje się tu coraz popularniejsze.Przy Keekorok w Masai Mara latają z turystami, nazywając to „balonowym safari”.Czas szybko płynął na miłej pogawędce.Stafford poznał więcej szczegółów na temat fundacji, ale nie aż tyle, ile by chciał.Było mu wręcz przykro, gdy około jedenastej Huntowie odjechali, zachęcając go do jak najszybszej wizyty.Po ich odjeździe Hardin i Nair podsumowali swoją wiedzę.Okazało się, że było tego co kot napłakał.– Słuchaj, Ben, wysyłam cię z powrotem do Anglii, żebyś zrobił coś, co zaniedbaliśmy – powiedział Stafford.– Tak czy owak za bardzo rzucasz się tutaj w oczy.Nairobi to małe miasto i zbyt łatwo mógłbyś zetknąć się z Gunnarssonem.– Taak.Chyba jestem twoją zakrytą kartą.Co mam zrobić w Anglii?– Przestudiujesz życie i czasy Jana-Willema Hendryxxa.Lepiej bym się czuł wiedząc, w jaki sposób doszedł do takiego majątku i dlaczego zapisał go fundacji Ol Njorowa.Znajdź jakiś związek z Kenią, Ben.Powęsz też trochę na Jersey, póki nie ma Farrara.Stary musiał przecież z kimś rozmawiać przez te siedem lat.– Kiedy mam wyjechać?– Jutro.– Stafford zwrócił się do Naira.– Chciałbym dowiedzieć się więcej na temat fundacji.Czy mógłbyś coś wygrzebać?– Nie powinno być z tym problemu.– A więc jutro, zaraz po śniadaniu, wyruszamy do Nairobi.10Do Nairobi dotarli następnego dnia, tuż po jedenastej.Kiedy Nair zaparkował przed „Norfolkiem”, Stafford zauważył Curtisa, popijającego piwo w barze „Delamere”.– Powiedz sierżantowi – zwrócił się do Hardina – że chcę z nim teraz porozmawiać w moim pokoju.– W porządku – odparł Hardin.– Poszukam Chipa – oznajmił Nair.Stafford skinął głową i wysiadł z samochodu.Udał się do baru, by kupić papierosy, a następnie poszedł do swojego pokoju, gdzie czekali już na niego Curtis i Hardin.Spojrzał na Curtisa i rzekł:– Gdzie jest Gunnarsson?– W „Hiltonie”.Chip go pilnuje.– Chip go pilnuje – powtórzył Stafford.– W porządku, sierżancie.Kim właściwie są Chip i Nair?– Już panu mówiłem – wydawał się urażony.– Nie odstawiaj mi tutaj starego wojaka – powiedział Stafford.– Lepszych od ciebie rozliczałem za milczące zuchwalstwo.O niczym mi nie mówiłeś.Wyduś to z siebie.Chcę wiedzieć, czy mogę im ufać.Chcę wiedzieć, czy mnie sprzedadzą, jeśli Gunnarsson zaproponuje wyższą cenę.A w ogóle, to ile im płacisz?– Nic – odparł Curtis.– To przysługa.Przez chwilę Stafford spoglądał na niego w milczeniu.– Tego już za wiele – rzekł wreszcie.– Teraz musisz mi powiedzieć.– Też jestem zaskoczony – wtrącił Hardin.– W porządku – westchnął Curtis.– Ale nie chcę, żeby ktoś miał przez to kłopoty.Żadnych nazwisk, żadnych ćwiczeń karnych, rozumiecie? Mówiłem już pułkownikowi, że byłem w Kenii wcześniej, ale nie jeden raz.Spędziłem tu urlop w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim.Pułkownik wie, jak się coś takiego załatwia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl