do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I nie zw³Ã³czcie zanadto, bo rych³o œwi¹tyniêzamykamy.Karze³ wysup³a³ ¿¹dan¹ kwotê i wpuszczono ich na dziedziniec, gdzie bi³o Ÿród³ocudownej wody.- Dziwny jakiœ obyczaj - zauwa¿y³a ksiê¿niczka, roz­gl¹daj¹c siê pokru¿gankach.- Nawet w przybytku Zird Zekruna nie œci¹gaj¹ z p¹tników daniny.- Mo¿e w ¯alnikach kap³ani mniej chciwi - zachicho­ta³ karze³.- Ale w Spichrzyto oni pazerni, ¿e nie daj bóg.Szczególnie w œwi¹teczny czas, kiedy mnogi ludsiê garnie do modlitwy przed zwierciad³ami.Có¿, kupieckie miasto, trudno, ¿ebysiê w œwi¹tyni przekupnie nie krzewili.- Bardzom tych zwierciade³ ciekawa - oznajmi³a Szarka.- A i do zmierzchuniewiele czasu zosta³o, tedy po­spieszmy siê, póki nas st¹d na zbity pysk niewygnaj¹.Schody na szczyt wie¿y okaza³y siê ciemne i niewygod­ne, szczególnie ¿ewiêkszoœæ p¹tników zbiera³a siê do odej­œcia i przysz³o im mijaæ siê na w¹skichstopniach ze scho­dz¹cymi.Œmierdzia³o wilgoci¹ i pleœni¹, niczym w WiedŸ-miejWie¿y ksiêcia Evorintha.Zarzyczka nie potrafi³a uwierzyæ, ¿e tak wygl¹daœwi¹tynia jednego z najbardziej czczonych bogów Krain Wewnêtrznego Morza.- Nie myœlcie sobie - zaœmia³ siê karze³, kiedy zwie­rzy³a mu siê z zadziwienia- ¿e kap³ani têdy chadzaj¹.Oni, œcierwa, maj¹ poœrodku wie¿y takie ustrojstwo,jak­by kube³ wielki, co siê na bloczkach i linach do góry pod­ci¹ga.Bardzozmyœlne, a ¿e siê czasem kube³ przy robocie urwie, to te¿ niewielka strata, bokap³añstwa od tego za bardzo nie ubywa.Gadaj¹ zreszt¹, ¿e siê niedawno tamachina zepsu³a, kiedy œwiêtej pamiêci poprzednik Krawêska do przybytku jecha³- zarechota³ nieprzyjemnie.- Ponoæ i nie bez udzia³u samego Krawêska owonieszczê­œcie na nas spad³o.ale tyle wiadomo, ¿e kap³an pospó³kiem zes³ugami obróci³ siê w wielk¹ krwaw¹ kiszkê.W ka¿dym razie, w¹skie schodytrzyma siê tylko dla pospól­stwa.S¹ pono jeszcze jedne, marmurowe, i chadzanimi sam ksi¹¿ê pan, tako¿ za bardzo nie dowierzaj¹c kap³añ­skim sztuczkom zlinami i bloczkami.A wedle pleœni i za­duchu, to tak dumam, umyœlili sobiekap³ani, ¿e trza p¹t­ników naprzód umordowaæ.Bo jak siê wreszcie który na górêwdrapie, umorusany, spocony i zadyszany, to go od tamtejszych wspania³oœcijeszcze wiêksze zdumienie chwyci.Ja tam nie wiem, mnie jeno kurcz w ³ydcechwy­ta, a od tego do zachwytu d³uga droga.U szczytu schodów smuga ostrego œwiat³a niemal oœle­pi³a Zarzyczkê.Poskrêcany,przypominaj¹cy muszlê po­rtal prowadzi³ wprost do korytarza wy³o¿onegoszeregami kryszta³owych luster.By³o przeraŸliwie jasno.To z wnê­trzazwierciade³, pomyœla³a z przestrachem, mru¿¹c oczy, które nagle poczê³y ³zawiæi piec.Blask bije z wnêtrza zwierciade³.- Nie chcê tam iœæ - sprzeciwi³a siê wiedŸma.- Nie powinniœmy tam wchodziæ,wcale nie.- Teraz? - rudow³osa Szarka odwróci³a siê, chwyci³a j¹ za ramiona i potrz¹snê³aze z³oœci¹.- Teraz mi to mó­wisz?- Nie lêkajcie¿ siê - uspokajaj¹co powiedzia³ karze³.- Umyœlnie kap³ani wiod¹ludzi na wie¿ê mrocznymi scho­dami, aby ich potem zrazu zwierciad³a pomiesza³yi z panta³yku zbi³y.Ale to jest jeno sztuczka i byle alchemik po­dobne lustrapostroi.Prawda, ksiê¿niczko?- Lustra tak - odpar³a powoli Zarzyczka.- Choæ ani równie wielkie, ani takprzejrzyste.Ale sk¹d ten blask bi­je, tego powiedzieæ nie potrafiê.- Tedy siê zaraz dowiemy.- Szarka wysz³a z konchy portalu.Jej kroki zadŸwiêcza³y szybko, kiedy podesz³a do pier­wszego z luster.Wyci¹gnê³a rêkê i dotknê³a g³adkiej po­wierzchni, zaœ Zarzyczce wyda³o siê, ¿ezwierciad³o pocie­mnia³o nieznacznie i zmêtnia³o.Jadzio³ek zasycza³ wœciekle.- Ciekawe - powiedzia³a cierpko rudow³osa.- Ciekawe, gdzie siê podziali kap³ani - karze³ donoœ­nie poci¹gn¹³ nosem.-Zawdy siê ich tu ca³a gromada krêci, a dzisiaj, kiedy w mieœcie œwiêto, ap¹tników pe³no, ani widu, ani s³ychu.Coœ nie bardzo mi siê to widzi.- Nie roz³¹czajcie siê - Szarka nie odrywa³a wzroku od zwierciad³a, a Jadzio³ekna jej ramieniu przestêpowa³ niespokojnie z nogi na nogê.- S³yszysz, wiedŸmo?Ani kroku samopas i trzymajcie siê zaraz za mn¹.I cokolwiek siê bêdzie dzia³o,cokolwiek, powtarzam, nie dotykajcie tych luster.Ksiê¿niczka poczu³a, jak chropowata, ciep³a rêka wie­dŸmy zaciska siê kurczowona jej palcach.Przecie¿ to tyl­ko œwi¹tynia, pomyœla³a.Przecie¿ dzieñ w dzieñtyle luda têdy siê przewija, co przez pomniejszy jarmark.Po co te­dy testrachy i skradania? A potem przypomnia³a sobie taniec Nur Nemruta,- S³usznie - przytakn¹³ karze³.- Pono tu wczoraj ja­kaœ babina objawieniemia³a.- I co? - wiedŸma popatrzy³a na niego wielkimi, nie­bieskimi oczyma.- A to - dobitnie rzek³ Szyd³o - ¿e Nur Nemrut do­szczêtnie dech z niejwytrz¹s³.I ja tak sobie myœlê - po-skroba³ siê po g³owie - piêkna rzeczwyrocznia i wszelkie­mu cz³ekowi bardzo przydatna.Ale ja siê bynajmniej dlapospólnego po¿ytku na nêdzn¹ œmieræ nie ska¿ê.I wam te¿ nie radzê.- Dok¹d wiedzie ten korytarz? - spyta³a Szarka.- A sk¹d mnie wiedzieæ? - zaœmia³ siê nizio³ek.- Ja cz³ek prosty, ma³opobo¿ny.Ale gadaj¹, ¿e gdzieœ poœrod­ku wie¿y Nur Nemrut œni, tedy chodŸmy siêmu pok³oniæ, jako chcieliœcie.Rudow³osa przygryz³a wargê, ale nic nie powiedzia³a.Z wolna ruszy³a szpaleremzwierciade³.Przypomina³a Zarzyczce sprê¿onego do skoku p³owego kota, jednego ztych, które skalmierscy panowie hodowali w dworskich zwie­rzyñcach.Jej odbicie rozpryskiwa³o siê w lustrach na tuziny drobnych od³amków.Kilka kroków od portalu korytarz rozga³êzia³ siê w wie­le odnóg.Skrêcili wprawo, a potem jeszcze raz.Coœ jest nie tak, pomyœla³a ksiê¿niczka.Czu³a, ¿eprzejœcie wznosi siê nieznacznie, lecz po chwili nie potrafi³a ju¿ odgadn¹æ, wktórym kierunku id¹ ani sk¹d przyszli.Niemal prze­oczy³a szparê, któraznienacka otworzy³a siê z lewa po­miêdzy taflami.A póŸniej spostrzeg³a, ¿etakich szczelin jest znacznie wiêcej, tylko niemal nie sposób je wypatrzyæwœród wszechobecnych refleksów i odbiæ.Wszêdzie by³o bardzo cicho.Jedynie podkute buty Szarki podzwania³y lekko.- A gadaj¹, ¿e wszystkie drogi prowadz¹ do Nur Nemruta - zaœmia³ siê piskliwiekarze³.- Zgubimy siê - p³aczliwie oznajmi³a wiedŸma.- Na zawsze siê zgubimy.Bêdziemy³aziæ po wie¿y, póki nie os³abniemy z g³odu, a potem przyjd¹ po nas stworzeniazwierciade³.S³ysza³am w opactwie Ja³mu¿nika, ¿e tym sposobem Nur Nemrutniejednego grzesznika umorzy³.- Pomnê, ¿e pó³ tuzina lat temu - o¿ywi³ siê nizio³ek -znalaz³o siê paruœmia³ków, co postanowili wynieœæ skar­by z wie¿y Œni¹cego.By³o o tym swegoczasu g³oœno po gospodach.Ciemn¹ nock¹ zakradli siê do wie¿y, a trzeba wamwiedzieæ, ¿e Servenedyjki nawet za bardzo nie pil­nuj¹ wejœcia, boæ wiadomo, ¿esiê bóstwo samo potrafi ob­roniæ.No, weszli do œrodka, a potem s³uch o nichzagin¹³.Dobry miesi¹c przeszed³, nim ich kap³ani przypadkiem odnaleŸli [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl