do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokó³ domu ros³y chaszcze.Szyby wyrwano wraz z oknami.Przedarliœmy siê przezkrzaki.Drzwi tak¿e ktoœ „zagospodarowa³".Weszliœmy do sieni.A potem dopierwszego pokoju na lewo.– Niespodzianka – westchn¹³ szef.– Ktoœ tu by³ przed nami – zauwa¿y³ Michai³.Istotnie w œcianach zia³y wielkiedziury.Piece zosta³y rozbite w drobny mak.Rozejrza³em siê uwa¿nie.– Chyba zosta³y nam tylko belki stropowe – mrukn¹³em wyj­muj¹c wykrywacz.Sprawdzi³em.Belki by³y czyste.Zeszliœmy do piwnicy.Wygl¹da³a ciekawiej.Wprawdzie w ziemi wykopano dziesi¹tki dziur, ale œciany by³y mniejpodziurawione ni¿ na piêtrze.Przez dziury w suficie wpa­da³o sporo œwiat³a.Wzi¹³em echosondê, a Michai³ wykrywacz i ruszyliœmy do ataku.– Pusto – zauwa¿y³em koñcz¹c badanie.– Mój wykrywacz te¿ niczego nie sygnalizuje.W tym momencie zaskrzypia³y schody.Odwróciliœmy siê gwa³tow­nie.W rêceMichai³a pojawi³ siê pistolet.Na schodach sta³a starusz­ka.Musia³a mieæ chybaz dziewiêædziesi¹t lat, ale jej oczy patrzy³y niezwykle bystro.Otaksowa³a nasspojrzeniem, a potem utkwi³a wzrok w naszym przyjacielu.– Jesteœ szlachcicem – powiedzia³a spokojnie.– ChodŸcie st¹d.Tu ju¿ nic nieznajdziecie.Ruszyliœmy za ni¹ pos³usznie.Jak siê okaza³o, mieszka³a w s¹siedniej cha³upcezbudowanej ju¿ po rewolucji z raczej przypadkowych materia­³Ã³w budowlanych.Siedliœmy przy stole, nastawi³a samowar.– Przybyliœcie szukaæ skarbów cara-batiuszki? – zapyta³a.Michai³ powa¿nieskin¹³ g³ow¹.– Chcemy odnaleŸæ Rubinow¹ Tiarê.– Coœ podobnego? – zdziwi³a siê babcia.– Widzia³am j¹.Na twarzy Michai³aodmalowa³o siê zdumienie.– Gdzie?– W cerkwi.W Wigiliê 1918 roku.Caryca mia³a j¹ we w³osach.Car mia³naramienniki przy mundurze, chocia¿ zabroniono ich no­szenia.Nastêpca tronumia³ Krzy¿ Œwiêtego Jerzego przy marynar­skim ubranku.By³o ze czterdzieœcistopni mrozu.Narzucili na siebie futra.Sta³am o dwa metry od carycy –popatrzy³a na nas triumfal­nie.– To by³y piêkne czasy – powiedzia³a.– Innyœwiat, choæ ju¿ odchodzi³ w niebyt.Mia³am dziewiêæ lat, a nadal pamiêtam.PóŸniej zacz¹³ siê terror.– Kto tam szuka³? – zapyta³em ³agodnie.– Ró¿ni szukali.Zaraz w 1918 roku zamêczyli hrabiego Hendriksa.Nic niepowiedzia³, mimo ¿e na jego oczach torturowali jego rodzinê.Myœlê, ¿e niewiedzia³, gdzie s¹ ukryte klejnoty.Gdyby wiedzia³, powie­dzia³by.Zabili ichwszystkich, a potem przetrz¹snêli dom.Oderwali bo­azerie, kuli w posadzkach,rozebrali schody.Potem oddali dom swojemu konfidentowi.Szuka³, a jak¿e.Nocami s³yszeliœmy, jak szura³ meblami i ku³ w œcianach.Rozstrzelali go wczasie czystki oskar¿ywszy o rabunek carskich klejnotów.Ma³o oryginalne,zamknêli za to pó³ miasta.Potem mieszkali tu ró¿ni ludzie.W 1991 rokuwyprowadzili siê ostatni lokato­rzy.Wtedy zaczêto otwieraæ archiwa.Przyjecha³a tu speckomisja z Moskwy.Znowu pruli œciany i kuli m³otamipneumatycznymi.Gdy oni siê wynieœli nasta³ czas indywidualnych poszukiwaczy.Nie ma miesi¹ca, ¿eby kogoœ nie przynios³o.Ale wy jesteœcie inni.– Inni? – zdziwi³em siê.– Szlachecka krew – wskaza³a d³oni¹ Michai³a.– Pod³u¿na symetryczna twarzinteligentnego cz³owieka.Inna karnacja.Michai³ uœmiechn¹³ siê lekko.– Mam znajomego genetyka, który uwa¿a, ¿e spisy szlachty to w rzeczywistoœciksiêgi rodowodowe.Celem nadrzêdnym jest oczysz­czenie krwi poprzez selektywneskrzy¿owanie.– W twoim przypadku uda³o im siê bez pud³a – uœmiechnê³a siê staruszka.– Odrazu widaæ, ¿e nale¿ysz do tych lepszych.Mo¿na zapytaæ o nazwisko.– Michai³ Derekowicz Tomatow.– Michai³ Derekowicz – powtórzy³a.– A po matce?– Bo³dyrew-Gagarin.Uœmiechnê³a siê do swoich wspomnieñ.– Tak, ksi¹¿êta Gagarinowie.Narobili biednemu Jurijowi k³opo­tów.Rodzinnepodobieñstwo.Dlatego go wykoñczyli.– Kto? Kogo? – nie rozumia³em.– KGB biednego Jurija Gagarina – wyjaœni³a.– Tego, który pole­cia³ w kosmos.Du¿o o tym mówili, ¿e trzeba by³o wys³aæ ch³opa albo robotnika, a oni tymczasemwbrew interesom klasowym – westchnê³a – wys³ali ksiêcia.Jakby wiedzieli, ¿ech³op ani robotnik nie s¹ zdolni zdobywaæ kosmosu.Ch³opi i robotnicy s¹oczywiœcie odwa¿ni, ale braku­je im pogardy œmierci charakterystycznej dla klaswy¿szych.– To niezupe³nie tak – zaprotestowa³ nieœmia³o Michai³.– Poza tym ksi¹¿êta Gagarinowie byli ludŸmi g³êboko religijny­mi.Ufundowaliwiele cerkwi i soborów.Jurij Gagarin musia³ wierzyæ w Boga.Wierzy³, ¿e Bóg gopoprowadzi przez kosmos.Bez tej wiary umar³by ze strachu przed startem.Cieszêsiê, ¿e ciê spotka³am, m³o­dy cz³owieku, bo przynajmniej przed œmierci¹ dowiemsiê prawdy.No i jak to by³o? – dziobnê³a Michai³a w pierœ palcem.– By³wa­szym krewnym czy nie? Mo¿esz mi œmia³o powiedzieæ.Ja ju¿ nied³u­go umrê.Nie powiem.Nikomu.Michai³ przez chwilê waha³ siê.– By³ – powiedzia³ cicho.– Po wybuchu rewolucji jego ojciec nie zdo³a³ uciecza granicê.Ukry³ siê na wsi.Przez czterdzieœci lat chodzi³ na bosaka i pali³tytoñ najgorszego gatunku.Ukrywa³ swoje pochodzenie tak doskonale, ¿e NKWDnigdy nie wpad³o na jego trop.Za ¿onê wzi¹³ sobie prost¹ kobietê ze wsi.Nawetona nie wiedzia³a.Powiedzia³ tylko synom.Staruszka uœmiechnê³a siê.– Czu³am to – powiedzia³a.– Odkryli to i zabili go, wysadzili w powietrze wtym samolocie.Poszukajcie klejnotów w klasztorze.– W jakim klasztorze? – zdziwi³ siê Michai³.– Za miastem.Dwadzieœcia kilometrów z biegiem Tobo³u [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl