[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób Bonner zag³êbi³ siê na jakieœdziesiêæ metrów w wilgotny, ciemny las, po czym skrêci³ w lewo, równolegle dostrumieni œwiat³a wyrzucanych przez reflektory jego samochodu.Natrafiwszy naszeroki pieñ drzewa wyprostowa³ siê i stan¹³ tak, by dostrzec sylwetkê ka¿dego,kto znalaz³by siê miêdzy drzewem a oœwietlon¹ drog¹.Dziêki temu zobaczyprzeciwnika, podczas gdy tamten nie bêdzie mia³ ¿adnych szans na to, by godostrzec.Czekaj¹c bez ruchu, przytulony do chropawej kory, myœla³ o tym, jak czêstostosowa³ identyczn¹ taktykê.Ró¿nica polega³a na tym, ¿e wówczas wykorzystywa³blask wschodz¹cego s³oñca lub wisz¹cego nisko ksiê¿yca.By³ dobry w swoim fachu.Zna³ prawa obowi¹zuj¹ce w d¿ungli.Co mog³y o tym wiedzieæ bobry?Wreszcie mê¿czyzna pojawi³ siê w jego polu widzenia.Szed³ niepewnie,przepychaj¹c siê miêdzy ga³êziami, ze wzrokiem skierowanym na drogê iuniesionym pistoletem, gotowym do oddania strza³u.Powinien min¹æ Bonnera w odleg³oœci mniej wiêcej piêciu metrów.Paul wybra³ odpowiednie miejsce do ataku i czeka³ na dogodn¹ okazjê.Bêdziemusia³ na sekundê lub dwie odwróciæ uwagê obcego, tak by tamten zatrzyma³ siêdok³adnie tam, gdzie powinien.Schyli³ siê, po omacku znalaz³ jakiœ kamieñ,podniós³ go i zamar³ w oczekiwaniu, licz¹c kroki przeciwnika.Kiedy nadesz³a odpowiednia chwila, cisn¹³ kamieniem w kierunku samochodu,trafiaj¹c w maskê.Odg³os uderzenia sprawi³, ¿e mê¿czyzna przypad³instynktownie do ziemi, po czym odda³ jeden za drugim piêæ strza³Ã³w w kierunkunieruchomego pojazdu.Bonner dopad³ go w chwili, kiedy przebrzmia³o pi¹tepykniêcie.Chwyci³ mê¿czyznê za w³osy i praw¹ rêkê, jednoczeœnie z ca³ej si³y uderzaj¹c gokolanem w ¿ebra.Rozleg³ siê trzask ³amanej koœci i bolesny okrzyk.Pistoletupad³ na ziemiê, a po czaszce unieruchomionego cz³owieka zaczê³y sp³ywaæstrumyki krwi.Paul wyrwa³ mu czêœæ w³osów wraz ze skór¹.Akcja trwa³a nie d³u¿ej ni¿ dziesiêæ sekund.Mê¿czyzna by³ sparali¿owany bólem, ale tak jak chcia³ tego Bonner, nie straci³przytomnoœci.Major wyci¹gn¹³ go z lasu, wrzuci³ na przednie siedzeniesamochodu, po czym wskoczy³ za kierownicê i nabieraj¹c ostro prêdkoœci ruszy³ wkierunku domu Trevayne'a.Nieznajomy szlocha³, jêcza³ i b³aga³ o litoœæ.Bonner pamiêta³, ¿e od podjazdu przed g³Ã³wnym budynkiem odchodzi krótkieodga³êzienie prowadz¹ce do obszernego gara¿u na cztery samochody, stoj¹cego zlewej strony domu.Skrêci³ tam i wprowadzi³ wóz do otwartego, pustego gara¿u,nie zwa¿aj¹c na jêki le¿¹cego bezw³adnie na siedzeniu cz³owieka.Wy³¹czywszysilnik, chwyci³ mê¿czyznê jedn¹ rêk¹ za kark, po czym r¹bn¹³ go zaciœniêt¹piêœci¹ w podbródek, pozbawiaj¹c przytomnoœci.W pewnym sensie mo¿na by³o to uznaæ za przejaw humanitaryzmu.Prawie nic nieboli tak bardzo jak po³amane ¿ebra.Zgasi³ œwiat³a, wysiad³ z samochodu i pobieg³ w kierunku wejœcia do domu.Wotwartych drzwiach sta³a s³u¿¹ca.A, to pan, majorze Bonner.Zdawa³o mi siê, ¿e s³ysza³am samochód.Jak siê panmiewa?Znakomicie, Lillian.Gdzie jest pan Trevayne?Na dole, w gabinecie.Odk¹d przyjecha³, w ogóle nie odchodzi od telefonu.Zadzwoniê do niego i powiem mu, ¿e pan jest tutaj.Paul pamiêta³ dŸwiêkoszczelny gabinet Andrew.Nie sposób by³o us³yszeæ tamnadje¿d¿aj¹cego samochodu.W ogóle nic nie mo¿na by³o tam us³yszeæ.Lillian, nie chcia³bym ciê niepokoiæ, ale musimy wy³¹czyæ wszystkie œwiat³a.Natychmiast.Proszê?Lillian by³a nowoczesn¹ s³u¿¹c¹, ale ho³dowa³a starym tradycjom; przyjmowa³apolecenia wy³¹cznie od pracodawców, nigdy od ich goœci.Sk¹d mogê zadzwoniæ do pana Trevayne'a? - zapyta³ Bonner, wchodz¹c do holu.Niemia³ czasu na przekonywanie s³u¿¹cej.Tutaj, proszê pana.- Lillian wskaza³a aparat przy schodach.– Proszê wcisn¹ætrzeci guzik.Paul! - wykrzykn¹³ zdumiony Trevayne.- Co ty tutaj robisz?Porozmawiamy o tym póŸniej.Mo¿emy nawet siê pok³Ã³ciæ, jeœli masz takie¿yczenie, ale na razie powiedz Lillian, ¿eby robi³a, co jej ka¿ê.Musimy zgasiæwszystkie œwiat³a.To powa¿na sprawa, Andy.Trevayne nie waha³ siê ani chwili.- Daj mi j¹.Lillian powiedzia³a tylko cztery s³owa:- Tak jest, proszê pana.Jeœli siê poœpieszy, nie powinno jej to zaj¹æ du¿o czasu - pomyœla³ Bon-ner,zagl¹daj¹c przelotnie do salonu.Wydawa³o mu siê, ¿e na piêtrze tak¿e pali³osiê kilka œwiate³.Nie móg³ jej pomóc.Przede wszystkim musia³ porozmawiaæ zAndym.- Lillian, jak tylko skoñczysz, zejdŸ do gabinetu pana Trevayne'a.Nie ma siêczego obawiaæ.Po prostu staram siê nie dopuœciæ do tego, ¿eby musia³ spotkaæsiê z kimœ, kogo nie powinien i na pewno nie chce widzieæ.Z pewnoœci¹ tospotkanie by³oby przykre dla obu stron.Wyjaœnienie okaza³o siê wystarczaj¹ce.Lillian westchnê³a z rezygnacj¹.Paulosi¹gn¹³ zamierzony cel: wyeliminowa³ strach, który móg³by zmniejszyæskutecznoœæ dzia³ania.Ruszy³ w kierunku schodów prowadz¹cych na dó³, staraj¹csiê zachowywaæ mo¿liwie swobodnie, ale jak tylko znikn¹³ s³u¿¹cej z oczu,popêdzi³ co si³ w nogach, przeskakuj¹c po trzy stopnie.Trevayne sta³ przy biurku us³anym ¿Ã³³tymi kartkami powyrywanymi z notatnika.Na litoœæ bosk¹, o co chodzi? Sk¹d siê tu wzi¹³eœ?Chcesz powiedzieæ, ¿e nie dzwonili do ciebie ani Sam, ani Alan?Zadzwoni³ Sam.Znikn¹³eœ bez s³owa wyjaœnienia.Czy to jakaœ nowa taktyka?Próbujesz ataku z zaskoczenia? Jestem pewien, ¿e by³byœ do tego zdolny.Zamknij siê, do cholery! Mia³bym pe³ne prawo tak post¹piæ.S³usznie.Wybacz mi.Wydawa³o mi siê to konieczne.Masz tu jakieœ zas³ony albo ¿aluzje?Tak, sterowane elektrycznie.Przyciski s¹ po obu stronach okna, zaraz cipoka¿ê.Nie ruszaj siê! - warkn¹³ Bonner.Dostrzeg³ ju¿ dwa guziki i nacisn¹³ jekolejno.Pionowe ¿aluzje zasunê³y siê z cichym szmerem.- Jezu, co za pomys³!To przez mojego szwagra.On uwielbia takie zabawki.Nieoceniony Douglas Pace, wynajmuj¹cy dwa ma³e odrzutowce i podró¿uj¹cyjednoczeœnie miêdzy San Francisco, San Bernardino, Houston, Boise, Tacoma ilotniskiem Dullesa.Bonner odwróci³ siê do Trevayne'a i spojrza³ mu prosto w oczy.W pokoju zapad³acisza.Zabra³eœ siê do roboty z ogromnym zapa³em, prawda Paul? - przerwa³ j¹ wreszcieAndrew.To nie by³o trudne.Wyobra¿am sobie.Sam te¿ zajmowa³em siê kiedyœ takimi rzeczami.Masz za ma³o ludzi.Nawet nie wiesz, co za sob¹ zostawiasz.Ktoœ próbuje cisiê dobraæ do skóry.Przypuszczam, ¿e bêdzie tu najdalej za kilka minut.O czym ty mówisz?Bonner opowiedzia³ mu w skrócie o ostatnich wydarzeniach.Trevayne przerazi³siê, dowiedziawszy, ¿e Phyllis zosta³a bez opieki, ale Paul uspokoi³ go nieco,informuj¹c o podjêtych œrodkach zaradczych.Zminimalizowa³ wagê incydentu nadrodze, mówi¹c tylko, ¿e nieprzytomny mê¿czyzna znajduje siê obecnie w gara¿uTrevayne'a.Znasz kogoœ o imieniu Mario?De Spadante - odpar³ natychmiast Andrew.Szef mafii?Tak.Mieszka w New Haven.Kilka dni temu by³ w San Francisco.Jego ludzierobili wszystko, by to ukryæ, ale jesteœmy niemal pewni, ¿e to by³ on.W³aœnie tu jedzie.W takim razie zaprosimy go na rozmowê.Zgoda, ale na naszych warunkach.Pamiêtaj, ¿e to on odwo³a³ ochronê, cooznacza, ¿e ma powi¹zania z kimœ bardzo wa¿nym w Waszyngtonie.Jego cz³owiekpróbowa³ mnie zabiæ.Nie powiedzia³eœ mi tego - odpar³ Andrew takim tonem, jakby nie do koñcawierzy³ w s³owa Paula.Bo szkoda mi czasu na szczegó³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]