[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ju¿ nigdy nie zobaczymy Delmak-O - zapewni³ j¹ Belsnor.- Dziêki Bogu.- Przy pomocy Thugga i Babble'a Roberta Rockingham usiad³a zpowrotem na koi.- Dziêkujê wam.To bardzo mi³e z waszej strony.Czy mog³abymdostaæ trochê kawy, panie Morley?- Kawy? - powtórzy³ ze zdziwieniem.Dopiero po chwili przypomnia³ sobie, ¿epe³ni na pok³adzie Persusa 9 funkcjê kucharza.Ca³y bezcenny zapas ¿ywnoœci,³¹cznie z kaw¹, herbat¹ i mlekiem, znajdowa³ siê pod jego opiek¹.- Nastawiêkawê - poinformowa³ wszystkich.Poszed³ do kuchni i nasypa³ do ekspresu kilka czubatych ³y¿ek sto³owych dobrejkawy.Przy okazji zauwa¿y³ po raz kolejny, ¿e jej zapas wyraŸnie siêzmniejszy³.Za kilka miesiêcy zu¿yj¹ j¹ do koñca.Zdecydowa³ jednak, ¿e w chwilach takich jak ta nie sposób siê obejœæ bezfili¿anki kawy.Wszyscy jesteœmy roztrzêsieni, chyba jak jeszcze nigdy dot¹d.Do kuchni wesz³a jego ¿ona.- Czym by³ Budynek? - zapyta³a.- Hal¹ monta¿ow¹ Boeinga na Proximie 10 - powiedzia³, nape³niaj¹c ekspres wod¹z zamkniêtego obiegu.-Tam zbudowano statek i tam weszliœmy na jego pok³ad,pamiêtasz? Spêdziliœmy u Boeinga szesnaœcie miesiêcy, przechodz¹c szkolenie,sprawdzaj¹c statek, ³aduj¹c zapasy i wyszukuj¹c usterki.Szykowaliœmy Persusa 9do podró¿y.Przez cia³o Mary przebieg³ dreszcz.- A ci ludzie w czarnych kombinezonach?- Nie wiem.Do pomieszczenia wszed³ Ned Russell, szef bezpieczeñstwa statku.- Mogê wam powiedzieæ, kim byli.Stanowili nasz¹ nieœwiadom¹ próbê przerwaniaseansu i zaczêcia wszystkiego od pocz¹tku.Byli sterowani myœlami tych, którzy„umarli”.- Ciekawe, sk¹d o tym wiesz - mruknê³a zaczepnie Mary.- Spokojnie.- Seth obj¹³ ¿onê ramieniem.Od samego pocz¹tku wiêkszoœæ za³oginie lubi³a Russella.W³aœciwie nie by³o w tym nic dziwnego, jeœli wzi¹æ poduwagê pe³nion¹ przez niego funkcjê.- Za³o¿ê siê, Russell, ¿e pewnego dnia spróbujesz zaw³adn¹æ statkiem i odebraædowodzenie kapitanowi Belsnorowi - powiedzia³a Mary.- Nie - odpar³ flegmatycznie Ned Russell.- Interesuje mnie wy³¹czniezapewnienie spokoju na pok³adzie.Po to mnie tu przys³ano i tylko to mam zamiarrobiæ, bez wzglêdu na to, czy to siê komuœ podoba, czy nie.- Bo¿e, có¿ bym da³ za to, ¿eby naprawdê istnia³ jakiœ Orêdownik - powiedzia³Morley.Wci¹¿ nie bardzo móg³ uwierzyæ, ¿e sami wymyœlili teologiêSpecktowsky'ego.- Kiedy w Tekel Upharsin przyszed³ do mnie Chodz¹cy po Ziemi,wygl¹da³ jak prawdziwy.Nadal wszystko wydaje mi siê prawdziwe.Nie mogê siêotrz¹sn¹æ.- W³aœnie w tym celu to stworzyliœmy - zauwa¿y³ Russell.- Nie mieliœmy nictakiego, a bardzo tego potrzebowaliœmy.Teraz wróciliœmy do rzeczywistoœci,Morley.Znowu musimy stawiæ czo³o temu, co naprawdê nas otacza.To niezbyt mi³euczucie, prawda?- Prawda - potwierdzi³ Seth Morley.- Chcia³byœ znaleŸæ siê jeszcze raz na Delmak-O? - zapyta³ Ned Russell.- Tak - odpowiedzia³ po chwili.- Ja te¿ - doda³a Mary.- Obawiam siê, ¿e muszê siê z wami zgodziæ - mrukn¹³ Russell.- Chocia¿ by³otam okropnie, chocia¿ wszyscy wstrêtnie siê zachowywaliœmy, to przynajmniejistnia³a jakaœ nadzieja.A tutaj, na statku.- Gwa³townie machn¹³ rêk¹.-¯adnej nadziei! Zupe³nie nic.Mo¿emy tylko czekaæ, a¿ siê zestarzejemy, tak jakRoberta Rockingham, i umrzemy.- Pani Rockingham ma du¿o szczêœcia - zauwa¿y³a z gorycz¹ Mary.- Bardzo du¿o - zgodzi³ siê Russell.Jego twarz wykrzywi³a siê w grymasiewœciek³oœci, bólu i ca³kowitej bezsilnoœci.Rozdzia³ szesnastyPo obejrzeniu przez lekarza zdjêcia rendgenowskiego Maggie Walsh dowiaduje siê,¿e jej stan jest beznadziejny.„Wieczorem” po kolacji spotkali siê w sterowni.Nadszed³ czas, ¿eby obmyœliækolejny poliencefaliczny œwiat.Musieli zrobiæ to razem, gdy¿ w przeciwnymwypadku wykreowana rzeczywistoœæ rozpad³aby siê szybko, tak jak to siê sta³o zDelmak-O.W ci¹gu piêtnastu lat nabrali znacznej wprawy.Szczególnie Tony Dunkelwelt, który wiêkszoœæ ze swoich osiemnastu lat ¿yciaspêdzi³ na pok³adzie Persusa 9.Tworzenie poliencefalicznych œwiatów sta³o siêdla niego czymœ zupe³nie naturalnym.- W pewnym sensie wcale nie posz³o nam najgorzej - powiedzia³ kapitan Belsnor.- Pozbyliœmy siê prawie dwóch tygodni.- A mo¿e tym razem zdecydujemy siê na planetê pokryt¹ wod¹? - zaproponowa³aMaggie Walsh.- Moglibyœmy byæ delfinopodobnymi ssakami ¿yj¹cymi w ciep³ychmorzach.- To ju¿ by³o - odpar³ Russell.- Jakieœ osiem miesiêcy temu, nie pamiêtasz?Chwileczkê.Tak, nazwaliœmy j¹ Aauasoma 3 i spêdziliœmy tam trzy miesi¹ceczasu rzeczywistego.Bardzo przyjemny pobyt, a w dodatku jeden z najd³u¿szych.Ma siê rozumieæ, wtedy nie byliœmy jeszcze tak wrogo nastawieni do siebie.- Przepraszam - powiedzia³ Seth Morley, a nastêpnie wsta³ i wyszed³ z kabiny naw¹ski korytarz.Przystan¹³, tr¹c bezwiednie ramiê.Odczuwa³ w nim czysto psychosomatyczny bólstanowi¹cy wspomnienie o Delmak-O; zapewne bêdzie go czu³ jeszcze co najmniejprzez tydzieñ.To wszystko, co nam zosta³o, pomyœla³.Ból i szybko zanikaj¹cewspomnienia.A mo¿e by tak wymyœliæ œwiat, w którym le¿ymy w trumnach, martwi i zagrzebanig³êboko pod ziemi¹? Przecie¿ w gruncie rzeczy tylko tego pragniemy.Od czterech lat na statku nie zanotowano ¿adnego samobójstwa.Populacjaustabilizowa³a siê, przynajmniej na jakiœ czas.Do chwili, kiedy umrze Roberta Rockingham.Chcia³bym umrzeæ razem z ni¹, pomyœla³.Ile jeszcze mo¿emy wytrzymaæ? Ju¿nied³ugo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]