[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A¿ za dobrze rozumiem problemy, z jakimi musz¹ siê uporaæ niektórzy z tychNiemców - rzek³ Armstrong nape³niwszy kieliszek swego towarzysza.- Sam jestem¯ydem.- Pan mnie zadziwia, kapitanie - rzek³ Hallet.- Ale wszak jest pancz³owiekiem, który ma w zanadrzu wiele niespodzianek - doda³, poci¹gaj¹c ³ykwina.Armstrong spojrza³ badawczo na Halleta, ale nie dostrzeg³ na jego twarzy cieniaironii.- Móg³by pan pomóc mi w rozwik³aniu ciekawego przypadku, który w³aœnie ostatniodo mnie trafi³ - odwa¿y³ siê wreszcie.- Z najwiêksz¹ chêci¹ - rzek³ Hallet.- To ³adnie z pañskiej strony - powiedzia³ Armstrong, nie dotykaj¹c swegokieliszka.- Chcia³bym siê dowiedzieæ, jakie ma prawa niemiecki ¯yd, któryprzed wojn¹ sprzeda³ nie-¯ydowi udzia³y towarzystwa.Czy mo¿e teraz, po wojnie,¿¹daæ ich zwrotu?Prawnik przez chwilê milcza³, i tym razem wygl¹da³ na zaskoczonego.- Tylko wtedy, jeœli osoba, która je naby³a, jest na tyle przyzwoita, ¿eby jeodsprzedaæ.W przeciwnym wypadku nic nie mo¿na poradziæ.Tak stanowi¹ ustawynorymberskie z tysi¹c dziewiêæset trzydziestego pi¹tego roku, o ile dobrzepamiêtam.- To niesprawiedliwe - skomentowa³ Armstrong.- Tak - odpar³ prawnik, poci¹gaj¹c nastêpny ³yk wina.- Ale takie wówczasobowi¹zywa³o prawo, a obecnie nie ma takiej cywilnej w³adzy, która mog³aby jeznieœæ.Muszê powiedzieæ, ¿e to wino jest naprawdê doskona³e.Sk¹d je panwytrzasn¹³?- Mój dobry przyjaciel w sektorze francuskim ma niewyczerpane zapasy.Je¿elipan chce, mogê panu przys³aæ ca³¹ skrzynkê.Nastêpnego dnia pu³kownik Oakshott otrzyma³ zezwolenie dla kapitana Armstrongana odwiedzenie obozu dla internowanych w Anglii w dowolnym dniu nastêpnegomiesi¹ca.- Ale ograniczyli pana do Bridgend - oznajmi³ pu³kownik.- To zrozumia³e - rzek³ Armstrong.- I wyraŸnie zaznaczyli - ci¹gn¹³ pu³kownik, czytaj¹c z notatnika roz³o¿onegona biurku - ¿e wolno panu rozmawiaæ tylko z trzema jeñcami i ¿e ¿aden z nichnie mo¿e mieæ wy¿szej rangi od pu³kownika.To s¹ œcis³e rozkazy zkontrwywiadu.- Jestem pewien, ¿e sobie poradzê mimo tych ograniczeñ - rzek³ Armstrong.- Miejmy nadziejê, ¿e to wszystko na coœ siê zda, Dick.Ja nadal nie jestemprzekonany, jak pan wie.- A ja mam nadziejê dowieœæ panu, ¿e siê pan myli, panie pu³kowniku.Armstrong wróci³ do biura i poleci³ Sally za³atwiæ sprawy zwi¹zane z podró¿¹.- Kiedy chcesz jechaæ? - zapyta³a.- Jutro - odpar³.- G³upie pytanie - mruknê³a.Sally za³atwi³a mu lot do Londynu nastêpnego dnia na miejscu genera³a, któryzrezygnowa³ w ostatniej chwili.Dopilnowa³a te¿, ¿eby czeka³ na niego samochódz szoferem, który zawiezie go od razu do Walii.- Ale kapitanowi nie przys³uguje samochód i szofer - powiedzia³, gdy Sallywrêczy³a mu dokumenty podró¿y.- Przys³uguje, jeœli dowódcy brygady zale¿y, aby fotografia jego córki ukaza³asiê napierwszej stronie „Telegrafu", kiedy przyjedzie do Berlina w przysz³ymmiesi¹cu.- Dlaczego by mu mia³o na tym zale¿eæ? - spyta³ Armstrong.- Za³o¿y³abym siê, ¿e nie mo¿e wydaæ jej za m¹¿ w Anglii - powiedzia³a Sally.-Dobrze wie, ¿e tu lec¹ na ka¿d¹ spódniczkê.Armstrong siê rozeœmia³.- Gdyby to ode mnie zale¿a³o, Sally, to da³bym ci podwy¿kê.A tymczaseminformuj mnie nadal o wszystkim, czego siê dowiesz o Lauberze.Ale dos³ownie owszystkim.Wieczorem przy kolacji Dick powiedzia³ ¿onie, ¿e jedzie do Anglii miêdzy innymipo to, ¿eby siê rozejrzeæ, czy dostanie pracê, kiedy zostanie zdemobilizowany.Chocia¿ Charlotte zmusi³a siê do uœmiechu, ostatnio nie zawsze by³a pewna, ¿em¹¿ mówi jej ca³¹ prawdê.Jeœli próbowa³a coœ z niego wydobyæ, zawsze broni³siê s³owami „œciœle tajne" i puka³ siê palcem wskazuj¹cym w nos, jak topodpatrzy³ u pu³kownika Oakshotta.Szeregowiec Benson zawióz³ Armstronga na lotnisko nastêpnego dnia rano.Przezg³oœniki Tannoya w hali odlotów przemówi³ g³os:- Kapitan Armstrong jest proszony o zg³oszenie siê do najbli¿szego wojskowegotelefonu przed wejœciem na pok³ad samolotu.Armstrong by siê zg³osi³, gdyby nie siedzia³ w samolocie, który w³aœnie ko³owa³na start.Kiedy po trzech godzinach wyl¹dowa³ w Londynie, przemierzy³ pole startowe ipodszed³ do kaprala, który sta³ oparty o b³yszcz¹cego czarnego austina itrzyma³ planszê z wypisanym jego nazwiskiem.Kapral wyprê¿y³ siê i zasalutowa³na widok zbli¿aj¹cego siê oficera.- Natychmiast jedziemy do Bridgend - powiedzia³ Armstrong, zanim tamten zd¹¿y³otworzyæ usta.Pojechali drog¹ A40 i Armstrong w ci¹gu paru minut zapad³ wdrzemkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]