[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vicky podniosła oczy znad pisma - najnowszego „Vogue” - i powiedziała:- Czekaj, chwilę.Jeśli ten dzieciak jest zdrowy, to czemu Tim dostał wiadomość, że zachorował?- Nie mam pojęcia, pani Lord.Ja nie dzwoniłam do pana Lorda.Eliasz czuje się świetnie.Vicky przyjrzała się pokojówce.- Więc mówisz, że niepotrzebnie odwołano mnie z lotniska i kazano wracać do hotelu?- Musiała zajść jakaś pomyłka.- Lupe wzruszyła ramionami.- Może w hotelu coś pokręcili? Ale w sumie to nawet lepiej.Nie chciałaby pani chyba siedzieć na planie przy tej pogodzie.- Skinęła głową w stronę okna, za którym właśnie zaczynał padać śnieg.- Mogłaby pani utknąć na tej górze na całą noc.Vicky, idąc za wzrokiem Lupe, aż sapnęła.- Masz rację, paskudnie to wygląda.Wolę już siedzieć tutaj.- A potem, z uroczo ściągniętymi brwiami, dodała: - Biedni Jack i Lou, lecą w taką zawieruchę.Mam nadzieję, że nic im się nie stanie.Frank Calabrese spojrzał na listę najważniejszych telefonów, którą trzymał zawsze koło aparatu w kuchni.W ciągu czterdziestu lat służby Frank nauczył się paru rzeczy.Na przykład, nigdy nie nosić białych podkoszulków; jasny materiał wyglądający z rozchylonego kołnierza munduru tworzył idealny cel dla bandytów.Co prawda, nigdy w trakcie swojej służby nie został postrzelony.Ale ostrożność nie zawadzi.Poza tym czarne podkoszulki miały tę dodatkową zaletę, że nie było na nich widać śladów po kanapkach z klopsikami mięsnymi, które lubił jadać na lunch.Ale jeszcze ważniejsze niż lata służby w nowojorskiej policji było czterdzieści lat, które Frank poświęcił wychowywaniu piątki dzieci.Niestety, przez ostatnie dziesięć lat, to znaczy odkąd jego żona Helen zmarła na raka piersi, musiał radzić sobie z rodzicielskimi obowiązkami sam, i radził sobie całkiem nieźle.A chociaż cała piątka była już w zasadzie dorosła i niekoniecznie potrzebowała stałego nadzoru, nauczył się jednego - że praktycznie jest trzymać numery telefonów wszystkich dzieci w jednym miejscu, blisko aparatu - obok innych ważnych numerów, na przykład, pizzy na telefon czy bezpłatnej infolinii, przez którą zamawiał bilety na mecze drużyny Yankees.Teraz wpatrywał się w listę, mrużąc krótkowzroczne oczy; uparcie odmawiał noszenia okularów.Wkładał je tylko do czytania kryminałów, które pochłaniał w dużych ilościach, odkąd przeszedł na emeryturę.Wreszcie znalazł numer i wystukał.Oczywiście, nie odebrała.Jak zwykle.Po co w ogóle ma komórkę, skoro i tak nigdy nie odbiera? Odezwała się poczta głosowa.Nie był pewien, czy powinien się nagrać.Gdyby żyła Helen! Ona by wiedziała, czy to wypada nagrywać się na sekretarkę, żeby pocieszyć własną córkę porzuconą przez faceta.Wypada, nie wypada, po głębszym zastanowieniu Frank uznał, że nie obchodzi go, czy popełni nietakt, więc powiedział:- Lou.Tu tatuś.Słuchaj, widziałem to.W gazetach.O Barrym.Co jeszcze dodać? „Nigdy go nie lubiłem”? Nie.Próbował tego z Nickiem, kiedy on i Angie się rozstali i na czym się skończyło? Zaraz znów się zeszli, a Nick, ten idiota, powtórzył wszystko Angie i odtąd Frankowi obrywały się od sympatii najmłodszego syna wyłącznie nienawistne spojrzenia.Na szczęście, rozstali się znowu po paru miesiącach, ale do dziś pamiętał, jak mu było głupio.Zatem nie mógł powiedzieć prawdy: że nigdy nie lubił Barry'ego Kimmela, od pierwszego dnia, kiedy Lou przyprowadziła go do domu.Nie cierpiał palanta od chwili, kiedy stanął na progu ich domu w białych spodniach i różowej - różowej! - koszuli z żabotem i gadał do Helen tym swoim głosem podrabianego Kennedy'ego.Frank nabrał wtedy ochoty, żeby zmazać mu z gęby zarozumiały uśmieszek.Ale tego wszystkiego nie mógł powiedzieć, zdecydował się więc na nieco stonowaną wersję.- Co ja mam ci doradzić, mała? Ten facet nie zasługuje na taką dziewczynę jak ty, to jasne.No bo facet, który wolał ożenić się z jakąś dmuchaną lalą, zamiast z moją małą dziewczynką.Posłuchaj, nic się nie martw.Wiesz, co powiedziałaby twoja matka? Że w tej rzece jest wiele ryb i.że twój statek któregoś dnia jeszcze przypłynie i.hm.On i tak nigdy do ciebie nie pasował.Jakoś nie brzmiało to dokładnie tak jak trzeba.Ale przecież Helen powiedziała mniej więcej coś takiego, kiedy Adam rozstał się ze swoją pierwszą ważną dziewczyną, więc Frank brnął dalej.- Taa - ciągnął.- No właśnie.Cóż, mam nadzieję, że dobrze sobie radzisz.Jeśli masz ochotę przyjechać do domu, twój pokój cały czas na ciebie czeka.No i wszyscy chłopcy się ucieszą, jak cię wreszcie zobaczą.I nie musisz się tutaj martwić o rozgłos.Wiesz, nie damy ci zapomnieć o własnych korzeniach.Oscar, nie Oscar.hej, a skoro mowa o Oscarach, wiesz, co powinnaś zrobić z tą swoją statuetką, prawda? To znaczy, Barry'emu? No cóż, może nie powinienem tego mówić, ale.Przerwał i otarł dłonią twarz.Helen, pomyślał sobie, zawsze wiedziała, co powiedzieć Lou.Z chłopakami szło mu łatwiej.Można im było powiedzieć wszystko - nawet Adamowi, najwrażliwszemu z nich - a oni sobie z tym radzili.Jednak Lou zawsze była inna.„Moja genialna córka”, mawiała o niej Helen i wcale się nie myliła.Lou nigdy nie była taka jak chłopcy, i to bynajmniej nie dlatego, że jest dziewczyną.Ona po prostu.No cóż, za dokładnie wszystko analizowała.Korzystna cecha u pisarza, pomyślał, chociaż u policjanta niekoniecznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]