[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To on do nas przyszedł pierwszy z historią o sabotażu jako przyczynie katastrofy wahadłowca.Dyrektor zwróciła się znów do Eamons.- Proszę o przygotowanie listy ludzi z Tricontinental, których woził Rodriguez.- Już ją mam - odparła Eamons.- Mogę pani przesłać z mojego komputera.- Poproszę - rzekła dyrektor.- I to natychmiast.Potrzebna mi ta lista, zanim zdecyduję, ile mogę powiedzieć ludziom z Waszyngtonu.***Dan spał, budząc się często.Śniły mu się jakieś koszmary, Jane, Scanwell i jakiś ciemny, pozbawiony twarzy potwór majaczący w pobliżu.Wstał o wschodzie słońca, zrozpaczony, zdezorientowany i całkowicie bez pomysłu, co zrobić w sprawie Jane.Wyszła za niego.Wyszła za niego w tajemnicy.Nie chcą, żeby ktokolwiek się dowiedział.Ale mnie o tym powiedziała.Ciekawe, co to za małżeństwo; za wiele się nie widują.Ale wyszła za niego.Sypia z nim.A ty sypiasz z innymi kobietami, przypomniał mu sardoniczny głos.Do licha, dzień przed przyjazdem Jane kotłowałeś się z Vicki Lee.To nic nie znaczy, odpowiedział sobie.Nie ma tu żadnego uczucia, żadnej więzi.Ale ona wyszła za Scanwella; są mężem i żoną.Spierając się w duchu z samym sobą, Dan ubrał się i poszedł do biura jeszcze przed jego oficjalnym otwarciem.Ledwo usiadł przy biurku, kiedy przez drzwi zajrzała April.- Śniadanie? - spytała, jakby nic się nie stało.- Kawy?- Gdzie byłaś w piątek?- Nie dostał pan ode mnie wiadomości? - spytała, wchodząc do jego gabinetu.- Prosiłam Kelly, żeby zadzwoniła.- Kelly?- Eamons.Agentka FBI.Dan potrząsnął głową.- Co się stało?Usiadła przy biurku i opowiedziała całą historię o Kinskym, Roberto i policji.- Len sprzedawał temu facetowi informacje? - spytał Dan; sam pomysł najwyraźniej do niego nie docierał.April pokiwała ponuro głową.- To przerażający typ.Przerażający.- Siedzi?- Wypuścili go za kaucją.- Doskonale - mruknął Dan i przyjrzał się twarzy April, myśląc: jeśli się boi, to nie daje tego po sobie poznać.- Więc gdzie jest teraz Len?- Nie wiem.Pewnie w samolocie lecącym jak najdalej stąd.- Bał się, co?- Był sztywny ze strachu.- A ty? Potrzebujesz jakiejś ochrony?April zawahała się.- Nie sądzę, żeby Roberto.cóż, może.Zadrżała.- Dobrze - rzekł Dan, krzywiąc się.- Połącz mnie z O’Connellem z ochrony.I muszę dziś rano pogadać z Gerrym Adairem.Skinęła głową.- Coś jeszcze?Dan zawahał się, po czym rzekł:- Skoro Len odszedł, potrzebuję kogoś, kto się zajmie PR-em.- Mogę zadzwonić do paru headhunterów.- Nie.Nie stać nas.- Dan wymierzył w nią palec jak lufę pistoletu.- Ty się zajmiesz PR-em.- Ja? - April była przerażona.- Ty.Skoro Len sobie poradził, to ty też możesz.Jesteś o wiele inteligentniejsza od niego.- Ale ja nic na ten temat nie wiem! - zaprotestowała April.Dan rozłożył ręce.- To jest proste.Kiedy reporterzy o coś pytają, podajesz im przygotowane wcześniej odpowiedzi.Len ma stosy gotowych oświadczeń.Jeśli dostaniesz pytanie, którego dotąd nie było, pomogę ci napisać odpowiedź.- Ale.- Jak będziemy chcieli przygotować oświadczenie dla prasy, pogrzebiesz w plikach Lena, ma tam kontakty, nazwiska, powiązania, adresy e-mail.Nic trudnego.April nie wyglądała na przekonaną.- Potrafisz, mała, PR opiera się na kontaktach, a Len przygotował całkiem przyzwoitą listę.- To na pewno coś więcej - upierała się April.- Nie - odparł Dan.- I nawet dam ci podwyżkę.Małą podwyżkę.Zaśmiała się.- Dobrze, spróbuję.Ale nie mam o tym pojęcia.- Poradzisz sobie.I otworzy się przed tobą zupełnie nowa ścieżka kariery.Potrząsnęła słabo głową, ale przestała protestować.- No, dobrze - mruknęła.- Coś jeszcze?Dan potrząsnął głową.- Nie, chyba że umiesz skądś wykopać miliard dolarów.I wymyślić, jak odgonić wilki od bram.- Wierzycieli?- Miałem na myśli raczej Tricontinental i Yamagatę, ale cóż, tak, wisimy różnym ludziom masę forsy, nie? - Dan roześmiał się przekornie.- A skoro już o wilku mowa - rzekła April, wstając z krzesła - ma pan wiadomości z piątku, od pana Yamagaty i pana al-Baszyra.- Fantastycznie - odburknął Dan.***Godziny spędzone w areszcie u szeryfa najwyraźniej nie zrobiły na Robercie wielkiego wrażenia, bo w poniedziałek rano stawił się do pracy w firmie wynajmującej limuzyny.Miał na ten dzień tylko jedno zadanie: odebrać z lotniska Asima al-Baszyra, który przed południem miał przybyć na międzynarodowe lotnisko koło Houston.Główny dyspozytor, nieokrzesany stary Murzyn, spojrzał na Roberta podejrzliwie i rzekł, potrząsając głową:- Ależ z ciebie gwiazda, Roberto! Ten Arab płaci kupę forsy tylko za to, żebyś siedział całe rano na tyłku i w południe pojechał go odebrać z lotniska.Nie chce nikogo innego.Roberto mruknął coś niewyraźnie.- Co ty robisz temu Arabowi, że mu się tak spodobałeś?Roberto miał ochotę podnieść staruszka i potrząsnąć nim jak pustą tykwą, ale dyspozytor był odważnym człowiekiem; taka odwaga przychodzi z wiekiem.Wiedział, że niedługo umrze, więc nie bał się niczego.Poza tym obskoczyliby go inni kierowcy, a Roberto nie mógł sobie pozwolić na kłopoty z policją, kiedy ciążyło na nim oskarżenie o włamanie w hrabstwie Callhoun.Dyspozytor znów się odezwał, z błyskiem w oku, jak ktoś, kto lubi się droczyć:- Słyszałem, że te Araby to straszne pedały.Ten Arab cię podrywa, Roberto, chłopczyku?Roberto wyszarpnął podkładkę do pisania z rąk staruszka i złamał ją, po czym bez słów wręczył zdumionemu dyspozytorowi połamane kawałki i odszedł.WASZYNGTON, DYSTRYKT KOLUMBIINieoznakowany sedan przewiózł senator Jane Thornton z międzynarodowego lotniska imienia Ronalda Reagana do jej apartamentu niedaleko Dupont Circle, koło Connecticut Avenue i Embassy Row.Bycie senatorem Stanów Zjednoczonych wiąże się z pewnymi przywilejami.Członek tego ekskluzywnego klubu, liczącego zaledwie sto osób, może zadzwonić do dyrektora CIA w niedzielny wieczór z pokładu prywatnego samolotu i wyciągnąć go z kolacji, żeby z nim porozmawiać.Senator może też zadzwonić do dyrektor FBI i poprosić o jak najściślejszą współpracę z CIA w ramach dochodzenia w sprawie katastrofy wahadłowca Astro Corporation.Przebierając się w urządzonym ze smakiem luksusowym apartamencie przed wyjściem do pracy na wzgórzu kapitolińskim, Jane uświadomiła sobie, jak ciche i puste jest to mieszkanie i jak samotnie się w nim czuje.Powracała myślą do Dana, tęskniąc za jego dowcipem, energią, pasją.Przy Danie nie można było się nudzić, nic nie było przewidywalne ani rutynowe.Nawet to, co ich rozdzieliło, szalony zapał do zbudowania satelity, był czymś wspaniałym, czymś tak ważnym.A teraz nas połączył, choć na chwilę.To niemożliwe, myślała Jane, jadąc pustą windą do garażu, gdzie czekał na nią samochód z kierowcą, prawie nie słysząc dyskretnej muzyki sączącej się z głośników na suficie.Dan i ja po prostu nie możemy być razem.Nie mogę zranić Morgana.Gdybym poprosiła go o rozwód, jego szanse na prezydenturę ległyby w gruzach.A tak starannie to wszystko zaplanowaliśmy, tak dokładnie.Po zdobyciu nominacji mieliśmy ogłosić, że jesteśmy małżeństwem, może nawet odbyłaby się formalna ceremonia Olbrzymia sensacja.A potem tkwiłabym u jego boku przez całą morderczą kampanię.W każdej minucie.Przy każdym kroku przybliżającym go do Białego Domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]