[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gadajcie tak, żebym zrozumiała, o co wam chodzi - mruczała, ale wyjęła z kredensu trzy grube kryształowe szklanki.Stanowczym ruchem postawiła je na stole.Haro obejrzał, butelki i zapytał:- Czy w tym domu jest korkociąg? Bogu dzięki, butelki mają solidne korki, a nie te nowoczesne nakrętki.Oto i korkociąg, dziękuję.Proszę, żeby damy usiadły na kanapie.Drzwi zostawimy otwarte, żebyśmy słyszeli, kiedy obudzi się trzecia dama.Nalał do szklanek tyrolskiego wina, podał szklanki Margret, potem Barbi, i rzekł:- A teraz wypijmy za Schultenhof.Niech się stanie tak piękny, żeby Margret, Barbi i mała Lizi, nó i ja, chętnie i często tutaj przebywali.Barbi opróżniła szklankę do dna i mruknęła:- Dobre.Ale nic nie rozumiem, o co chodzi?Haro, dokładnie wytłumaczył, o czym tak długo rozmawiali z Margret, co planuje, co tu się musi zmienić.Opowiedział, że wkrótce przyjdą rzemieślnicy i że wszystko musi się stać szybko, żeby przed zimą Schultenhof był zabezpieczony przed mrozem i zaspami! Na chwilę przerwał, uśmiechnął się do staruszki i dodał:- Potem, Barbi, urządzimy wesele.A wy, kochana Barbi, będziecie świadkiem na ślubie, a drugim będzie właściciel gospody „Pod Jeleniem”.Objaśnił, że obowiązki służbowe wzywają go do Monachium i kilka tygodni nie będzie się pokazywał w Schultenhofie.Zaraz przekaże na konto Margret odpowiednią sumę, wystarczającą do opłacenia wszelkich robót i na potrzebne zakupy.Zakończył słowami:- W każdym razie wasz jadłospis musi się zmienić.Żadnych mlecznych zup na kolację! Rozczochrana Barbi zawołała ze śmiechem:- Albo ja mam w czubie, albo wy zwariowaliście! - Widząc, że Margret jest rozpromieniona, rzekła: - Jeżeli to dobre dla dziewczyny, dla małej i dla gospodarstwa, jest to dobre i dla mnie! O nic nie pytam.Cieszę się i będę robić, co do mnie należy.Odezwało się dziecko.Życie toczyło się zwykłym trybem.Później, kiedy Barbi położyła się spać i dziecko zasnęło, Haro opowiadał Margret o sobie i swojej pracy.Nie wspomniał ani słowem bogactwie swojej rodziny, sądził, że byłoby to nietaktenuObawiał się, że mogłoby to wzbudzić podejrzenie Margret.Zdawał sobie sprawę, że wiele od niej wymaga.Rozumiał, że trudno jej tak nagle przestawić się po tym wszystkim, co jej zaoferował.To wymagało czasu.Przede wszystkim musiała dojrzeć ich miłość.Margret musiała poznać jego szczere uczucie i dobrowolnie odwzajemnić.Usiadł obok niej na kanapie, objął ramieniem i przytulił do siebie.Omawiał różne sprawy związane z Schultenhofem.Margret jednak nie była spokojna.Powiedziała błagalnym głosem: - Na jakiej podstawie mam w to wszystko uwierzyć? A może ty żartujesz? Haro, proszę cię jeszcze raz o odpowiedź: czy to, co mówiłeś mnie i Barbi, jest prawdą? Co daje mi pewność? Błagam cię, jeżeli chciałeś się tylko przekonać, jaka będzie moja odpowiedź na to, co mi powiedziałeś, przyznaj się! Ale wtedy musisz, tak jak stoisz, natychmiast opuścić mój dom i nigdy więcej nie wolno ci tutaj przyjść! Mówiąc to Margret nie patrzyła na Haro.Drżała na całym ciele czekała na odpowiedź.Wzruszyła go jej stanowczość i sposób, w jaki dałamu możliwość wycofania się, jeżeli miałby to być z jego strony tylko głupi żart.Nie wątpił, że w razie, gdyby ją opuścił, dzielnie walczyłby o utrzymanie ojcowizny!Haro wstał, usiadł w fotelu naprzeciwko Margret.To, co chciał powiedzieć, musiał powiedzieć patrząc jej w oczy.Wziął ją za ręce, pochylił się nad jej szczupłymi, spracowanymi dłońmi i spokojnie powiedział: - Margret, rozumiem twoje obawy i twoje pytania.Może nie-byłem dostatecznie przygotowany, w jaki sposób powiedzieć ci to, co ćzuję.Przecież przyłapałaś mnie na oszustwie, więc masz prawo do podejrzeń.Nie mogę jednak powiedzieć nic innego, niż to, że bardzo cię kocham iAnie wyobrażam sobie życia bez ciębie.Proszę, nie zrozum mnie źle.Mam za sobą wiele nie zawsze godnych pochwały przeżyć, więc wyruszyłem w świat, żeby rozpocząć nowe życie i opamiętać się.Mogę powiedzieć tylko jedno: kocham cię.Podniósł głowę i zobaczył w jej oczach łzy, pocałował ją i zapytał: - Powiedz, nie wystarcza ci to, co wyznaje już nie taki całkiem młody mężczy - zna? - Chcąc rozweselić Margret mówił dalej; - Czyż moja ciężka praca nie jest dowodem miłości? Pomyśl, że męczyłem się na twardym materacu i przykrótkim łóżku, nie narzekałam na małą miednicę, nie wzdychałem do mojej luksusowej łazienki? Czy to nie wystarcza? Śmiając się przytulił ją do piersi, gładził po włosach i powtarzał:- Margret Schulte, obudź się, obudź się wreszcie! Nowe życie czeka na nas, czeka nas oboje nowe, inne życie.- No dobrze, wierzę ci, ale.- Co! „ale”?.- No ta sprawa z pieniędzmi i z rzemieślnikami, i tym, co się tutaj ma zmienić.A jeżeli rzemieślnicy wyśmieją mnie, o ile się nie wściekną?- Przyślemy im tutaj piwa, ile zechcą.A jeżeli dostaną w soboty dniówki, nic ich nie będzie obchodzić.- A skąd wezmę pieniądze?- Z banku, głuptasku!- Na jakiej podstawie?- Przekażę odpowiednią sumę na twoje konto.Rozmawiałem już z rzemieślnikami.Kiedy otrzymasz zawiadomienie, że możesz dysponować gotówką, przyjdą fachowcy.Wszystko obejrzą, wymierzą, opukają i zbadają.Za nimi pojawią się robotnicy.Zrobi się taki ruch i rwetes, że nie będziesz wiedziała, gdzie się schować z małą Lizi.Ale ja wcale nie będę cię żałował: będziesz musiała pilnować robotników, żeby do jesieni wszystko było gotowe.Czy to nie będzie najpiękniejszy moment, kiedy zatelefonuję i powiem tylko trzy słowa: „Margret, kocham cię!” Co mi odpowiesz? Margret zaśmiała się:- Teraz wreszcie wiem, gdzie się podziewałeś, kiedy nagle znikałeś z grządek!- No właśnie! Pan Turmer czekał na mnie w swoim samochodzie, przy przystanku autobusowym.Woził mnie od jednego rzemieślnika do drugiego, żebym omówił wszystko, co trzeba zrobić.Po dwu godzinach wracałem.Przeklinałem, że mnie bolą plecy, i bez słowa zjadałem kolację.Zawsze zupę mleczną!Margret zaśmiała się na cały głos:- Jak można tak kłamać i to tak długo! Ty wstrętny „parobku”! Uśmiechając się Haro ponownie nalał tyrolskiego wina.Zanim wychylili szklanki, westchnął:Wreszcie zachowujesz się jak miła dziewczyna! W duchu oboje dziękowali Bogu za szczęście.Rupert przypadkowo spojrzał na dziedziniec fabryczny przez szerokie okno swojego gabinetu.Nie wierzył własnym oczom.Ze służbowego volkswagena wysiadł dziwacznie ubrany Haro, nie tak elegancko, jak to bywało jego zwyczajem i zasadą.Rupert pomyślał, że brat wygląda tak, jakby go przepuszczono przez wyżymaczkę.Wymięta koszula, byle jakie spodnie i zwichrzone włosy! To miał być ten zawsze dbający o fason Haro? Wyjmował z auta różne dziwne pakunki i podawał je młodemu mężczyźnie, który wkładał je do bagażnika wozu brata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]